Przebierał się w fartuch lekarski i udzielał w internecie porad medycznych za pieniądze. Prokuratura w Zielonej Górze prowadzi śledztwo przeciwko 25-latkowi, który wprowadzał w błąd osoby chore i potrzebujące. Niektórym mógł bardzo poważnie zaszkodzić. Materiał magazynu "Polska i Świat". Całe wydanie dostępne w TVN24 GO.
Naturopata ze szczególnym zamiłowaniem do leczenia chorób kobiecych, ale specjalizujący się we wszystkich jednostkach chorobowych - tak pisał i mówił o sobie Oskar D., który właśnie na wniosek prokuratury trafił na trzy miesiące do aresztu.
- Nie posiadał wykształcenia medycznego, a jedynie gimnazjalne, udzielał porad medycznych – mówi rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze Ewa Antonowicz.
Ufało mu coraz więcej osób. W mediach społecznościowych zyskiwał coraz większą popularność i coraz większy posłuch.
- To, że jesteśmy w stanie wyleczyć każde stadium nowotworu, bez użycia radio czy chemioterapii, każdy z nas wie – przekonywał na nagraniach zamieszczonych w internecie.
Twierdził także, że za "chorobami rzekomo nieuleczalnymi" kryje się zła interpretacja wyników i brak szukania przyczyny.
Przyczyn Oskar D. miał szukać podczas konsultacji online, które kosztowały nawet 350 złotych. Ponadto pisał artykuły, nagrywał filmiki i niemal wszędzie odsyłał do zakupu suplementów.
- To było niejednokrotnie po dwadzieścia suplementów, zazwyczaj z jednej firmy, odsyłał ludzi do własnego sklepu. To były też odczynniki chemiczne, na przykład płyn Lugola w niewyobrażalnych dawkach – mówi Michał Janczura, dziennikarz Wirtualnej Polski, który od miesięcy pisał o 25-letnim "Szarlatanie".
- Wcześniej prowadził działalność gospodarczą związaną z handlem częściami samochodowymi. Wyjechał do Wielkiej Brytanii, gdzie poszukiwał pracy, ale jak mu się to nie udało, to wrócił do Polski i został słynnym uzdrowicielem, naturopatą – opowiada dziennikarz Wirtualnej Polski.
Oskar D. aresztowany
W efekcie został też milionerem. - Na rachunku podejrzanego w ciągu dwóch lat zgromadzono ponad 4 miliony złotych – podkreśla Ewa Antonowicz.
- Stary dowcip mówi, że wystarczy mieć betoniarkę i garaż, i każdy może sprzedawać suplementy – mówi psychoterapeutka Maja Herman. Michał Janczura przyznaje, że "produkcja serka wiejskiego czy chipsów jest obwarowana większymi przepisami i możliwością kontroli, niż to, co się znajduje w suplementach diety".
Działalnością Oskara D. przed rokiem zajął się też rzecznik praw pacjenta, sprawę zgłosił do prokuratury, jednak ta umorzyła śledztwo, wtedy nad sprawą pochylił się sąd w Zielonej Górze.
Śledztwo zostało wznowione - Oskar D. został zatrzymany. Usłyszał trzy zarzuty - oszustw podatkowych, prania brudnych pieniędzy, ale też narażenia na utratę życia i zdrowia co najmniej jednaj z osób które mu zaufały. Udawał, że leczy pacjentkę ze zdiagnozowaną zmianą nowotworową w piersi.
- Na badaniu obrazowym USG (zmiana nowotworowa) była widoczna, on zalecił suplementy i przekonywał, że ta zmiana się wchłonie, zniknie. Oczywiście nic takiego nie miało miejsca, pacjentka nie podjęła leczenia konwencjonalnego i niestety zmarła – mówi Paweł Grzesiewski, dyrektor departamentu prawnego Biura Rzecznika Praw Pacjenta.
Eksperci apelują o ostrożność
Prokuratura bada sprawę tej pacjentki, ale też wielu innych pokrzywdzonych osób, które szukały ratunku dla siebie bądź bliskich. – Oni zarabiają na lęku, cierpieniu, bólu i niepewności – podkreśla Maja Herman.
- Szarlatani powodują, że pacjenci nie zgłaszają się do lekarza we wczesnym stadium choroby, kiedy jeszcze można leczyć skutecznie. Natomiast zgłaszają się, kiedy jest już za późno – mówi wiceprezes Naczelnej Izby Lekarskiej Klaudiusz Komor.
Takich uzdrowicieli w sieci jest coraz więcej. Maja Herman podkreśla, że potrzebne są zmiany ustawowe. – Musimy w końcu zacząć słyszeć, że internet może być środkiem masowego rażenia, środkiem bardzo niebezpiecznym do siania dezinformacji i zabijania – dodaje.
- Apelujemy do wszystkich państwa, że jeżeli ktoś mówi, że potrafi leczyć albo ma leki lub sprzęt, jakiego nikt inny nie ma, i tylko on jest w stanie to zrobić, to zawsze należy się zastanowić, czy to przypadkiem nie jest próba naciągania – przestrzega Komor. – Kiedyś w obrębie jednej wsi mówiło się o cudownej zielarce, a teraz w internecie w jednym momencie może informację otworzyć nawet kilka tysięcy ludzi – zwraca uwagę.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Archiwum prywatne