Powoli już opada ze mnie ten kurz bitewny. Mam teraz swoje pięć minut przy okazji Nagrody Nobla, a potem zamykam tę część mojego życia - w taki sposób Olga Tokarczuk podsumowała w "Faktach po Faktach" wydarzenia związane z przyznaniem jej literackiego Nobla za rok 2018. Mówiła, że na scenie była "bardzo spokojna". Powiedziała też, o co odważyła się zapytać króla Szwecji Karola XVI Gustawa.
We wtorek w Sztokholmie odbyła się ceremonia, podczas której laureatka literackiej Nagrody Nobla za rok 2018 odebrała złoty medal i dyplom z rąk króla Szwecji Karola XVI Gustawa. Na jej cześć wygłoszona została także laudacja.
Po ceremonii odbył się uroczysty bankiet noblowski, w czasie którego Olga Tokarczuk zasiadła przy stole pomiędzy królem Szwecji Karolem XVI Gustawem a księciem Danielem oraz naprzeciw królowej Sylwii.
"Miałam trochę takie wrażenie, że jestem w nierealnym świecie"
W rozmowie z Katarzyną Kolendą-Zaleską w "Faktach po Faktach" noblistka mówiła o emocjach, jakie towarzyszyły jej podczas wtorkowej ceremonii wręczenia nagrody. Mówiła, że na scenie czuła się "bardzo spokojnie". - Czuję się niespokojna, kiedy nie wiem, co się zdarzy. Natomiast wczoraj (we wtorek - red.) myśmy rano mieli próbę i wszytko było wiadomo - kto będzie, kto ma wyjść (na scenę - red.), kto co ma powiedzieć, w którą stronę się ukłonić - relacjonowała. - Było to bardzo miłe, świetnie zorganizowane - dodała.
Tokarczuk przyznała, że widziała przejęcie na twarzach publiczności oraz na twarzach członków jej rodziny, którzy uczestniczyli w ceremonii. - Widziałam, że to ludzi wzrusza - powiedziała. - Miałam trochę takie wrażenie, że jestem w nierealnym świecie. Naprawdę nie wzbudziło to we mnie jakichś wielkich emocji. Wielkie emocje wzbudził moment, kiedy się dowiedziałam o tej nagrodzie. Więcej emocji wzbudziło chyba we mnie też odczytanie swojej mowy noblowskiej, a tutaj to był po prostu rytuał - stwierdziła.
Król Szwecji "jest świetnym rozmówcą"
Pisarka mówiła także o tym, jak przebiegała jej rozmowa z królem Szwecji Karolem XVI Gustawem, obok którego siedziała podczas bankietu noblowskiego. Mówiła, że rozmawiali o wielu sprawach i że jest "świetnym rozmówcą". - Potem, kiedy się trochę bardziej ośmieliłam, zaczęłam go dopytywać o polowania. Próbowałam mu pokazać tę perspektywę, z jakiej ja podchodzę do tej okropnej tradycji. Wyraźnie różniliśmy się stanowiskami, ale mam wrażenie, że usłyszeliśmy się wzajemnie i że zrozumiał mój punkt widzenia - stwierdziła. Dodała jednak, że "nie sądzi, aby król wycofał się z polowań".
"Kobieta to jest ktoś, kto jest silny, idzie do celu i robi coś ważnego"
Tokarczuk nawiązała także do treści jej krótkiej przemowy, jaką wygłosiła na zakończenie wtorkowego bankietu. Mówiła w niej, że "składa ukłon kobietom-twórczyniom, które starały się przekraczać ograniczające role, jakie narzucały im ich społeczeństwa i które głośno i wyraźnie opowiadały swoją historię światu".
- Kiedy sobie uświadomimy, że przez te sto lat jestem dopiero 15. kobietą w świecie (która otrzymuje literacka Nagrodę Nobla - red.), gdzie mniej więcej 50 procent to kobiety, a 50 to mężczyźni, to natychmiast widać jakiś rodzaj dysproporcji, braku symetrii (...). Chciałam się z jakąś wielką przyjemnością i głęboką potrzebą odnieść do tego faktu - mówiła. - Ja zresztą byłam wychowywana w kulcie Marii Curie-Skłodowskiej i dla mnie gdzieś od początku kobieta to jest ktoś, kto jest silny, idzie do celu i robi coś ważnego - dodała.
"Mam teraz swoje pięć minut (...), potem zamykam tę część swojego życia"
Noblistka mówiła także o społecznym odbiorze jej słów i zaangażowaniu w debatę publiczną. - Mam teraz swoje pięć minut przy okazji Nagrody Nobla, a potem jakby zamykam tę część mojego życia, taką bardzo ekstrawertywną, i wracam do swojego życia - do pisania, do czytania, do myślenia. Mam rozgrzebaną książkę - przyznała. Stwierdziła jednocześnie, że "nie jest typem aktywistki". - Naprawdę tęsknię do tego, żeby wrócić do tego, co mi chyba jednak wychodzi najlepiej - powiedziała.
Tokarczuk była także pytana o jej poparcie dla protestów w obronie niezależności sądownictwa. - Rozumiem też, że jestem osobą publiczną i tam, gdzie rzeczywiście jest coś do zrobienia, do wskazania, ogłoszenia, to oczywiście jestem. Jestem przede wszystkim obywatelką, więc zależy mi na dobru mojego państwa i instytucji tego państwa - podkreśliła.
Dodała, że "wolne media są absolutnie podstawą normalnego demokratycznego kraju".
"Jesteśmy w Polsce bardzo głodni jakichś nowych idei"
Olga Tokarczuk nawiązała także do swojej sobotniej mowy noblowskiej "Czuły narrator". Oceniła, że "mowa noblowska to jet bardzo trudny gatunek". - Niewielu ten gatunek uprawia. Ten gatunek jest bardzo sformalizowany - przyznała. - Ponieważ miałam wrażenie, że będę mówić do bardzo wielu ludzi i ta mowa będzie tłumaczona, to chciałam niejako zrobić taki manifest, czyli powiedzieć o tym, co jest dla mnie ważne i zrobić to w możliwie zwarty sposób. Myślę, że ta mowa jest taką kondensacją i można z niej wyciągać jakieś wątki i dopiero je rozwijać - oceniła.
Powiedziała jednocześnie, że nie spodziewała się, że jej mowa noblowska "będzie miała takie echo w Polsce, że ludzie rzeczywiście potraktują to jako coś podnoszącego na duchu, budującego nawet jakąś solidarność". - To jest bardzo wzruszające i myślę, że to też pokazuje, że jesteśmy w Polsce bardzo głodni jakichś nowych idei, przeformułowania starych, że jesteśmy wysuszeni jak gąbka i że wszędzie na świecie tak jest. Więc takie słowa, które mają odwagę powiedzieć coś uniwersalnego i w jakiś sposób nowego, padają na podatny grunt - kontynuowała.
Stwierdziła, że "ludzie potrzebują po prostu czegoś do myślenia, widząc, że te wszystkie stare sposoby myślenia do niczego nie prowadzą". - Prowadzą tylko do tego, że powtarzamy cały czas to samo i nie posuwamy się w żaden sposób do przodu. A zdaje się, że to jest szczególnie widoczne w Polsce - dodała.
Tokarczuk została także zapytana, jak odbiera reakcję wicepremiera i ministra kultury Piotra Glińskiego na jej wykład noblowski. Minister stwierdził, że w wykładzie zabrakło mu "bardziej odważnego zmierzenia się z wartościami". Mówiła, że "może być tak, że ludzie mają inne systemy wartości, że system wartości i tego, co powiedziałby minister Gliński jest po prostu inny i pewnie by to była (w jego wykonaniu - red.) świetna mowa".
- Ale najwyraźniej jesteśmy inni - stwierdziła.
"Wróciłam do rzeczywistości po tej bajce"
Olga Tokarczuk podczas rozmowy z Katarzyną Kolendą-Zaleską nawiązała także do miejsca, w którym był ona nagrywana. Odbyło się to w jednej ze szkół w imigranckiej dzielnicy Rinkeby w Sztokholmie. Jak tłumaczyła, "to jest zwyczaj noblowski, że ta szkoła w Rinkeby zaprasza laureatów literackiej Nagrody Nobla". - Byłam bardzo ciekawa, co tu się będzie działo. Mam wrażenie, że w tej szkole tak trochę wróciłam do rzeczywistości po tej bajce - po tym wszystkim, takim zaplanowanym, wypasionym, pięknym. Tutaj mamy kawałek prawdziwego życia, problemów, również Szwecji, ale też mnóstwo bardzo młodych ludzi pochodzących z różnych kultur - stwierdziła.
Tokarczuk opisywała, jak wyglądało jej spotkanie z uczniami. Mówiła, że najpierw przywitali ją w kilku językach, a potem zadawali jej "bardzo fajne pytania". Dotyczyły one między innymi tego, w jaki sposób została pisarką, jak się obecnie czuje jako laureatka literackiego Nobla i jakie rady dałaby przyszłemu pisarzowi czy pisarce. - Jedna dziewczynka zapytała, czy mogłabym dać jej trochę optymizmu na przyszłość i powiedzieć, w jaki sposób dzieci w jej wieku mogłyby uratować świat. Zwierzyła mi się, że boi się, że za dziesięć lat, kiedy będzie wybierała studia, już nic nie będzie takie samo jak teraz i może będzie jakaś wielka wojna albo jakaś klęska klimatyczna - relacjonowała pisarka.
- Nagle zrozumiałam, że te dzieci są zupełnie innymi dziećmi, niż myśmy byli i żyją w takiej strasznie niestabilnej sytuacji. To, co mówią też psychiatrzy i psychologowie, (to - red.) że pojawiają się jakby takie nowe jednostki specyficznej depresji klimatycznej, związanej z tym, co się dzieje wokół nich na świecie - wskazywała.
Jednocześnie pisarka mówiła, że szkoła w Rinkeby "to jest też bardzo optymistyczne miejsce". - Szwecja przyjęła bardzo dużo imigrantów i ta biblioteka, w której dzisiaj tutaj jesteśmy, to jest właśnie biblioteka dla nich, którzy tworzą wspólnotę wielokulturową, wielojęzykową - mówiła. - Myślę, że ta szwedzka szkoła uczy dzieci, żeby bardzo jasno i otwarcie stawiać problemy. One nie wahały się spytać o sprawy prywatne, na przykład jak się poznałam z mężem, i jednocześnie otwarcie mówić o tym, czego się boją. Mam poczucie, że nie było to ugrzecznione, z zamiatanymi pod dywan problemami, tylko (to było - red.) wszystko to, co widzimy, to, w czym rzeczywiście uczestniczymy - zwróciła uwagę.
"Powoli już opada ze mnie ten kurz bitewny"
Tokarczuk została także zapytana, czy przeczytała już list gratulacyjny, jaki wysłał do niej prezydent Andrzej Duda. Powiedziała, że jeszcze się z nim nie zapoznała. - Myślę, że dopiero jutro, pojutrze będę mogła usiąść z wielką radością i z uwagą przeczytam i odpowiem. Muszę mieć na to jeszcze chwilkę czasu - powiedziała. Mówiła również o tym, że we wtorek wieczorem na fasadzie Pałacu Prezydenckiego została wyświetlona iluminacja z jej wizerunkiem. - To bardzo wzruszające - przyznała.
Na zakończenie rozmowy polska noblistka została zapytana o plany na najbliższą przyszłość. - Jeszcze mam trochę obowiązków w Polsce, ale powoli już opada ze mnie ten kurz bitewny. Bardzo dobrze, że idą święta. Zamierzam odpoczywać, leżeć na kanapie i oglądać telewizję - przyznała.
Autor: mjz/adso / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24