Kampanię wyborczą Anny Zalewskiej, byłej minister edukacji narodowej, obecnie europosłanki PiS, mieli w 2015 roku przynajmniej trzykrotnie wesprzeć ludzie oskarżeni o okradanie kontenerów Polskiego Czerwonego Krzyża - pisze Onet. O tym, kto jest jej darczyńcą, miała wiedzieć sama Zalewska - tak ma wynikać z zeznań jej asystenta, na które powołuje się Onet w artykule o "drugim dnie afery PCK".
Prokuratura Okręgowa we Wrocławiu ustaliła, że zarządzający dolnośląskim oddziałem Czerwonego Krzyża ówcześni politycy i działacze PiS wyprowadzili z niego ponad trzy miliony złotych. Pieniądze z instytucji miały być wyprowadzane między innymi poprzez okradanie kontenerów i sprzedawanie odzieży w zaprzyjaźnionych firmach i lumpeksach, a w sprawę zaangażowana miała być fundacja Supra założona przez byłego polityka Prawa i Sprawiedliwości oraz sieć spółek zarejestrowanych na szeregowych pracowników Polskiego Czerwonego Krzyża - podaje Onet.
O tak zwanej aferze PCK szeroko pisały kilka lat temu media, także międzynarodowe. Jak informuje Onet, akt oskarżenia wobec zarządzających dolnośląskim oddziałem PCK byłych polityków PiS liczy 196 stron.
Finansowanie kampanii, komentarz Zalewskiej
W toku postępowania śledczy mieli trafić także na inne informacje w sprawie afery - między innymi takie, że część ukradzionych środków mogła być później wykorzystana do finansowania kampanii wyborczych kandydatów Prawa i Sprawiedliwości. Jedną z osób, której kampanię miały zasilić pieniądze z takiego źródła, miała być Anna Zalewska, w latach 2015-2019 minister edukacji narodowej w rządach Beaty Szydło i Mateusza Morawieckiego, a obecnie eurodeputowana PiS.
Informacje o badaniu sprawy nieprawidłowości w dolnośląskim oddziale Polskiego Czerwonego Krzyża pojawiły się na początku roku 2019. Prokuratorzy z Wrocławia sprawdzali wówczas, jak doszło do wyłudzenia ponad miliona złotych, a także, jak zniknęło 46 ton żywności przeznaczonej dla potrzebujących. Pod koniec lutego 2019 roku "Gazeta Wyborcza" napisała, że według świadka "rozdawano ją przy okazji kampanii wyborczej polityków PiS".
Ówczesna minister edukacji Anna Zalewska pytana wtedy w TVN24, czy "dopuszcza możliwość, że jej kampanie wyborcze były zasilane pieniędzmi czy materiałami pochodzącymi z okradania PCK", odparła, iż "to bardzo bolesne insynuacje".
- Z dużą przykrością wysłuchuję tego rodzaju insynuacji, tej całej nagonki - powiedziała wówczas Zalewska. - Nie mam z żadnymi aferami nic wspólnego - zapewniła.
CZYTAJ WIĘCEJ: Zalewska: sklejanie mnie z aferą PCK jest insynuacją >>>
Jak pisze Onet, Bartłomiej Ł.-T., który pełnił w dolnośląskim oddziale nieformalną funkcję zastępcy dyrektora, miał zeznać 2 sierpnia 2017 roku, że Jerzy G., ówczesny radny dolnośląskiego sejmiku i jeden z najbliższych współpracowników Anny Zalewskiej, miał polecić mu przelać na fundusz wyborczy Zalewskiej kwotę 7 tys. zł.
"Dokładnie teraz nie pamiętam, ale wydaje mi się, że zrobiłem to w dwóch przelewach. Pieniądze pobrałem z konta firmy (tu nazwa spółki założonej w celu wyprowadzania pieniędzy z PCK), wpłaciłem na swój rachunek w Idea Banku, który założyłem specjalnie w tym celu. Potem wykonałem przelewy. Instrukcje, na jakie konto, pod jakim tytułem i że z dopiskiem 'Anna Zalewska', otrzymałem od Jerzego G. Potem potwierdzenie wysłałem na adres e-mailowy Łukasza Apołenisa [bliski współpracownik Zalewskiej - przyp. red.] ze swojego prywatnego adresu mailowego" - czytamy w zeznaniach, do których odwołuje się Onet. Zeznanie o takiej treści Ł.-T. miał złożyć także rok później.
Przelewy z dopiskiem "darowizna na kand. Anna Zalewska, okręg nr 2"
Jak pisze Onet, prokuratura wystąpiła do Krajowego Biura Wyborczego o dostęp do konta wyborczego Prawa i Sprawiedliwości z kampanii przed wyborami z 2015 roku, co następnie miało potwierdzić wersję przedstawianą przez Ł.-T. Według autora artykułu znajdowały się tam dwa wykonane przez Ł.-T. przelewy z dopiskiem "darowizna na kand. Anna Zalewska, okręg nr 2". Przelew z identyczną adnotacją miał wysłać też Jerzy G. - na kwotę pięciu tysięcy złotych.
"Podczas przesłuchania 10 listopada 2017 r. Apołenis miał mówić śledczym: 'Zapytałem Jerzego G., czy nie wesprze jej kampanii, on się zgodził (...) Nie pamiętam dziś, o jakiej kwocie z nim rozmawiałem, ale mogło to być w granicach 10-15 tys. zł. (...) Nie pamiętam ostatecznie, od kogo pieniądze wpłynęły, czy od Jerzego G., czy od Bartłomieja Ł.-T. Ja z Bartłomiejem Ł.-T. nie kontaktowałem się w tej kwestii. Jeżeli był kontakt z Ł.-T., co mogło mieć miejsce, ale dokładnie mogę nie pamiętać, z uwagi na upływ czasu, to chyba była taka sytuacja, że G. mi powiedział, że dokonano wpłaty, a według informacji z Centrali tej wpłaty nie było i ja się chyba wtedy kontaktowałem z Ł.-T., czy on dokonał tej wpłaty (...) nie pamiętam, czy Jerzy G. osobiście dokonywał jakiejś wpłaty na fundusz wyborczy Anny Zalewskiej'. Podczas przesłuchania Apołenis przyznaje też, że Anna Zalewska wiedziała, od kogo pochodzą wpłacane na rzecz jej kampanii pieniądze: - 'Informowałem Annę Zalewską o tym, jakie wpłaty są dokonywane tytułem zasilenia jej funduszu wyborczego, pilnowaliśmy wpłat, ogólnie od różnych osób. Anna Zalewska wiedziała o uzgodnieniach i rozmowach z Jerzym G. odnośnie wsparcia kampanii wyborczej, tak jak rozmawialiśmy o innych osobach, które wspierały jej kampanię'" - pisze Onet.
Apołenis miał zaznaczyć, że Zalewska nie znała Bartłomieja Ł.-T., ale później - jak czytamy w artykule - przyznał, że pomagał przy kampanii.
Materiały w siedzibie PCK i milczenie prokuratury
Jerzy G. miał również, jak donosi Onet, robić zamówienia na materiały reklamowe dla kandydujących, w tym Zalewskiej, za co miał płacić osobiście gotówką.
"Na materiały z samorządowej kampanii w 2014 r., ale również odbywających się rok później wyborów parlamentarnych, policjanci trafiają, gdy miesiąc później, 26 września 2017 r. wchodzą z nakazem rewizji do siedziby dolnośląskiego oddziału Polskiego Czerwonego Krzyża" - pisze Onet. Miały tam się między innymi znaleźć banery opisane nazwiskiem Zalewskiej.
Jak zwraca uwagę Onet, mimo pytań skierowanych do prokuratury autorowi artykułu nie udało się dowiedzieć, dlaczego prokuratura nie poruszyła wątków "wskazujących na możliwość wsparcia kampanii Anny Zalewskiej pieniędzmi z przestępstwa". Dodaje, że na żadne z pytań nie otrzymał odpowiedzi, a "Anna Zalewska nie została w tej sprawie nawet przesłuchana".
Mueller: to są insynuacje
O sprawę Zalewskiej został zapytany na konferencji prasowej we wtorek rzecznik rządu Piotr Mueller. - Nie znam żadnych dowodów, które by wskazywały na jakąkolwiek wiedzę pani minister Zalewskiej w tym zakresie - dodał.
Zdaniem Muellera "to są insynuacje i pani minister Zalewska sama w tym zakresie się wielokrotnie wypowiadała". - Łatwo jest komuś przypisywać tego typu działania, natomiast to są manipulacje i dopóki nie ma żadnych dowodów na to, to w inny sposób nie sposób się wypowiedzieć - stwierdził.
- Ja wiem, że pani minister Zalewska być może wielu osobom zaszła za skórę, bo chciała podejmować odważne decyzje w zakresie Ministerstwa Edukacji Narodowej. Również ma swoich przeciwników oczywiście politycznych z opozycji w swoim regionie. Natomiast nie znam żadnych dowodów na to, żeby minister Zalewska miała jakąkolwiek wiedzę w tym zakresie i żeby jakiekolwiek działania mogły być do niej przypisane - podsumował.
Źródło: Onet