Ministerstwo Spraw Zagranicznych opublikowało komunikat, w którym informuje o swoich działaniach i pracy placówki w Tunisie po zamachu na Muzeum Bardo. Urzędnicy tłumaczą, iż robią to "w odniesieniu do relacji mediów o akcji niesienia pomocy polskim obywatelom poszkodowanym w zamachu terrorystycznym".
Jak podaje w komunikacie MSZ, polska placówka w Tunisie natychmiast po zamachu podjęła działania na rzecz okazania pomocy polskim obywatelom, a dwoje konsuli "zostało natychmiast wysłanych na miejsce tragedii". Jedna osoba odwiedzała szpitale, druga była na samym miejscu tragedii, by oszacować, ilu Polaków może być wśród najciężej poszkodowanych i jakiej wymagają pomocy.
MSZ dodaje, że w dniu zamachu wieczorem jeden z konsulów udał się do Hammamet do hotelu, gdzie przebywali turyści, którzy najmniej ucierpieli w zamachu. Resort dyplomacji informuje też, że dopiero po upewnieniu się, że nie potrzebują opieki lekarskiej, a właściciel hotelu otoczył ich specjalną troską, pracownik ambasady wrócił do Tunisu, by brać udział w działaniach na rzecz identyfikacji zmarłych i poszukiwania rannych oraz zaginionych.
Za mało pracowników?
MSZ odpowiedział również na zarzuty związane ze zbyt małą zdaniem wielu polityków, liczbą pracowników placówki. Jak poinformowało ministerstwo, placówka w Tunisie liczy czterech pracowników: ambasador, zastępca ds. politycznych, konsul oraz pracownik administracyjny z uprawnieniami konsularnymi.
Jak czytamy w komunikacie "w trakcie każdej akcji ratowniczej określa się priorytety, zwłaszcza dysponując ograniczonymi zasobami kadrowymi. W pierwszych godzinach po zamachu absolutnym priorytetem dla polskich służb dyplomatycznych była pomoc najciężej rannym, identyfikacja zmarłych oraz ustalenie losu osób uznawanych za zaginione".
Dodatkowe wsparcie
MSZ podaje również, że "kilka godzin po zamachu zapadła decyzja o wysłaniu na miejsce specjalnego zespołu złożonego z lekarzy, psychologów i pracowników MSZ, by wzmocnić działania polskiej placówki w Tunisie".
Według resortu na miejscu wciąż pozostaje dwóch dodatkowych pracowników MSZ, by wesprzeć placówkę w Tunisie do zakończenia wszystkich procedur związanych z udzielaniem pomocy ofiarom zamachu.
Rola ambasadora
W czwartek do hotelu w Hammamet udał się ambasador RP w Tunisie, który spędził z polskimi turystami sześć godzin - pisze MSZ, dodając, że wraz z nim "a także wcześniej" byli na miejscu m.in. psychologowie z zespołu, który przyleciał z Warszawy. "Ambasador pożegnał się z każdym z polskich turystów, którzy ucierpieli w zamachu przed ich wyjazdem na lotnisko" - pisze MSZ. "Dzięki skutecznej pracy zespołu i placówki w Tunisie już w piątek wieczorem, czyli zaledwie dwa dni po zamachu, pierwsza grupa polskich obywateli rannych w tej tragedii wróciła do kraju. Także w piątek po południu został ogłoszony końcowy bilans polskich ofiar tragedii" - kończy komunikat MSZ.
Zamach na muzeum
W środowym ataku na popularne muzeum w stolicy Tunezji zginęło 20 zagranicznych turystów, w tym trzech Polaków, a także trzech Tunezyjczyków. Terroryści strzelali do zwiedzających i do ludzi w autobusach zaparkowanych przed gmachem. Do zamachu przyznało się radykalne ugrupowanie Państwo Islamskie, kontrolujące znaczne obszary w Syrii i Iraku. Jednak także powiązane z Al-Kaidą organizacje zbrojone w Tunezji opublikowały w mediach społecznościowych szczegóły dotyczące ataku. Był to najpoważniejszy zamach wymierzony w cudzoziemców w Tunezji od 13 lat. W ataku bombowym przeprowadzonym przez Al-Kaidę w pobliżu synagogi na wyspie Dżerba w 2002 roku zginęło 21 ludzi: 14 Niemców, dwóch Francuzów i pięciu Tunezyjczyków.
Autor: geb\mtom / Źródło: PAP