Zajmujący się bezpieczeństwem w sieci państwowy instytut NASK miał walczyć z rosyjską dezinformacją, ale zamiast tego sprawdzał, co Polacy myślą o Prawie i Sprawiedliwości. Tuż przed wyborami analizował odbiór w internecie faktu, że Mateusz Morawiecki wysłał córkę do prywatnej szkoły, czy jak Polacy reagują na aferę wizową. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Miała być walka z rosyjską dezinformacją, a było zbieranie informacji na temat tego, co Polacy piszą w internecie o Prawie i Sprawiedliwości.
Dziennikarz "Wyborczej.biz" Bolesław Breczko dotarł do raportów i opisał, co działo się w Naukowej i Akademickiej Sieci Komputerowej, czyli państwowym instytucie zajmującym się bezpieczeństwem w internecie.
NASK miał walczyć z rosyjską dezinformacją, badał co Polacy myślą o PiS
Po wybuchu wojny w Ukrainie w NASK-u powstał dział przeciwdziałania dezinformacji. Miał wyłapywać rosyjską propagandę i fake newsy, ale kilka miesięcy przed wyborami działalność zespołu została przekierowana na zupełnie inne tory.
Tematy jakimi zajmował się zespół były różne: od wiarygodności PiS-u, przez wysokie ceny mieszkań, aferę wizową, KPO aż po edukację córki Mateusza Morawieckiego. Pracownicy publicznego instytutu, na zlecenie ówczesnego kierownictwa KPRM-u, w godzinach pracy sprawdzali reakcję internatów na sprawy, które mogą być niewygodne dla partii władzy - wyniki zawsze były opatrzone komentarzem.
Bolesław Breczko wspomina, że gdy pojawiły się artykułu na temat premiera Mateusza Morawieckiego i tego, że wysłał córkę do prywatnej szkoły - wówczas pojawiła się teza, że nie ufa publicznemu systemowi edukacji.
To wicepremier i minister cyfryzacji Krzysztof Gawkowski zdecydował o audycie w podległym ministerstwu instytucie. - Ludzie na zlecenie KPRM-u, premiera, mieli zbierać informacje, które będą później dostarczane PiS-owi, a te będą przetwarzane po to, żeby PiS mógł łatwiej wygrać wybory - mówi Gawkowski.
- Cały aparat państwa nastawiony był na propagandę Prawa i Sprawiedliwości. Zaczynając od mediów publicznych przez kolejne instytuty czy fundacje, a kończąc na takich miejscach, w których z dezinformacją powinno się walczyć - podkreśla Monika Rosa z Koalicji Obywatelskiej.
NASK zmienia dyrektora
Półtoraroczny budżet działu przeciwdziałania dezinformacji od połowy 2022 roku do końca 2023 to prawie 19 milionów złotych. Zespół zatrudniał ponad 20 osób. Stanowisko już stracił jego dyrektor.
- Finansowanie z publicznych pieniędzy tego typu bzdur, badanie, co ludzie sądzą o córce Morawieckiego, to naprawdę powinien robić za swoje pieniądze - ocenia europoseł Lewicy Robert Biedroń.
Z kolei wicepremier Gawkowski twierdzi, że to nielegalne finansowanie. - Za to powinna być przez PKW cofnięta PiS-owi subwencja - uważa.
Nowe kierownictwo NASK w przesłanej redakcji "Polska i Świat" wiadomości pisze, że "przez cały 2023 rok DPD dostawał codziennie zadania z KPRM - listę tzw. 'tematów dnia' do monitorowania. Były to tematy/zapytania przypisane do różnych ministerstw oraz 'tematy' bez przydziału do konkretnego resortu".
Dział przeciwdziałania dezinformacji był i jest potrzebny - mówi dziennikarka i ekspertka od nowych technologii, która brała udział w jego powstawaniu. - Pomysłem tego zespołu była współpraca ponad podziałami między NASK-iem, organizacjami pozarządowymi i mediami specjalistycznymi - wskazuje Sylwia Czubkowska z TechStorie Tok FM.
Politycy Prawa i Sprawiedliwości sprawy nie chcą komentować. Zapytany przez "Wyborczą" były rzecznik rządu Piotr Muller pisze, że rząd raporty zlecał, ale nie wykorzystywał ich do celów partyjnych.
"Działania w sferze walki z dezinformacją obejmują szerokie spektrum tematów, jak te związane z bezpieczeństwem państwa, ale również tematy związane z bieżącą działalnością rządu" - przekonuje.
Źródło: TVN24