W czasie jednej kadencji Sejmu z kieszeni podatników na biura poselskie trafia ponad pół miliarda złotych. Pieniądze mają pokrywać koszty wynajmu, wyposażenia, płac pracowników, służbowych przejazdów czy ogłoszeń. Posłowie w rocznych rozliczeniach deklarują, na co wydają środki, ale gdy dziennikarze pytają o szczegóły, odpowiedzi często unikają, albo plączą się w zeznaniach.
Ekipa "Czarno na białym" sprawdziła, jak politycy korzystają z publicznych pieniędzy.
>> Wszystkie reportaże z cyklu "Drogie posłanki, drodzy posłowie" możesz obejrzeć w TVN24+ >>
Strony widmo za tysiące złotych
Na co posłowie przeznaczają pieniądze podatników? W poselskich oświadczeniach w oczy rzucają się pięciocyfrowe kwoty, pod którymi skrywają się wydatki na strony internetowe.
Rekordzistką w tej kategorii jest posłanka KO Magdalena Kołodziejczak, która w dokumentach wykazała 47 tysięcy zł na ten cel. Problem w tym, że jej strona internetowa... nie istnieje.
Dopytywana o tę kwestię przez reporterów tłumaczyła, że chodziło o obsługę jej mediów społecznościowych. - Może źle to nazwałam, ale to są (wydatki na - red.) wszystkie moje media społecznościowe - twierdziła. Na prośbę o pokazanie faktur nie odpowiedziała i pośpiesznie się oddaliła.
Imponującą kwotę na stworzenie strony internetowej w swoim oświadczeniu zadeklarowała także Joanna Lichocka z PiS. 45 tysięcy złotych - tyle posłanka miała wydać na swoją witrynę pod koniec 2023 i w 2024 roku. Tylko że strona posłanki Lichockiej powstała w 2022 roku, a ostatni opublikowany na niej wpis pochodzi sprzed ponad dwóch lat.
Zapytana o to przez ekipę TVN24, odmówiła komentarza. - Nie rozmawiam z TVN-em. To jest kwestia etyki - stwierdziła. Na odchodne rzuciła w stronę dziennikarzy: "przeproście za kłamstwa smoleńskie".
Drogi odkurzacz. "Wozi go w aucie"
Dokonana przez dziennikarzy analiza poselskich wydatków wykazała również, że jednym z gadżetów szczególnie popularnych wśród posłów obecnej kadencji są drogie odkurzacze.
Dla przykładu, poseł Przemysław Witek z Koalicji Obywatelskiej, który w ostatniej kampanii wyborczej zasłynął słowami "cóż szkodzi obiecać", kupił sobie bezprzewodowy odkurzacz za prawie 4 tysiące złotych. Gdy dziennikarze pojawili się w jego biurze, posła Witka nie zastali. Nie było też odkurzacza. Od jego asystentki dowiedzieli się, że polityk "aktualnie wozi go w aucie". Dopytywana, w jakim celu, odparła, że "prawdopodobnie wziął go do Warszawy, by posprzątać w swoim mieszkaniu". Poseł miał jednak inną wersję wydarzeń - jak tłumaczył, od czasu do czasu używa odkurzacza do czyszczenia samochodu.
Pióro za 1600 zł. Drogo? "Teraz to widzę"
Wspomniany odkurzacz to nie jedyny ekstrawagancki wydatek posła Witka. Polityk wydał także 1628 zł na pióro Waterman z grawerem swojego nazwiska. W rozmowie z reporterami tłumaczył, że "piórem pisze od zawsze, od szkoły podstawowej", a na uwagę, że to dość ekskluzywny zakup, przyznał: "teraz to widzę".
I dodał, że dziś pewnie wybrałby tańsze - może nawet o połowę - a przecież też "dobre". - Tak, to prawda, mogę się uderzyć w pierś - oświadczył.
Chciałoby się rzec - cóż szkodzi wygrawerować? Ano szkodzi, bo wszystkie przedmioty zakupione przez posłów z publicznych pieniędzy, po wygaśnięciu ich mandatów muszą zostać zwrócone. - Wygaśnie mu mandat, to będzie musiał zwrócić to pióro do kancelarii Sejmu. Po co komu pióro z wygrawerowanym nazwiskiem posła? - dziwił się w rozmowie z "Czarno na białym" Patryk Wachowiec, były pracownik Biura Analiz Sejmowych, a obecnie członek Forum Obywatelskiego Rozwoju.
Autorka/Autor: Monika Winiarska /lulu
Źródło: Czarno na białym