Sąd Okręgowy w Białymstoku będzie musiał jeszcze raz zająć się sprawą prawdziwości oświadczenia lustracyjnego posła SLD Eugeniusza Czykwina - zdecydował w czwartek Sąd Apelacyjny w tym mieście. Uwzględnił więc apelację pionu lustracyjnego IPN, który chciał uchylenia wyroku oceniającego, że parlamentarzysta złożył zgodne z prawdą oświadczenie lustracyjne. Instytut chciał też zwrotu sprawy do ponownego rozpoznania.
Instytut zarzuca Czykwinowi, że ten złożył niezgodne z prawdą oświadczenie lustracyjne. Swoje oskarżenia opiera na archiwach byłych służb bezpieczeństwa, z których wynika że polityk SLD w latach 80. ubiegłego wieku był ich tajnym współpracownikiem.
- Orzeczenie uchylające nie przesądza o słuszności tezy prokuratora - zastrzegł jednak już na początku ustnego uzasadnienia wyroku sędzia sprawozdawca Tomasz Wirzman. Mówił, że powodem uchylenia orzeczenia były uchybienia sądu pierwszej instancji. - Uzasadnienie jest na tyle ogólnikowe, że nie mogliśmy poznać, w jaki sposób i dlaczego zostały ocenione poszczególne dowody - dodał sędzia Wirzman.
Wątpliwe dowody
Sędzia Wirzman komentując wyrok podkreślił, że w sprawie Czykwina nie ma dowodu bezpośrednio wskazującego na winę polityka. Takim dowodem mogłoby być pisemne zobowiązanie do współpracy. Są jednak np. notatki z rozmów oficera SB z lustrowanym. - W tym takie, które ułożone chronologicznie, mogą tworzyć, nie muszą, obraz sprawy - mówił Wirzman.
- Sprawa jest niewątpliwie trudna, niejednoznaczna, sąd pierwszej instancji uwypuklił okoliczności korzystne dla posła, pomijając te niekorzystne - dodał sędzia.
Nie przyznaje się
Poseł Eugeniusz Czykwin od lat konsekwentnie zaprzecza współpracy ze służbami. Zapewnia, że w żadnej formie, nigdy nie wyraził na nią zgody i nie miał świadomości, że ktokolwiek przypisał mu jakikolwiek pseudonim. Przyznaje jednak, że z racji ówczesnej działalności zawodowej i społecznej w środowisku mniejszości białoruskiej i prawosławnej miał kontakty z funkcjonariuszami służb, bo ich uniknięcie nie było możliwe.
Poseł Czykwin po wyjściu z sali rozpraw powiedział dziennikarzom, że jest mu przykro, iż sprawa będzie się nadal ciągnęła, wyraził jednak nadzieję.
- Największy autorytet dla środowiska IPN, pan Bogusław Nizieński (rzecznik interesu publicznego) stwierdził, że nie ma w ogóle podstaw kierowania sprawy do sądu. Prokuratorzy IPN jednak ją skierowali, a teraz uchybienia w uzasadnieniu, na które ja przecież nie mam wpływu, są powodem, że to się zaczyna od początku - tłumaczył poseł. Jego zdaniem działania IPN są "patologiczne". - To są ludzie ogarnięci fobiami, dla których każda notatka i każda nawet rejestracja jest równoznaczna z rzeczywistą współpracą, a przecież tak nie było. Są już dziesiątki, setki przykładów - mówił Czykwin.
Pseudonim "Izydor"
Według dokumentów zgromadzonych przez IPN, Służby Bezpieczeństwa zainteresowały się Czykwinem, w drugiej połowie lat 70. Wynika z nich również, że w listopadzie 1983 r. późniejszy polityk został tajnym współpracownikiem o pseudonimie "Izydor", w lipcu następnego roku zmieniono mu pseudoni na "Wilhelm". Z ewidencji operacyjnej zdjęto go 14 września 1989 r. z powodu "nieprzydatności".
Czykwin w 1992 roku znalazł sie na tzw. liście Macierewicza. Sam polityk podkreśla, że wielokrotnie składał oświadczenie lustracyjne, które nigdy nie zostało zakwestionowane, a w latach 90. wygrał proces za umieszczenie go na liście Macierewicza.
To jeden z najbardziej doświadczonych posłów w polskim parlamencie, w październiku znowu uzyskał mandat z listy SLD. Współzałożyciel i przewodniczący (lata 1980-85) Bractwa Młodzieży Prawosławnej, założyciel i od 1985 roku - redaktor naczelny "Przeglądu Prawosławnego".
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24