Choć najnowsza książka Jana Tomasza Grossa "Złote żniwa" ukaże się dopiero w lutym, już teraz budzi wiele emocji i kontrowersji. Zwolennicy mówią, że jest lepsza od niektórych najlepszych prac historyków. Przeciwnicy krytykują autora, nazywając go hucpiarzem i intelektualnym oszustem.
- Jan Gross nie odkrywa po raz pierwszy czegoś. Fakty, o których pisze, zjawiska o których pisze, dramaty o których pisze, były znane, tylko że dość wąskiej grupie specjalistów - mówi Jan Grabowski z Centrum Badań nad Zagładą Żydów PAN.
"Hucpiarz i intelektualny oszust"
Eksperci ci jednak posługują się hermetycznym językiem, dla wielu trudnym do zrozumienia. Dla filozofa, teologa i publicystki Haliny Bortnowskiej największą zaletą książek Grossa jest właśnie brak tej hermetyczności. - Pisze z głębi swoich uczuć, z tego co przeżywa i to się ludziom udziela - tłumaczy.
Przeciwne zdanie nt. Grossa ma Piotr Gontarczyk, historyk IPN. - To jest hucpiarz po prostu. To jest oszust, to jest intelektualny oszust - mówi, ale zastrzega, że "Złotych żniw" nie czytał. Opinię wyrobił sobie na podstawie dokładnej analizy jego wcześniejszych prac.
- Książki Jana Tomasza Grossa nie bronią się w normalnym świecie naukowym, przy normalnych regułach warsztatu. Metodą na funkcjonowanie tego autora jest po prostu skandal - dodaje Gontarczyk.
"Gdzie hermetyczny język nie jest w stanie sięgnąć"
Grabowski natomiast do prac Grossa podchodzi ze entuzjazmem.
- To, co on robi, to jest pisarstwo, to jest historia, to jest socjologia, to jest dramat. To wszystko jest podane według mnie znakomitym stylem, który jest w stanie przebić się tam, gdzie język hermetyczny, naukowy, nie jest w stanie sięgnąć - mówi.
Bortnowska dodaje: - Gross to już jest marka. Ludzie wiedzą na jakim poziomie to się będzie odbywało, mam nadzieję, że i tym razem odbywać się będzie na poziomie, który od tego autora oczekujemy.
"Coś innego niż najlepsze prace historyków"
Do napisania "Złotych żniw" traktujących o ograbianiu zwłok ofiar Holocaustu Grossa zainspirowało zdjęcie opublikowane trzy lata w reportażu "Gazety Wyborczej".
Współautor reportażu Marcin Kowalski przyznaje, że zdjęcie robi piorunujące wrażenie. - Koło tego zdjęcia nie można przejść obojętnie. Ci ludzie, którzy są na terenie tego obozu i którzy kopią wśród tych resztek ciał, przyszli tak jak do pracy. Są z jakimiś kanapkami (...), ogólnie sprawiają wrażenie, jakby przyszli kopać buraki kartofle, albo przyszli zbierać kamienie - opowiada.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24