Odcięcie własnego palca, uśmiercenie żony czy fikcyjna stłuczka - to tylko niektóre sposoby Polaków na wyłudzenie odszkodowania z firm ubezpieczeniowych. Rocznie może to być nawet 1,5 mld zł - pisze "Gazeta Wyborcza".
Z raportu Polskiej Izby Ubezpieczeń wynika, że oszuści wyłudzili w ub. roku 56 mln zł. Najwięcej z polis majątkowych - 52,4 mln zł. Pozostałe 3,6 mln zł pochodziło z ubezpieczeń na życie.
To przypadki wykryte - potwierdzone na papierze. Jednak skala wyłudzeń - na które, jak mówią ubezpieczyciele, jest społeczne przyzwolenie - może być znacznie większa.
Europejska Federacja Ubezpieczycieli policzyła, że łupem oszustów pada ok. 3 proc. zbieranych składek. Ze wstępnych szacunków wynika, że działające w Polsce towarzystwa sprzedadzą w tym roku polisy za 50 mld zł, więc wyłudzacze mogą zgarnąć nawet 1,5 mld zł.
Wyłudzają płotki...
Polacy zrobią wiele, żeby "zdobyć" odszkodowanie. Grzegorz zaczął od odcięcia najmniejszego palca. Dostał pierwsze odszkodowanie. Potem odciął palec serdeczny. Dostał drugie. Wpadł dopiero za trzecim razem. Firma ubezpieczeniowa, w której wykupił kolejną polisę, nie mogła uwierzyć, że ma takiego pecha. O sprawie poinformowała policję. Teraz 40-letni Ślązak tłumaczy się przed prokuratorem.
Inny z klientów twierdził, że dzik wyskoczył mu na drogę przed maskę. W rzeczywistości napchał za zderzak włosia ze szczotki. Kolejny przekonywał, że rozbił auto o drzewo, a na miejscu okazało się, że zniszczył pień tępą siekierą.
W branży ubezpieczeniowej o takich ludziach mówi się, że działają metodą "na drwala". - To płotki, prędzej czy później muszą wpaść - mówi ekspert od przestępczości ubezpieczeniowej w jednym z największych w Polsce towarzystw.
Czasem, jak w przypadku Grzegorza ze Śląska, chodzi o kilka, kilkanaście tysięcy złotych, czasem - o miliony. Tak mogło być w przypadku mieszkańca Trójmiasta, który wykupił żonie polisę na życie w kilkunastu towarzystwach ubezpieczeniowych. Lekarzowi za wypisanie aktu jej zgonu zapłacił 100 tys. zł, a potem poszedł po odszkodowanie. W dwóch towarzystwach wypłacili mu prawie pół miliona. Wpadł, bo policja prowadziła przeciwko niemu śledztwo w innej sprawie. I przesłuchała żonę "nieboszczkę".
...i zawodowcy
Najtrudniej walczy się z zawodowcami. Zwłaszcza, że najczęściej są nimi rzeczoznawcy, agenci ubezpieczeniowi, właściciele warsztatów naprawiających samochody, a nawet policjanci.
Na początku roku taka właśnie grupa wpadła w Lublinie. Wyłudzała od kilku do kilkunastu tysięcy za jeden numer. Fikcyjne stłuczki potwierdzało dziewięciu policjantów, którzy brali za to od 400 do 800 zł.
Podobnie było w Krakowie, gdzie oszuści wyłudzili prawie pół miliona złotych. Tutaj też kluczową rolę odegrali policjanci. Za każdym razem przyjeżdżali na miejsce domniemanej stłuczki, gdzie wcześniej oszuści podstawiali rozbite już samochody.
Źródło: Gazeta Wyborcza
Źródło zdjęcia głównego: TVN24