To przypomina zorganizowaną grupę przestępczą, inaczej mówiąc mafię. Mamy przywódcę, mamy powiązania ze światem polityki, ze światem biznesu, mamy przekazywanie pieniędzy. I w momencie, kiedy ta grupa traci wpływy, mamy próbę mataczenia, niszczenia dowodów. Właściwie poza takimi elementami jak przemoc, porwania, morderstwa i tak dalej, to wszystkie te kryteria są spełnione - mówił w TVN24 Wojciech Czuchnowski z "Gazety Wyborczej", który opisał najnowsze taśmy Tomasza Mraza.
Kolejna odsłona afery taśmowej wokół Funduszu Sprawiedliwości. "Gazeta Wyborcza" ujawniła zapis nieznanej dotąd rozmowy ludzi Zbigniewa Ziobry, odpowiedzialnych za rozdział środków z tego funduszu. Jej uczestnicy - Tomasz Mraz, Marcin Romanowski i Urszula D. - zdają sobie sprawę z toczącego się śledztwa i deliberują, jak reagować na spodziewane działania prokuratury. Część ujawnionej rozmowy dotyczy kontaktów z Patrycją Kotecką, żoną Zbigniewa Ziobry. Była dyrektor Funduszu Sprawiedliwości mówi, że wszystkiego się wyprze. - Chyba że mają na Pegasusie moją czułą korespondencję - dodaje.
CZYTAJ WIĘCEJ: Usuwanie maili "z połową Solidarnej Polski", pytania o żonę Ziobry. "Ja się wszystkiego wyprę"
- Z tych wszystkich rozmów wynika, że oni mieli pełną świadomość tego, że konkursy były albo ustawione, albo pieniądze z tego funduszu były wehikułem wyborczym dla startujących w różnych okręgach polityków Suwerennej Polski. Nie wiem, co jest gorsze, chyba jednak to pierwsze, czyli ustawianie konkursów pod znajome podmioty, podmioty powiązane z Solidarną Polską (obecnie Suwerenną Polską) i z PiS-em, zwłaszcza w kontekście tego, że jednocześnie brakowało pieniędzy na prawdziwą pomoc ofiarom - mówił w TVN24 Wojciech Czuchnowski z "Gazety Wyborczej".
Jak dodał, Fundusz Sprawiedliwości "nie był po to, żeby kupować wozy strażackie, tylko na pomoc (ofiarom przestępstw - red.), na którą pieniędzy nie było". - Pieniądze na telefon zaufania, wszystkie tego typu rzeczy, (a środki) szły na coś zupełnie innego i to było powiązane z kampanią wyborczą polityków Ziobry - stwierdził dziennikarz.
Patrycja Kotecka "była szarą eminencją w Ministerstwie Sprawiedliwości"
Czuchnowski zwrócił uwagę, że w ujawnionych w piątek taśmach po raz pierwszy pojawia się nazwisko Patrycji Koteckiej, żony Zbigniewa Ziobry.
- Uczestnicy tej rozmowy podkreślają, że trzeba zrobić wszystko, żeby nie wyszły te relacje z Patrycją Kotecką. (Była) dyrektorka tego funduszu (Urszula D.) wręcz mówi, że ona się wszystkiego wyprze, że ma nadzieję, że ich korespondencja na WhatsAppie nie zostanie przechwycona. Jest też zdanie mówiące o tym, że Patrycja Kotecka ingerowała w procesy przyznawania dotacji (z Funduszu Sprawiedliwości - red.) i że interesowała się różnymi szczegółami, że była szarą eminencją w Ministerstwie Sprawiedliwości - mówił Czuchnowski.
Zaznaczył przy tym, że Kotecka nie pracowała w MS. - Natomiast widać, że albo cieszyła się respektem, albo pracownicy po prostu się jej bali. Przyjmowali telefony w środku nocy. Tam pada takie zdanie, że "to Patrycja dzwoni do ciebie, a nie ty do Patrycji". Czyli ona była traktowana jako wszystko mogąca żona szefa - zauważył dziennikarz.
Czuchnowski: to spełnia kryteria mafii
W jego ocenie to przypomina "zorganizowaną grupę przestępczą, inaczej mówiąc mafię". - Mamy przywódcę, mamy powiązania ze światem polityki, ze światem biznesu, mamy przekazywanie pieniędzy. I w momencie, kiedy ta grupa traci wpływy, mamy próbę mataczenia, niszczenia dowodów. Właściwie poza takimi elementami jak przemoc, porwania, morderstwa i tak dalej, to wszystkie te kryteria są spełnione - powiedział Czuchnowski.
Wskazał, że prokuratura już zajmuje się tą sprawą. Jego zdaniem Urszula D., która przebywa obecnie w areszcie, może okazać się tą osobą, która zdecyduje się zeznawać.
- To nie jest taka rozmowa, w której oni mówią, że czepiają się nas, a my przecież tyle dobrego zrobiliśmy, tylu ludziom pomogliśmy, mieliśmy super wyniki. Ta rozmowa, którą dzisiaj publikujemy, dotyczy tego, jak zeznawać, co się już udało ukryć, o czym nie mówić. Zważywszy, że mówią to ludzie, którzy nadzorowali wymiar sprawiedliwości w Polsce, mówią o rozpruciu się, o tym, kto zostanie małym świadkiem koronnym, jakie dowody niszczyć, to jest to wstrząsające. (...) Oni dokładnie wiedzą, że po prostu sprzeniewierzali te pieniądze, że wykorzystywali je do swoich celów, do celów swoich znajomych - mówił dziennikarz "Wyborczej".
"Tutaj mówimy o jakimś kompletnym zatarciu granic"
Na taśmach pojawia się także wątek fikcyjnego dziennikarza Wirtualnej Polski Krzysztofa Suwarta, który był autorem artykułów przychylnych ówczesnemu kierownictwu resortu sprawiedliwości i szeroko pojętemu środowisku Zbigniewa Ziobry.
- Tutaj mówimy o jakimś kompletnym zatarciu granic. Tu chodzi o dziennikarza mało znanego o nazwisku Krzysztof Mirończyk, który najpierw pracował w Wirtualnej Polsce, potem przeszedł do Ministerstwa Sprawiedliwości. Stamtąd jego teksty były przekazywane do Wirtualnej Polski i podpisywane nazwiskiem Krzysztof Suwart. Już po opisaniu tej afery przez OKO.press w 2020 roku ten dziennikarz dalej współpracował i dalej współpracuje z tym portalem - mówił Czuchnowski. Dodał, że dostrzega tu "bardzo niebezpieczną sytuację, kiedy została kompletnie zatarta granica pomiędzy tym, kto jest dziennikarzem, kto jest urzędnikiem, co jest tekstem sponsorowanym, co jest reklamą i za co redakcja może dostawać pieniądze, a za co absolutnie tych pieniędzy nie powinna brać".
- A to, że ten człowiek dalej współpracuje z tym portalem, mimo deklaracji, że nic takiego już od dawna nie miało miejsca, to też świadczy o tym, że ta sprawa nie została załatwiona - ocenił.- Jeżeli gdzieś ukazują się teksty pisane przez urzędnika danej instytucji, chwalące tę instytucję, podpisywane pseudonimem, to jest po prostu patologia, to jest w najnormalniej świecie oszukiwanie opinii publicznej, oszukiwanie czytelnika - stwierdził.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24