Dokładnie miesiąc temu - 26 lipca pojawiły się pierwsze sygnały, że z Odrą dzieje się coś złego. Kiedy z rzeki wydobywano coraz więcej martwych ryb, wiceminister infrastruktury zapewniał, że można się w niej kąpać i łowić ryby. Kiedy problemu nie dało się dłużej ignorować, ze strony władz państwowych pojawiły się oskarżenia pod adresem samorządowców. Na koniec stwierdzono, że do dramatu najpewniej doszło z powodów naturalnych. Najpewniej, bo konkretów ciągle brak. Podsumowujemy, jak wyglądał dramat na Odrze i jak reagowało państwo.
Minął miesiąc pełen różnych wykluczających się wersji, prób przemilczenia tematu, przerzucania winy. Miesiąc chaosu i sprzecznych komunikatów - początkowo pełen zapewnień, że "nie dzieje się nic niepokojącego", chociaż z Odry wyławiano dziesiątki ton martwych ryb. Kiedy w drugiej, największej rzece w Polsce wymierało życie, szef Wód Polskich Przemysław Daca mówił o tym, że wyciągane są "pojedyncze ryby" i "nie można mówić o katastrofie". Następnego dnia, 11 sierpnia, przyznał, że do "bardzo poważnej" katastrofy jednak doszło. To jednak nie przeszkodziło Grzegorzowi Witkowskiemu, wiceministrowi infrastruktury namawiać w tym samym czasie do kąpania się w rzece i łowienia w niej ryb.
Chociaż sygnały o dramacie w Odrze były od samego początku przekazywane odpowiednim instytucjom, komunikat o możliwym zagrożeniu przez kilkanaście dni nie był przekazywany mieszkańcom nadodrzańskich miejscowości, ani przebywającym tam turystom. Aż do 9 sierpnia o sprawie miał nie wiedzieć też premier Mateusz Morawiecki. Dlaczego? Wiceminister infrastruktury, Marek Gróbarczyk przekonywał 17 sierpnia przed kamerą TVN24, że wcześniej "nie było afery, bo dopiero 11 sierpnia wybiło nam tyle śniętych ryb". Tyle że - odwołując się do słów zdymisjonowanego szefa Wód Polskich - już 27 lipca z Odry wyłowiono ich pięć ton.
Żeby nie pogubić się w tej zagmatwanej sytuacji, przygotowaliśmy zestawienie najważniejszych informacji o tym, co wiadomo na temat katastrofy, jej przyczyn, skutków. A także kto za nie odpowiada.
Co doprowadziło do katastrofy?
Od 18 sierpnia strona rządowa przekonuje, że do katastrofy doszło z powodów naturalnych. Wtedy to pojawiły się informacje, że pośrednią przyczyną zatrucia rzeki może być toksyczny gatunek alg. Eksperci badający próbki podejrzewają "złote algi", które występują tylko w wodach słonych. Jak przekazywała minister klimatu i środowiska Anna Moskwa, ich zakwit może spowodować pojawianie się toksyn zabijających ryby i małże. Nie są jednak szkodliwe dla człowieka.
Wersja o naturalnych przyczynach katastrofy została podjęta przez polityków Prawa i Sprawiedliwości, którzy od 18 sierpnia podkreślają, że "człowiek wobec natury jest bezradny" (tak na przykład mówił w Polskim Radiu poseł PiS Kazimierz Smoliński) a Jarosław Selin wtórował mu, podkreślając (również na antenie mediów rządowych), że "przyczyny naturalne są tutaj kluczowe".
Zapewnienia o tym, że natura sama z siebie doprowadziła do masowego wymierania w Odrze, jednak budzi duże wątpliwości specjalistów. Przede wszystkim dlatego, że złote algi rozwijają się w słonej wodzie. Wyniki badań Odry wykazały, że rzeka jest zasolona, a to - jak wskazywała przed kamerą TVN24 doktor Alicja Pawelec, specjalistka do spraw ochrony wód z organizacji ekologicznej Fundacja WWF Polska - ma związek ze spuszczaniem do rzeki silnie zasolonych wód pokopalnianych.
- Są tam wody słone, które zostały przechowane być może w jakimś zbiorniku zaporowym na Odrze, na przykład zbiorniku Racibórz, a potem nagle została spuszczona taka fala - oceniła doktor Pawelec. Wskazała, że "ten glon w wodzie słonej bardzo dobrze się rozwinął, a potem ktoś po prostu spuścił - mówiąc kolokwialnie - wodę z tego zbiornika razem tym glonem i on zabił nam 534 kilometry rzeki".
Kiedy w Odrze kryzys już trwał, do rzeki zrzucane były silnie zasolone wody, między innymi z Żelaznego Mostu, potężnego zbiornika odpadów zarządzanego przez KGHM Głogów. Wszystko odbywało się zgodnie z pozwoleniem wodno-prawnym wydanym przez Wody Polskie. Problem w tym, że wspomniany podmiot - jak przekazała Monika Burczaniuk, rzeczniczka Państwowego Gospodarstwa Wodnego Wody Polskie - nie ma kompetencji w zakresie stanu rzeki, bo nie monitoruje stanu chemicznego jej wody. To należy do kompetencji Wojewódzkich Inspekcji Ochrony Środowiska. A one - o ewentualnych, stwierdzonych nieprawidłowościach - mają informować wojewodów i Główny Inspektorat Ochrony Środowiska. To oznacza, że Wody Polskie, które wskazują, ile i czego można do rzeki wylać, nie mają wiedzy o tym, jakie mogą być tego konsekwencje.
Zanim pojawiły się informacje o złotych algach, przedstawiciele strony rządowej - a przede wszystkim minister Anna Moskwa - informowali, że pierwszą z możliwych przyczyn umierania ryb w Odrze był zrzut do rzeki substancji toksycznej przez któryś z zakładów pracy. Druga, prawdopodobna wersja mówiła o ewentualnych przyczynach naturalnych: niskim poziomie wód połączonym z wysoką temperaturą, który miałby doprowadzić do zwiększenia stężenia zanieczyszczeń już obecnych w rzece. Trzecia hipoteza mówiła o zrzuceniu dużej ilości wód przemysłowych.
Przez trzy tygodnie od momentu pojawienia się śniętych ryb do opinii publicznej trafiały różne, wykluczające się wersje. 3 sierpnia Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska poinformował, że po przebadaniu próbek wody pobranych 28 lipca stwierdzono, iż na 80 procent występuje w niej mezytylen, czyli substancja o silnym działaniu toksycznym na organizmy żywe. Następnego dnia o obecności tej substancji informowali też przedstawiciele Wód Polskich, którzy powoływali się na Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska.
Substancja, której używa się się do produkcji farb i rozpuszczalników, a także w fabrykach środków ochrony roślin, zniknęła jednak z komunikatów WIOŚ 11 sierpnia. Wtedy to przekazano, że katastrofa może mieć związek ze zwiększonym poziomem tlenu w wodzie. Sugerowano, że być może do rzeki dostała się substancja o "właściwościach silnie utleniających".
Tego samego dnia niemiecki nadawca rbb przekazał - powołując się na swoje źródła - że eksperci z Brandenburgii, która znajduje się na wschodzie Niemiec przy granicy z Polską, wykryli w Odrze rtęć. Jej poziom miał wyjść poza skalę w urządzeniu, którego użyto do badania. Portal niemieckiego nadawcy podkreślał, że nie wiadomo, jakie jest pochodzenie rtęci odkrytej w Odrze i nie wiadomo, czy to ona jest odpowiedzialna za masowe umieranie zwierząt w jej wodach.
Następnego dnia niemiecki resort środowiska wydał komunikat, z którego wynikało, że dane dotyczące rtęci są analizowane w Laboratorium Krajowym Berlin-Brandenburgia. Same wyniki badania wody zostały uznane za "niejednoznaczne". Wskazano przy tym, że Odra jest silnie zasolona. 15 sierpnia Niemcy oficjalnie stwierdzili, że rtęć nie mogła być przyczyną katastrofy, bo jej zawartość w rzece "mieściła się w granicach tolerancji".
Kto odpowiada za katastrofę?
Sprawą zatrucia rzeki od 9 sierpnia, po zawiadomieniu Wojewódzkiego Inspektora Ochrony Środowiska we Wrocławiu - zajmuje się prokuratura. Na razie nikt nie został zatrzymany, nikomu nie przedstawiono zarzutów. Na razie śledczy skupiają się na przesłuchiwaniu świadków - rozpoczęli od rybaków. Swoją wersją wydarzeń dzielił się między innymi Prezes Związku Wędkarskiego we Wrocławiu.
Odpowiedzialność polityczną na razie poniosły dwie osoby: prezes Wód Polskich Przemysław Daca i główny inspektor ochrony środowiska Michał Mistrzak. Obydwaj stracili stanowiska 12 sierpnia. Premier Mateusz Morawiecki komentował, że reakcja "odpowiednich służb nastąpiła zbyt późno". Wskazał przy tym, że sam został o tragedii na Odrze poinformowany dopiero 9 sierpnia wieczorem.
- Powinienem wiedzieć o tym wcześniej, stąd były moje słowa o opieszałości - komentował premier.
Politycy opozycji wskazywali, że Mateusz Morawiecki miał wokół siebie innych polityków, którzy go nie zaalarmowali: wskazywano na minister środowiska Annę Moskwę, pełnomocnika rządu do spraw gospodarki wodą Marka Gróbarczyka czy wiceministra środowiska nadzorującego GIOŚ, Jacka Ozdobę. Żadna z tych osób nie poniosła konsekwencji.
Odwołany prezes Wód Polskich Przemysław Daca dzień po utracie stanowiska przekonywał, że "informacje, że przespaliśmy sprawę, to kłamstwa". Podkreślił, że już 27 lipca z Odry zostało wyłowionych pięć ton martwych ryb. Tyle, że to właśnie on 10 sierpnia przekonywał na konferencji prasowej, że z Odry "wyławiane są pojedyncze sztuki śniętych ryb".
Odwołanie ministra Michała Mistrzaka wywołało z kolei tarcia w Zjednoczonej Prawicy. Wiceminister Ozdoba (z Solidarnej PolskI) nazwał decyzję premiera "emocjonalną". Jego zdaniem za kryzys i brak odpowiedniego przepływu informacji odpowiada wojewoda dolnośląski (z PiS). W Faktach po Faktach minister Ozdoba twierdził, że doszło do sytuacji "niedopuszczalnej".
- Nie wiem, czemu władze wojewody nie informowały o tym - mówił polityk.
W reakcji na te słowa władze w dolnośląskiej Oławie poinformowały, że już 1 sierpnia o sytuacji na Odrze poinformowana została między innymi prokuratura, policja i ministerstwo klimatu i środowiska. Informacja o możliwym skażeniu rzeki została przesłana też do Głównego Inspektora Ochrony Środowiska, którego pracę nadzorował sam minister Jacek Ozdoba. Ale to nie przeszkadzało politykowi w twierdzeniu, że to przez brak kompetencji wojewody o dramacie w drugiej największej rzece w Polsce dowiedział się dopiero 9 sierpnia - czyli w tym samym dniu, co premier Morawiecki.
Sami wojewodowie winnych szukali wśród samorządowców. Władysław Dajczak, wojewoda lubuski narzekał na ich pracę i chęć do współpracy. W podobny sposób sprawę komentował wiceminister infrastruktury, Grzegorz Witkowski (ten sam, który 11 sierpnia namawiał do kąpieli w Odrze). Podkreślał, że samorządy pozwalają na zrzucanie do Odry szkodliwych substancji. Przypominał przy tym inne katastrofy ekologiczne, które - jego zdaniem - obciążały przeciwników politycznych.
- Cztery lata temu mieliśmy do czynienia z katastrofą ekologiczną w Czajce w Warszawie, dwa lata temu mieliśmy do czynienia z recydywą tej samej sytuacji. Dwa lata temu mieliśmy do czynienia w Gdańsku z firmą Saur Neptun sprzedaną przez panią prezydent Dulkiewicz francuskiemu inwestorów - mówił minister.
- Będziemy ich karać w sposób bezwzględny, będziemy nasyłać na nich prokuraturę - zapowiedział wiceminister.
Z kolei wojewoda zachodniopomorski Zbigniew Bogucki w czasie wywiadu w "Jeden na Jeden" w TVN24 skrytykował niemieckie władze. Wskazał, że nasi zachodni sąsiedzi narzekali, na zbyt późne przekazanie informacji o skażeniu Odry, a przecież - jak mówił wojewoda - "śnięte ryby są w rzece, doskonale widać zarówno z brzegu polskiego, jak i z brzegu niemieckiego":
- Jeżeli miałaby pani wspólny dom z sąsiadem i ten dom zacząłby płonąć nawet po stronie sąsiada, a później zaczęłaby płonąć również wspólna pani ściana, to pani by czekała na informację, czy pani by gasiła ten pożar? A ja dzisiaj tego gaszenia pożaru po stronie niemieckiej nadal nie widzę - mówił Bogucki.
Już w 2018 roku Najwyższa Izba Kontroli krytykowała sposób, w jaki Polska monitoruje stan rzek. Inspektorzy zwracali uwagę, że do rzek wpływają ścieki, których parametrów nie badają przedstawiciele Wojewódzkiego Inspektora Ochrony Środowiska, tylko przedstawiciele oczyszczalni. Co gorsza - jak podkreślano w raporcie - przedstawiciele WIOŚ potrafili pochylać się nad danymi o jakości spuszczanych ścieków z kilkumiesięcznym, a nawet kilkuletnim opóźnieniem.
Koszmar na Odrze pokazał, że odpowiedzialność za stan wód w rzekach jest rozmyta. Oto bowiem w resorcie klimatu i środowiska znajduje się co prawda departament ochrony przyrody, ale rzekami zajmuje się resort infrastruktury. Tak, jakby rzeka była tylko drogą wodną.
- System zorganizowany jest tak, jakbyśmy rozsypali puzzle z tysiąca elementów i próbowali je złożyć. To są Wody Polskie, to jest Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska, to są wojewodowie - podsumowuje Piotr Borys, poseł Platformy Obywatelskiej.
Wody Polskie odpowiadają za krajową gospodarkę wodną - wydają między innymi zezwolenia wodno-prawne na spuszczanie nieczystości do rzek. Jednocześnie nie badają stanu wody. Tym mają zajmować się Wojewódzkie Inspektoraty Ochrony Środowiska, które jednak nie podlegają bezpośrednio Głównemu Inspektoratowi Ochrony Środowiska, tylko wojewodom.
- Ja tego nie rozumiem, to nie może sprawnie działać - ocenił w rozmowie z "Faktami" TVN Bogusław Liberadzki, eurodeputowany Nowej Lewicy i były minister transportu i gospodarki wodnej.
Kalendarium - co się działo i kiedy
26 lipca
Wędkarze w Lipkach (woj. dolnośląskie) zauważają martwe ryby, które dryfują Odrą.
27 lipca
Śniętych ryb przybywa. Do Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska spływa pierwszy alarm, że rzeka może być skażona. Już tego dnia - jak stwierdzi po pewnym czasie szef Wód Polskich Przemysław Daca - z Odry wydobyto pięć ton śniętych ryb.
28 lipca
Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska pobiera próbki wody. Są one pobierane w trzech miejscach między śluzą Lipka i Oławą. Inspektorzy wstępnie podejrzewają, że do rzeki trafiła substancja silnie utleniająca - wnioskują to na podstawie wysokiego natlenienia Odry.
30 lipca
Fala martwych ryb przemieszcza się w dół rzeki. Kanał znajdującej się dwa kilometry w dół rzeki w Oławie robi się biały od martwych ryb.
1 sierpnia
Władze Oławy o stanie Odry alarmują wiele instytucji: o skażeniu Odry dowiaduje się między innymi policja, prokuratura, resort klimatu i środowiska. Samorządowcy przesyłają też informacje do Głównego Inspektora Ochrony Środowiska.
2 sierpnia
Poseł Platformy Obywatelskiej Michał Jaros organizuje konferencję prasową, podczas której podkreśla, że na Odrze dochodzi do dramatu, a służby milczą. - Tylko w ostatnich dniach, wędkarze wyłowili i wywieźli do utylizacji od 6 do 8 ton śniętych ryb, w tym półtorametrowe sumy - mówi parlamentarzysta.
3 sierpnia
Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska poinformował, że po przebadaniu próbek wody pobranych 28 lipca stwierdzono, że na 80 procent występuje w niej mezytylen, czyli substancja o silnym działaniu toksycznym na organizmy żywe. Przedstawiciele WIOŚ we Wrocławiu przekazują informacje o zagrożeniu do Generalnego Inspektora Ochrony Środowiska. Do wojewodów, przez teren których przepływa Odra wojewódzcy inspektorzy wysyłają z kolei informację o "objęciu rzeki szczególnym nadzorem".
4 sierpnia
O toksycznej substancji informują Wody Polskie, posiłkują się przy tym informacjami przekazanymi przez Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska. Do pracowników Wód Polskich trafiły nowe zgłoszenia w sprawie śniętych ryb w okolicach miasta Głogów.
5 sierpnia
W miejscowości Głogów przybywa śniętych ryb.
6 sierpnia
Do Krosna Odrzańskiego - jak twierdzi burmistrz Marek Cebula - dociera pierwsza informacja o możliwym zagrożeniu. Komunikat jest nieoficjalny, przekazany drogą telefoniczną.
7 sierpnia
W rzece w Krośnie Odrzańskim kąpią się ludzie, jest upalna niedziela. Nikt nie jest świadomy, że zbliża się fala martwych ryb.
9 sierpnia
W Odrze na wysokości Krosna Odrzańskiego roi się od martwych ryb. Wędkarze i straż rybacka z wody wyciągają ich tonę. Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska we Wrocławiu alarmuje prokuraturę, że ktoś zatruł rzekę. Informacja o tonach martwych ryb wreszcie trafia do premiera Mateusza Morawieckiego.
10 sierpnia
Przemysław Daca, szef Wód Polskich przekonuje, że z Odry wyłowiono "parę egzemplarzy martwych ryb". Mówi, że nie jest to katastrofa i nie można mówić o "totalnej zagładzie Odry". Uspokajające informacje przekazuje też Główny Inspektorat Ochrony Środowiska. Wiceszefowa instytucji, Magda Gosk przekazuje, że w Odrze mezytylen jednak nie występuje. Mówi za to, że w wodzie występuje podwyższenie pewnych parametrów fizykochemicznych wody, "takich jak natlenienie, pH czy przewodność".
11 sierpnia
Przemysław Daca, szef Wód Polskich przyjeżdża nad Odrę i o 180 stopni zmienia swoją opinię: przekazuje, że doszło do katastrofy ekologicznej. Fala martwych ryb dociera do Cigacic. Tam konferencję prasową organizuje między innymi wiceminister infrastruktury, Grzegorz Witkowski. Zapewnia, że kąpiel w rzece jest bezpieczna, sam deklaruje gotowość wejścia do wody. Wojewoda zachodniopomorski Zbigniew Bogucki wydaje rekomendację, żeby powstrzymać się od korzystania z rzeki w celach wędkarskich i rekreacyjnych.
Martwe ryby są znajdowane w Brandenburgii. Niemiecki nadawca rbb przekazał - powołując się na swoje źródła - że eksperci z Brandenburgii, która znajduje się na wschodzie Niemiec przy granicy z Polską, wykryli w Odrze rtęć. Przedstawiciele Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska na konferencji prasowej podkreślają, że w Odrze nie ma mezytylenu.
12 sierpnia
Premier Mateusz Morawiecki ze stanowiska odwołuje prezesa Wód Polskich Przemysława Dacę i głównego inspektora ochrony środowiska, Michała Mistrzaka. W tym samym czasie wiceminister Grzegorz Witkowski - na antenie Radia Zachód - namawia do wędkowania i korzystania z Odry: "mogę powiedzieć z czystym sumieniem, z ręką na sercu wszystkim wędkarzom poniżej Cigacic, że spokojnie mogą łowić ryby, a mieszkańcy mogą spokojnie wchodzić do Odry". Mieszkańcy trzech województw, przez które przepływa Odra - lubuskiego, zachodniopomorskiego i dolnośląskiego otrzymują alert RCB, żeby nie zbliżać się do rzeki.
13 sierpnia
Odwołany szef Wód Polskich organizuje konferencję, na której zaznacza, że nie może być mowy o tym, że podległy mu podmiot działa niesprawnie. Na miejsce katastrofy przyjeżdża premier Mateusz Morawiecki. Podkreśla, że doszło do "ekologicznego przestępstwa" i zapowiada ściganie sprawców. Policja wyznacza nagrodę miliona złotych za pomoc w ustaleniu sprawców katastrofy w Odrze.
14 sierpnia
Jacek Ozdoba, wiceminister środowiska nadzorujący Główny Inspektorat Ochrony Środowiska krytykuje decyzję o odwołaniu Michała Mistrzaka. Wskazuje przy tym, że - jego zdaniem - odpowiedzialność powinien ponieść znajdujący się na urlopie wojewoda dolnośląski. Minister klimatu i środowiska Anna Moskwa na konferencji prasowej podkreśla, że w Odrze nie stwierdzono obecności żadnych substancji toksycznych.
15 sierpnia
Niemcy oficjalnie informują, że rtęć nie mogła być przyczyną katastrofy, bo jej zawartość w rzece "mieściła się w granicach tolerancji". Premier Morawiecki krytykuje Donalda Tuska za powielanie nieprawdziwych informacji. Naszej dziennikarce udaje się porozmawiać z zastępcą dolnośląskiego wojewody, Jarosławem Kresą. Przekazuje, że wojewoda jest na urlopie, ale działania są "prowadzone na bieżąco". Lodołamacze należące do Wód Polskich dostają zadanie wzniecenia fal w rzece, żeby podnieść martwe ryby z dna rzeki.
16 sierpnia
Fala martwych ryb jest już w Szczecinie. Minister klimatu i środowiska Anna Moskwa przekazuje, że eksperci zespołu do spraw skażenia Odry zdecydowali, by próbki zostały wysłane do zagranicznych laboratoriów.
17 sierpnia
Pierwsze publiczne wystąpienie Jarosława Kaczyńskiego. Prezes PiS udziela poparcia jednemu z kandytatów w wyborach uzupełniających, ale nie odnosi się ani jednym słowem do katastrofy na Odrze. Odbywa się wspólne posiedzenie sejmowych komisji gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej oraz ochrony środowiska, zasobów naturalnych i leśnictwa. W jego trakcie Marek Gróbarczyk, wiceminister infrastruktury przekonuje, że służby zadziałały prawidłowo. Główny Inspektorat Ochrony Środowiska informuje, że stan Odry się poprawia, ale utrzymuje się wysokie zasolenie. Przed kamerą TVN24 pytany o to, dlaczego tak późno o sprawie został zaalarmowany premier Morawiecki odpowiada, że dopiero 11 sierpnia było dużo przypadków śniętych ryb.
18 sierpnia
Straż pożarna informuje, że od początku kryzysu odłowiła ponad 100 ton śniętych ryb z Odry oraz z Neru. Z kolei szefowa resortu klimatu i środowiska Anna Moskwa informuje, że wyniki badań ekspertów z Instytutu Rybactwa Śródlądowego wskazały obecność w wodzie z Odry mikroorganizmów (złotych alg). To one miałyby odpowiadać za toksyny, które zabijały ryby.
19 sierpnia
Politycy PiS w różnych wywiadach podkreślają, że za koszmar w Odrze odpowiadają przyczyny naturalne. Minister Anna Moskwa sugeruje, że politycy opozycji zastraszają naukowców, którzy badają próbki wody pobrane z rzeki. Wiceszef resortu rolnictwa i rozwoju wsi Krzysztof Ciecióra zapowiada programy pomocowe dla "najbardziej dotkniętych zakażeniem Odry". Podkreśla, że programem będą objęci między innymi rybacy. Prokuratura badająca kwestię zatrucia rzeki wzywa na świadka prezesa związku wędkarskiego we Wrocławiu.
20 sierpnia
Pojawiają się informacje o spadającym natlenieniu Odry Zachodniej. Naukowcy podkreślają, że tlen jest zużywany między innymi na rozkład martwych ryb znajdujących się w wodzie. Żeby nie doszło do przyduchy, mieszkańcy nadodrzańskich miejscowości organizują akcje natleniania rzeki za pomocą pomp. W centrum Szczecina rzekę próbują natleniać strażacy.
21 sierpnia
W kilku polskich miastach odbywają się marsze na pamiątkę katastrofy ekologicznej.
22 sierpnia
Dane satelitarne przeanalizowane przez naukowców z Niemiec wskazują na masowy zakwit glonów w Odrze. Na podstawie zdjęć eksperci określili ich coraz liczniejsze występowanie w rzece między końcem lipca i połową sierpnia. Wojewoda zachodniopomorski przekazuje, że sytuacja na Odrze znowu się pogorszyła.
23 sierpnia
Główny Inspektorat Ochrony Środowiska przekazuje, że wyniki badań próbek wody z Odry wykonanych w laboratorium w Czechach są porównywalne z polskimi. Przybywa śniętych ryb w Jeziorze Średzkim. Strażacy wyławiają martwe i próbują ratować jeszcze żywe.
24 sierpnia
Politycy Koalicji Obywatelskiej przedstawiają wnioski po kontrolach poselskich w sprawie katastrofy ekologicznej w Odrze. Przekazują, że "państwo wyjechało na urlop". Parlamentarzyści przekonują, że katastrofa ekologiczna na Odrze mogła się nie wydarzyć, ale zabrakło systemu monitoringu rzek, doszło do błędów ludzkich, a najważniejsze odpowiedzialne osoby były na urlopie.
25 sierpnia
Posłowie Koalicji Obywatelskiej przedstawiają wyniki kontroli w Wodach Polskich. Przekazują, że w bazie znajduje się 429 pozwoleń na wpuszczanie ścieków do Odry i jej dopływów - przekazał Dariusz Joński. Michał Szczerba dodał, że zidentyfikowano 282 nielegalne wyloty do tej rzeki.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN