- Andrzej Artymowicz nie powinien być biegłym w sprawie - powiedział we wtorek na konferencji prasowej poseł PiS i pełnomocnik części rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej Bartosz Kownacki. Marcin Mastalerek, rzecznik PiS twierdził zaś, że Artymowicz jest z wykształcenia muzykologiem. W rzeczywistości jest on absolwentem Wydziału Reżyserii Dźwięku warszawskiej Akademii Muzycznej.
RMF FM dotarła do najnowszej opinii biegłych powołanych przez Prokuraturę Wojskową w Warszawie. Według rozgłośni udało się odczytać o 1/3 więcej słów niż w dotychczas publikowanych odczytach.
Bartosz Kownacki, poseł PiS i pełnomocnik części rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej, stwierdził, że istnieje bardzo wiele nieścisłości podważających "rzekomo nową" opinię biegłych. Jak powiedział, jedną z nich jest to, że "autorem opinii jest Andrzej Artymowicz, brat Pawła Artymowicza, który jest zaangażowany od wielu lat po stronie komisji Millera wyjaśniającej przyczyny katastrofy smoleńskiej".
"Wiarygodność opinii zerowa"
Paweł Artymowicz jest jednym z głównych krytyków analiz prof. Wiesława Biniendy i prac parlamentarnego zespołu Antoniego Macierewicza.
- W mojej ocenie nie powinien być biegłym w sprawie. W związku z tym ta opinia nigdy nie powinna znaleźć się w aktach śledztwa - ocenił Kownacki.
Marcin Mastalerek, rzecznik PiS podkreślał, że Andrzej Artymowicz jest z wykształcenia muzykologiem. - Od kilku godzin muzykolog narzuca ton debaty publicznej w Polsce - dodał.
W rzeczywistości Andrzej Artymowicz jest dźwiękowcem, specjalistą akustykiem, absolwentem Wydziału Reżyserii Dźwięku warszawskiej Akademii Muzycznej.
Zdaniem Bartosza Kownackiego prokuratorzy powinni wytłumaczyć, dlaczego zdecydowali się na powołanie takiej osoby. Dodał, że wiarygodność Artymowicza w tej sprawie jest zerowa oraz wiarygodność opinii jest zerowa.
Stenogramy na blogu?
Jak powiedział, materiał pisany jest na potrzeby śledztwa rosyjską cyrylicą i ma na to dowody. Wyjaśnił, że "zapis tego, co można rzekomo znaleźć w opinii biegłych, znał już w styczniu 2014 roku, zanim biegli pojechali do Moskwy".
Jak powiedział, niektóre sformułowania, jakie zostały użyte w nowej opinii biegłych, pojawiły się już rok temu w internecie na jednym z blogów. Wyjaśnił, że chodzi m.in. o słowa, które miały być wypowiedziane na wysokości 100 m, czyli: "dochodzimy wolniej". - Dokładnie te słowa zostały zapisane w opinii biegłych - powiedział Kownacki.
Zasugerował, iż oznacza to, że osoby sporządzające opinię miały z góry założoną tezę i wiedziały, co chcą w niej napisać.
Jego zdaniem prokuratura powinna wyjaśnić, kto jest blogerem, który miał przytaczać ujawnione dziś stenogramy rok temu, w jaki sposób dokonał odczytu oraz czy opinię sporządzono na postawie informacji blogera, czy na podstawie rzeczywistych kopii czarnych skrzynek.
"Trzeba było zabiegać o śledztwo międzynarodowe"
Jak powiedział, pięć lat po katastrofie dowiadujemy się, że zapis dźwięku znajduje się na taśmie niezgodnej ze specyfikacją. - Jak to jest możliwe, że dopiero po pięciu latach ktoś podnosi tak ważną kwestię - pytał. W jego opinii powinien był to stwierdzić pierwszy biegły, który otrzymał taśmę w kwietniu 2010 roku. - Albo robił to nierzetelnie, albo doszło do jakiejś dziwnej zamiany w pięć lat po katastrofie - stwierdził Kownacki.
Bartosz Kownacki podkreślił, że sposób prowadzenia śledztwa oznacza, że prokuratura wojskowa nie powinna prowadzić go sama. - Trzeba było zabiegać o śledztwo międzynarodowe - dodał.
Autor: js//rzw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24