To jest groźba, która niestety pojawia się w jego ustach bardzo często - powiedziała w "Faktach po Faktach" ministra funduszy i polityki regionalnej, była ambasador RP w Moskwie Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz. Odniosła się do orędzia Władimira Putina, w którym mówił o niebezpieczeństwie konfliktu nuklearnego. Oceniła, że "nie możemy wykluczyć, niestety, jakichś fatalnych decyzji na Kremlu", ale "metodą na nasze bezpieczeństwo jest niepanikowanie, wspieranie Ukrainy i nieuleganie szantażowi".
Ministra funduszy i polityki regionalnej, ale również ekspertka w zakresie problematyki wschodnioeuropejskiej, Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz (Polska 2050) - była ambasador Polski w Moskwie i była wiceszefowa resortu dyplomacji - została w "Faktach po Faktach" w TVN24 zapytana o czwartkowe coroczne orędzie Władimira Putina. Prezydent Rosji ostrzegał w nim między innymi przed niebezpieczeństwem konfliktu nuklearnego w razie wprowadzenia wojsk NATO na Ukrainę.
- Putin grozi bronią nuklearną nie po raz pierwszy. To jest groźba, która niestety pojawia się w jego ustach, w ustach innych przedstawicieli reżimu bardzo często - zauważyła.
"Dwa cele" Putina
Według Pełczyńskiej-Nałęcz "takie wypowiedzi mają dwa rodzaje celów". - Jeden cel jest wewnętrzny. Putin musi mobilizować swoją opinię publiczną, musi cały czas uzasadniać tę agresję i coraz większe zaangażowanie państwa rosyjskiego - które się odbija na obywatelach - w toczącą się wojnę. Musi coraz bardziej radykalizować swoją retorykę na rynek wewnętrzny - mówiła.
- I jest drugi cel. Bardzo ważny dla nas i bardzo ważne, żebyśmy ten cel rozumieli - pokreśliła. - To jest takie niszczenie morale społeczeństw Unii Europejskiej, próba zastraszenia, spanikowania nas wszystkich, żebyśmy poczuli, że poparcie dla Ukrainy jest dla nas niebezpieczne, powinniśmy się z tego wycofać, bo a nuż będzie wojna nuklearna - wyjaśniała ministra i dyplomatka.
Przyznała, że "nie możemy wykluczyć, niestety, jakichś fatalnych decyzji na Kremlu, bo taki to jest reżim". - Natomiast metodą na nasze bezpieczeństwo jest niepanikowanie, wspieranie Ukrainy i nieuleganie temu szantażowi emocjonalnemu ze strony Putina - zaznaczyła.
"Chodzi o uzyskanie pretekstu, żeby móc wkroczyć i być może włączyć do wojny Mołdawię"
Gościni TVN24 odniosła się też do sytuacji w Naddniestrzu. Deputowani z tej separatystycznej republiki leżącej w granicach Mołdawii zwrócili się w tym tygodniu do Rosji o podjęcie kroków w celu "obrony" tego regionu.
CZYTAJ WIĘCEJ: Separatyści w Naddniestrzu proszą Rosję o "ochronę"
- To wygląda niestety na próbę powtórzenia, albo podejście do powtórzenia, scenariusza donbaskiego - oceniła Pełczyńska-Nałęcz.
- Czyli jest separatyzm, który Putin wykorzystuje do swoich celów. Jego kukiełki tam proszą go o wsparcie, proszą o przyłączenie do Federacji Rosyjskiej i o ochronę. Nikt tam absolutnie w Naddniestrzu nikomu nie robi krzywdy. I nie chodzi tak naprawdę o ich obronę. Chodzi o uzyskanie pretekstu, żeby móc wkroczyć tam i być może włączyć do wojny także Mołdawię - powiedziała.
Wskazywała, że Mołdawia to "małe państwo, biedne państwo, dzisiaj o proeuropejskiej polityce, ale niestety bardzo dużych siłach prorosyjskich wewnątrz". - I tam jest ogromna obawa, że państwo to zostanie włączone jakoś w konflikt - podkreśliła.
Według ministry "dla Ukrainy to też by był bardzo zły scenariusz". - Dlatego, że to stwarza ogromne zagrożenia dla Odessy i otworzenia kolejnego frontu - mówiła Pełczyńska-Nałęcz.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24