|

Resort kajś w Polsce. 297 kilometrów od kancelarii premiera

Siedziba Ministerstwa Przemysłu w Katowicach
Siedziba Ministerstwa Przemysłu w Katowicach
Źródło: TVN24

Eksperymentem jest tu wszystko - od dotąd szerzej nieznanej ministry, poprzez kompetencje, które inne resorty chętnie widziałyby u siebie, aż po - w III RP bezprecedensową - pozastołeczną lokalizację. Dziś zaczyna działalność Ministerstwo Przemysłu. W Katowicach.

Artykuł dostępny w subskrypcji

13 grudnia 2023 roku prezydent powołał nowy rząd, w którym oprócz ministrów bez teki znalazło się miejsce dla ministry z pustą teką. Bo wprawdzie Andrzej Duda zaprzysiągł Marzenę Czarnecką na ministrę przemysłu, ale żadnego resortu przemysłu wtedy nie było.

Kompetencje dla nowej ministry przekazano dopiero po tygodniu za pomocą rozporządzenia działającego zresztą wstecz, a obsługę zapewniało mu do tej pory Ministerstwo Aktywów Państwowych oraz Śląski Urząd Wojewódzki.

Dopiero od dziś, czyli od 1 marca teka zostaje wypełniona właściwym resortem, który nadzorować ma nie tylko górnictwo, ale także kreować politykę dotyczącą wodoru, gazu, ropy i atomu. Te elementy mogą jeszcze ulec zmianie, bo ministerstwo zostaje powołane na mocy kolejnego rozporządzenia bez wprowadzania zmian w ustawie o działach administracji rządowej.

Kiedyś każdy premier kształtował ją wedle swojego własnego uznania bez żadnych kontrowersji, ale skoro Andrzej Duda kiedyś zawetował nowelizację tejże za czasów rządów PiS (uznał, że leśnictwo powinno być podporządkowane resortowi rolnictwa, a nie środowiska, a także, że błędem jest przeniesienie podsekretarzy stanu do służby cywilnej), to - jak słyszymy w kuluarach - nowa koalicja z otwarciem kolejnego frontu się nie spieszy.

- Mamy w tej chwili konwencję w zakresie ustalania działów administracji. (...) Czeka nas ścieżka sejmowa, senacka i na końcu podpis pana prezydenta. Ustalanie szczegółów departamentów, kiedy wszystko jeszcze wrze, jest trudne - mówiła na spotkaniu z dziennikarzami ministra Marzena Czarnecka, na dwa tygodnie przed oficjalnym startem swojego resortu.

"Śląska rajza" Tuska

Marzec 2023. Trwa objazd polityków Platformy Obywatelskiej po kraju, przez tydzień jej lider objeżdża Śląsk. Sobotnie spotkanie w Katowicach zorganizowano w formule wyjazdowego posiedzenia klubu parlamentarnego Koalicji Obywatelskiej, jakich w okresie prekampanii (bo kampania formalnie zaczęła się dopiero w sierpniu) wiele. Wychodzący na mównicę w charakterystycznej dla tamtego czasu białej koszuli Donald Tusk rzuca obietnicę, która w całej Polsce mogłaby być potraktowana wzruszeniem ramion. Jednak w stolicy regionu przez wielu zostaje uznana za najważniejszą w całej kampanii.

- Jedną z pierwszych decyzji, ona miałaby wymiar nie tylko symboliczny, ale także praktyczny, w związku z naszymi planami odbudowy wielkiego przemysłu, nowoczesnego przemysłu na Śląsku - i także po to, żeby podkreślić, jak wielkie znaczenie ma autentyczna decentralizacja, autentyczna samorządność - będzie decyzja o przeniesieniu ministerstwa przemysłu tutaj, na Śląsk - mówi 18 marca, jeszcze jako lider opozycji, Donald Tusk. - Śląsk może być tym przemysłowym sercem Polski i Europy, nie ma żadnego powodu, żeby ludzie, którzy będą współpodejmować decyzje i pomagać w rozwoju przemysłu, patrzyli z oddali.

Podkreśla, że "decyzje dotyczące Śląska będą zapadały na Śląsku".

Donald Tusk zapowiada przeniesienie ministerstwa przemysłu na Śląsk (wypowiedź z 17 marca 2023 roku)
Źródło: TVN24

Jak na ironię akurat ta decyzja została podjęta… w Warszawie.

Cofnijmy się jeszcze o miesiąc.

Na bieżąco w fazie prekampanii ustalane były kolejne wyjazdy i spotkania przyszłego premiera. Jeden z nich ma jednak już wtedy szczególną wagę - wizyta na Śląsku i w Zagłębiu Dąbrowskim. W odróżnieniu od innych miejsc Tusk jechał wtedy do konkretnego regionu nie na jeden czy dwa dni, ale na ponad tydzień. Jego "śląska rajza" (podróż) ostatecznie trwała od 17 do 26 marca. Odwiedził m.in. Bytom, Katowice, Żywiec, Jaworzno, Radzionków, Racibórz, Zawiercie, Częstochowę, Chorzów i Sosnowiec. Jak sam wyliczył na koniec wizyty, pokonał w tym czasie 2157 kilometrów.

- Premier chciał mieć odpowiedź na "Program dla Śląska" PiS-u, na premiera Morawieckiego, który startował z Katowic. Może i niewiele z tego wynikało, ale to były mocne symbole, które dobrze wyglądały - zdradza osoba znająca szczegóły tamtych ustaleń.

- To oczywiste, że zawsze staraliśmy się, żeby szef powiedział coś o lokalnych wydarzeniach, problemach – czymś, co niekoniecznie trafi do mediów ogólnopolskich, ale zapadnie w pamięć widowni albo przynajmniej na samym spotkaniu pozwoli złapać z nią lepszy kontakt - mówi inny człowiek zaangażowany w ostatnią kampanię parlamentarną PO.

No jak to kto?

Dlatego już kilka tygodni wcześniej zbierano pomysły, dyskutowano nad tematami, które powinny się pojawić w wystąpieniach lidera PO na Śląsku poza komentarzem do bieżących spraw politycznych. 

- Na tej całej kampanijnej mapie Śląsk był jednocześnie jednym z najłatwiejszych i najtrudniejszych miejsc. Szeroko znana jest silna, wyrazista lokalna społeczność ze swoją historią, kulturą i całą masą postulatów wobec władzy centralnej. Nic, tylko poczytać statuty tamtejszych fundacji i stowarzyszeń, posłuchać lokalnych aktywistów na czele z Ruchem Autonomii Śląska i ma się gotową listę na kilkanaście lat rządzenia. Tyle że z tego trzeba było wybrać to, co - jako partii - jest nam bliskie, co można stosunkowo łatwo zrealizować, bo danie na przykład autonomii wymagałoby przecież zmiany konstytucji - kontynuuje nasz rozmówca. - No i wybrać trzeba było też to, co ważne z perspektywy ogólnopolskiej. Przeświadczonych o - lub po prostu świadomych - swojej wyjątkowości mieszkańców Śląska niełatwo więc zadowolić - dodaje.

To właśnie podczas przygotowania wizyty wypracowano wstępną ofertę dla Śląska: odblokowanie KPO jako leku na brak dostępnych mieszkań i transformację energetyczną, "deklarację radzionkowską", czyli uznanie "ślōnskij godki" za język regionalny oraz plan przeniesienia na Śląsk jednego z ministerstw.

Polityczne ukłony w stronę Śląska
Źródło: TVN24

Kto wpadł na pomysł tego ostatniego?

- No jak to kto? Premier - odpowiada bez zająknięcia zaczepiony na sejmowym korytarzu Borys Budka, minister aktywów państwowych i poseł KO z okręgu katowickiego.

Śląskie struktury partii - których reprezentanci całymi godzinami przedstawiali wcześniej Tuskowi potencjalne postulaty, na co nie mogli liczyć mieszkańcy innych regionów - miały być tym pomysłem pozytywnie zaskoczone. - Gdy to usłyszałem, pomyślałem, że czegoś lepszego z perspektywy Śląska nie da się w kampanii wymyślić - mówi jeden z parlamentarzystów KO.

Podobna koncepcja krążyła już od jakiegoś czasu wśród lokalnych działaczy, ale nikt nie odważył się jej wprost położyć na stole. Politycy z regionu nieco starszego pokolenia pamiętają wszak czasy, kiedy resort w Katowicach jeszcze funkcjonował.

Nieunikniona lokalizacja

Ulica Powstańców 30 w Katowicach. Niecałe 2 kilometry od Wyższego Urzędu Górniczego - do tej pory jednego z niewielu urzędów centralnych poza Warszawą, do czego jeszcze wrócimy - siedzibę miała tu dotąd Polska Grupa Górnicza. Teraz towarzyszyć będzie jej nowy resort przemysłu.

Z perspektywy czasu wydaje się, że decyzja o zlokalizowaniu go właśnie tutaj była nieunikniona. Przez większość swojej historii modernistyczno-neoklasycystycznego gmach był nie siedzibą spółki, ale właśnie ministerstwem. Wybudowano go w drugiej dekadzie XX wieku, co prawda, na potrzeby Dyrekcji Kopalń Księcia Pszczyńskiego (taką nazwę nosi zresztą do dzisiaj), ale po II wojnie światowej polscy komuniści odarli go z porastającego z każdej strony bluszczu i uczynili siedzibą jednego ze swoich resortów.

Pod różnymi nazwami - raz jako Ministerstwo Górnictwa i Energetyki lub po prostu Górnictwa, kiedy indziej Górnictwa Węglowego, by na końcu wrócić do pierwotnego Górnictwa i Energetyki - resort w tym miejscu istniał przez 38 lat, czyli niemal cały okres Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej.

ministerstwo przemysłu 1
Ministerstwo Przemysłu mieści się przy ulicy Powstańców w Katowicach
Źródło: TVN24

- Lokalizacja nie jest nowością, nawiasem mówiąc była bardziej problematyczna niż dziś, bo nie było internetu, więc wszyscy, żeby cokolwiek załatwić, musieli jechać do Warszawy. Minister na spotkanie Rady Ministrów, a urzędnicy do Centralnego Urzędu Planowania czy Ministerstwa Finansów. To było olbrzymie utrudnienie, bo mnóstwo czasu ludzie spędzali w podróży. Jechało się samochodami, oczywiście słynną "gierkówką". Pamiętam, minister [Jan] Szlachta bił rekordy, w ile tę trasę przejedzie. Ciągle się zresztą tam rozbijali, bo wtedy było tam mnóstwo skrzyżowań. To nie było rozwiązanie optymalne - wspomina w rozmowie z tvn24.pl Ryszard Wojtkowski, pochodzący z Gliwic dziś m.in. doradca Polski 2050, a kiedyś szef gabinetu Zbigniewa Messnera, przedostatniego premiera PRL i zarazem dotychczas ostatniego, pod którego egidą resort funkcjonował na Śląsku. - W PRL chciano podkreślić wyjątkowość górnictwa, [Edwarda] Gierka, jak i wojewódzkiego oddziału partii tam istniejącej - kontynuuje Wojtkowski.

U schyłku poprzedniego systemu katowickie Ministerstwo Górnictwa i Energetyki ostatecznie przekształcono w warszawskie… Ministerstwo Przemysłu.

- Te działy czasem rozdzielano, czasem łączono. Główna siedziba była tutaj [w Katowicach - red.], natomiast oddział tego resortu był na ulicy Wspólnej w Warszawie, czyli w obecnym budynku Ministerstwa Aktywów Państwowych - mówi tvn24.pl Janusz Steinhoff, były wicepremier i minister gospodarki w rządzie AWS-UW, a jednocześnie urodzony w Gliwicach specjalista ds. górnictwa. - Odkąd Donald Tusk, jeszcze jako lider opozycji, ogłosił ten pomysł, nie przywiązywałem do niego dużo uwagi, bo lokalizacja ministerstwa nie ma wpływu na politykę rządu. Po drugie, jestem zwolennikiem decentralizacji państwa. Odebrałbym natomiast bardziej pozytywnie rozszerzenie kompetencji samorządu, czyli przekazanie szeregu kompetencji z administracji centralnej samorządowi terytorialnemu na szczeblu regionu - dodaje.

Co rząd na ten zarzut? - Zawsze opowiadaliśmy się za większą rolą samorządów, nie mówimy "nie" decentralizacji - przekonuje w rozmowie z tvn24.pl Jan Grabiec, szef kancelarii premiera.

Ile urzędów poza Warszawą?

Czy Ministerstwo Przemysłu może być pierwszym krokiem do takiej decentralizacji?

Jasnego stanowiska w tej sprawie obecnej koalicji nie ma, ale potencjalnie jest przecież co przenosić. Z rządowego raportu "Uwarunkowania delokalizacji centralnych urzędów w Polsce" przygotowanego przez Ministerstwo Przedsiębiorczości i Technologii jeszcze pod wodzą Jadwigi Emilewicz (wówczas z Porozumienia) wynika, że ponad 86 procent urzędów centralnych ma siedzibę w Warszawie. Wspomniany katowicki Wyższy Urząd Górniczy, krakowskie Narodowe Centrum Nauki czy gdańska Polska Agencja Kosmiczna są raczej wyjątkami aniżeli regułą.

"Głównymi beneficjentami programu deglomeracji mogą być 33 miasta, które ponad 20 lat temu utraciły status miast wojewódzkich" - czytamy w analizie, w której wytypowano 31 innych urzędów (choć nie było wśród nich żadnego ministerstwa), mogących znaleźć swój dom poza stolicą.

Po co to robić? Z jednej strony oszczędności (niższe koszty utrzymania biur czy pracowników), z drugiej szansa na rozruszanie lokalnej gospodarki i rynku pracy. "Przeniesienie 1800 etatów Urzędu Skarbowego z Londynu do Nottingham zwróciło się w 11 lat od momentu relokacji" - piszą autorzy raportu.

Tak jak w Wielkiej Brytanii miało stać się w Polsce, ale pomysł Porozumienia nie wzbudził entuzjazmu Prawa i Sprawiedliwości. Wszelkie podobne apele ze strony partii Jarosława Kaczyńskiego były jedynie publicystyką aniżeli realnymi działaniami.

- Od wielu lat, a szczególnie w ostatnich latach miasto Radom zostało dotknięte wyprowadzaniem instytucji do innych miast, do Warszawy. Został przeniesiony urząd skarbowy, Poczta Polska. Mam nadzieję i apeluję, żeby rozważyć, aby Trybunał Konstytucyjny znalazł swoją siedzibę w tym pięknym i historycznym mieście, jakim jest Radom - snuła nigdy ostatecznie niezrealizowaną wizję z mównicy sejmowej Anny Kwiecień z PiS.

Antoni Macierewicz w październiku 2015 roku, tuż przed przejęciem przez PiS władzy, postulował, by rozprawy odbywały się w Piotrkowie - wszak jest on "Trybunalski" - choć nie ze względu na szanse na rozwoju, a historię. Mówił: - Nie wierzę (...), że jest potrzebna decentralizacja urzędów, że ta decentralizacja wpłynie na rozwój gospodarczy miast itd. Za to rzeczywiście skłaniam się (...), by przenieść siedzibę Trybunału Konstytucyjnego i Trybunału Stanu tutaj, do Piotrkowa. To kwestia pewnego przywrócenia tradycji I Rzeczypospolitej.

Siedziba Polskiej Grupy Górniczej w Katowicach, w której znajduje się też Ministerstwo Przemysłu
Siedziba Polskiej Grupy Górniczej w Katowicach, w której znajduje się też Ministerstwo Przemysłu
Źródło: TVN24

Kto wygrywa na Śląsku

W obecnej koalicji oficjalnie przeprowadzce jednego z resortów nikt oficjalnie się nie sprzeciwia, choć ze zrozumiałych względów im dalej od Śląska, tym mniejszy entuzjazm i zrozumienie dla tego pomysłu.

- A dlaczego w takim razie nie można by przywrócić Ministerstwa Gospodarski Morskiej i umieścić je w Szczecinie albo Gdańsku? - zastanawiają się niektórzy parlamentarzyści PO z północy Polski. Część uznaje to za "szansę" dla ich regionu w przyszłości, część za "niebezpieczny precedens". Tyle że do głosowania na Platformę Obywatelską na Pomorzu nie trzeba specjalnie namawiać - od 2006 roku nieprzerwanie w Sejmiku partia Donalda Tuska wraz z koalicjantami rządzi zarówno w Pomorskiem, jak i Zachodniopomorskiem. To bliscy jej prezydenci stoją też na czele najważniejszych miast regionu.

Zupełnie inaczej jest na Śląsku i w Zagłębiu, gdzie na szczeblu sejmiku - po tym, jak odebrano go SLD - utracono władzę w 2014 roku. Najważniejsze miasta regionu od lat są najczęściej w rękach prezydentów bezpartyjnych: przez półtorej dekady Katowicami rządził niezależny Piotr Uszok, do partii nie należą teraz m.in. prezydenci Gliwic, Zabrza, Rudy Śląskiej, Jaworzna czy Tarnowskich Gór. Albo tymi miastami rządzą polityczni konkurenci: Sosnowcem zarządza lider prawicowego ugrupowania Polska Jest Jedna, Mysłowicami współpracownik Bezpartyjnych Samorządowców, a obecnego prezydenta Katowic Marcina Krupę za swojego kandydata sześć lat temu uznało i wsparło oficjalnie PiS.

- W województwie śląskim od dawna działały i działają bardzo silne ruchy społeczne. W latach 90. był Związek Górnośląski - bez przynależności do którego nie dało się zrobić kariery politycznej - a potem, w latach dwutysięcznych, powstał Ruch Autonomii Śląska. Była tu obecna z jednej strony lojalność wobec państwa polskiego, ale z drugiej poczucie pewnej odrębności, które spowodowało wykształcenie się lokalnych elit - objaśnia w rozmowie z tvn24.pl prof. Małgorzata Myśliwiec, politolożka z Uniwersytetu Śląskiego.

- Wiadomo, kto wygrywa na Śląsku, ten wygrywa w Polsce - powiedział Jarosław Kaczyński przy okazji wizyty w Jastrzębiu-Zdroju w 2022 roku, tym samym wprowadzając do oficjalnego obiegu tę dotąd kuluarową i zarazem ponadpartyjną polityczną mantrę.

Prof. Małgorzata Myśliwiec: - Województwo śląskie jest jedynym w Polsce, które łączy w sobie ziemie trzech zaborów. W związku z czym my w pigułce łączymy różne preferencje wyborcze, różne punkty widzenia. Dodajmy do tego duży odsetek mieszkańców, i rzeczywiście, jeśli ktoś chce zobaczyć, jak wygląda polska mapa wyborcza, wystarczy uważnie przyjrzeć się wyborom na Śląsku.

Weźmy na przykład sejmowy okręg nr 31 zwany "katowickim", skupiający w sobie najważniejsze miasta regionu. Od 2001 roku, kiedy istnieje on dokładnie w tej formie, był miejscem triumfu SLD, PiS i PO. W ciągu ostatnich ponad dwudziestu lat tylko raz błędnie wskazał partię, która potem miała stanowić największą siłę w nowym rządzie - w 2005 roku wygrało tu PO, choć to PiS miało w skali kraju wynik lepszy o niecałe 3 procent i to potem ono wraz LPR i Samoobroną rządziło Polską. W ostatnich wyborach w okręgu 31 też wygrała Platforma Obywatelska. Prawu i Sprawiedliwości nie pomógł po raz kolejny wystawiony tu na "jedynce" premier Mateusz Morawiecki, który, owszem, jest ze Śląska, ale Dolnego.

Wiatraków na Śląsku nie postawimy

Morawiecki, jako poseł z Katowic, w kampanii wyborczej też obiecywał, że znajdzie w resortowej układance dla tego regionu wyjątkowe miejsce.

- Aby znaleźć najbardziej właściwą odpowiedź na wyzwania dnia jutrzejszego, kolejnych lat i dekad, rozważymy, jeśli wyborcy pozwolą i będziemy mogli dalej pełnić swoją misję, powołanie specjalnego resortu, który zajmie się transformacją energetyczną - zapowiadał we wrześniu ówczesny premier.

Miesiąc później, w przededniu ciszy wyborczej, zdradził, gdzie będzie zlokalizowany ten resort, choć na tym etapie kampanii nie było to już ani niespodzianką, ani nowością.

- Jedno z ministerstw, Ministerstwo Polskiej Energetyki, będzie miało siedzibę tu na Śląsku, w Katowicach. Ponieważ tym ministerstwem muszą zajmować się osoby, które znają się na energetyce, dlatego chciałbym, żeby byli to ludzie ze Śląska - zapowiadał Mateusz Morawiecki 13 października w Śląskim Urzędzie Wojewódzkim w Katowicach. Wyborcy ostatecznie nie pozwolili mu dalej "pełnić swojej misji", choć jednocześnie dali sygnał, że pewną misję na Śląsku powinno wypełniać nowe ministerstwo.

0412N349XR PISD NZ  RYDZEK
Pierwsza Barbórka po wyborach bez udziału premiera
Źródło: TVN24

Marek Wesoły, poseł PiS z Rudy Śląskiej i wiceminister aktywów państwowych w rządzie Morawieckiego: - Ja to robiłem. Dwa dni swojego urzędowania urzędowałem w urzędzie wojewódzkim na Śląsku po to, żeby być bliżej spraw związanych ze Śląskiem, ale trzy dni byłem w Warszawie. Dlaczego? Bo energetyka, wszystkie spotkania, ustalenia międzyresortowe, walka między ministrami w kontekście realizacji swoich polityk, dogadywanie spraw związanych z dokumentacją europejską – to wszystko musi się dziać w Warszawie. Co z tego, że jedno ministerstwo przenieśliśmy do Katowic, jak cała polityka dzieje się w stolicy? W przypadku tego resortu nie da się zresztą prowadzić polityki w oderwaniu od premiera czy innych ministrów i wiceministrów, bo zbyt wiele zagadnień tutaj się przenika. Pani minister może mieć gabinet na Śląsku, ale i tak dużo czasu będzie spędzać w Warszawie - ocenia.

Co może za to ułatwić zmiana lokalizacji? Lepszy ma być bieżący kontakt z górnikami, którzy z pewnością będą dbali, by wynegocjowana jeszcze z poprzednim rządem umowa społeczna była realizowana.

- W górnictwie pracuje mniej więcej tyle osób co w Poczcie Polskiej. Tyle że ci drudzy są rozsiani po całym kraju, a ci pierwsi w dużej mierze skoncentrowani w jednym miejscu. Poza tym symbole też mają znaczenie - broni pomysłu osoba z kierownictwa resortu aktywów państwowych.

Eksperci, z którymi rozmawiamy, są jednak co najmniej sceptyczni. - Mam nadzieję, że nikomu do głowy w rządzie nie przyszło tworzyć nowego Ministerstwa Górnictwa, bo jego obecna sytuacja do tej sprzed kilku dekad nie ma porównania - ostrzega Janusz Steinhoff.

Ryszard Wojtkowski zastanawia się: - Lokalizacje elektrowni atomowych są mniej więcej znane i raczej nie powstaną na Śląsku. Wiatraki podobnie, przecież - biorąc pod uwagę zagęszczenie ludności - nie ma dla nich w tym województwie za wiele miejsca. Zresztą OZE [odnawialne źródła energii - red.] nawet nie są w kompetencjach ministerstwa. To czym, poza wygaszaniem kopalń, będzie się zajmował ten resort, że musi być na Śląsku?

Parlamentarzysta KO z regionu spieszy z odpowiedzią: - Wiatraków może tu nie postawimy, ale może je tutaj wyprodukujemy.

W polityce jest nowa

Koalicja Obywatelska nadzieje pokłada także w osobie samej ministry. Pochodząca z Zabrza prof. Marzena Czarnecka od wielu lat zajmuje się energetyką - naukowo na Uniwersytecie Ekonomicznym w Katowicach i zawodowo jako radca prawny we własnej kancelarii.

W polityce jest nowa, choć od dawna współpracuje z ministrem aktywów państwowych Borysem Budką. W trakcie kampanii u jego boku prezentowała Strategię Transformacji Energetyki według KO, a wcześniej współpracowali w jednej katedrze na katowickiej uczelni, dzięki czemu ich artykuły naukowe wylądowały w publikacji zbiorowej pt. "Konsument na rynku energii elektrycznej". Jak podawała Polityka Insight, to u niej Borys Budka robił aplikację radcowską, choć - jak przekonuje Marek Wesoły - teraz będą ze sobą musieli nie tylko współpracować, ale też konkurować.

Marzena Czarnecka ministrą przemysłu (nagranie z 13 grudnia 2023 roku)
Źródło: TVN24

- Na razie ministerstwo ma pod sobą tylko instytuty, żadnych spółek. Ma tylko działać kierunkowo z tym, co się będzie działo w górnictwie i energetyce. Z autopsji wiem, że to jest niewystarczające - stwierdza poseł PiS. - Żeby prawdziwie zarządzać transformacją energetyczną, potrzeba nadzoru nad narzędziami, czyli spółkami. Jeśli zaś kto inny je nadzoruje, inny ośrodek czy minister, to prędzej czy później dochodzi do różnicy zdań, interesów, celów itd. Te różnice polityk widzieliśmy już u siebie, rozmowy między Ministerstwem Klimatu a Ministerstwem Aktywów zawsze były trudne. To zawsze jest kłopot. Jak nadzorować rozwój atomu, jak nie nadzoruję spółek, które w atom inwestują? Z węglem to samo. Jak nadzorować kopalnie, nie mając pod sobą spółek energetycznych? - pyta Marek Wesoły.

Na razie jednak to Borys Budka będzie stanowił główne polityczne zaplecze ministry i to jego resort będzie warszawskim przyczółkiem nowego ministerstwa. Niemniej - jak słyszymy w ministerstwie przemysłu - prof. Czarnecka co do zasady ma uczestniczyć w posiedzeniach rządu jak każdy inny minister, czyli nie zdalnie lub poprzez pośredników, a osobiście.

297 kilometrów - tyle dokładnie dzieli siedzibę Ministerstwa Przemysłu od kancelarii premiera (w linii prostej - 259 km). Samochodem trasa średnio zajmuje nieco ponad trzy godziny, najszybszym pociągiem Pendolino dwie i pół, a samolotem niecałą godzinę.

- Najważniejsze rzeczy załatwia szef. Oczywiście, ma się na przykład dyrektorów departamentów, których praca jest bardzo istotna, ale to przecież nie oni będą reprezentować resort na radzie ministrów. Jej częste wizyty w stolicy tylko zresztą jej posłużą. Wyobraźmy sobie, że mniej lub bardziej spontanicznie pojawia się okazja do spotkania z jakąś ważną osobą - delegacja zagraniczna w postaci polityka, firmy czy biznesmena. Zwykle przecież przylatuje się nie w jednej sprawie, tylko w kilku, więc odwiedza się kilka resortów. I kto będzie jechał wtedy dwie, trzy godziny na Śląsk? A dla pani minister wycieczka do Warszawy to siedem, osiem godzin wyjęte z życia i rewolucja w codziennym kalendarzu - ocenia Marek Wesoły.

- Większość pracowników, co może być dla państwa szokujące, chce się przenieść do Katowic, a przynajmniej część, z którymi rozmawiałam - opisywała kulisy tworzenia resortu na ostatniej konferencji prasowej w Katowicach Marzena Czarnecka.

- Nas to nie szokuje - przerwali jej śląscy dziennikarze.

- Mnie też nie, ale warszawiaków być może tak - odpowiedziała z uśmiechem ministra przemysłu.

ministerstwo przemysłu
Siedziba Ministerstwa Przemysłu w Katowicach
Źródło: TVN24

Ta sama droga, tylko w drugą stronę

Resort nawet już po wszystkich zmianach prawdopodobnie będzie przez cały czas i tak stał na dwóch nogach - warszawskiej i katowickiej. Niektórym pracownikom zaproponowano nowe warunki pracy, w międzyczasie część będzie funkcjonowała w trybie hybrydowym, a jednocześnie trwają poszukiwania nowych. Gdzie?

- Będziemy szukać raczej na miejscu. Śląski urząd wojewódzki, Polska Grupa Górnicza, Wyższy Urząd Górniczy - to stamtąd pewnie przyjdzie pierwsza fala - mówi nasze źródło w resorcie. W nowo utworzonym ministerstwie na razie nie ma żadnego sekretarza stanu, a pracować ma w nim około 50 osób. Dla porównania - zgodnie z raportem Najwyższej Izby Kontroli o zatrudnieniu w ministerstwach z 2021 roku - w resorcie finansów pracowało wówczas ponad 2,7 tys. osób, a obrony narodowej - 2,2 tys. Najmniejsze ministerstwo - sportu i turystyki - zatrudniało wtedy 167 osób. Transformacja energetyczna wydaje się kwestią o większym znaczeniu dla kraju.

Pierwszy cel nowego resortu? Notyfikacja umowy społecznej dotyczącej górnictwa w Brukseli.

Pierwszy cel samej ministry? Właśnie się zrealizował.

- W 2022 roku na jednej z konferencji powiedziałam: "Mam marzenie, żeby mieć ministerstwo na Śląsku". Słowo stało się ciałem i mamy ministerstwo na Śląsku - wspominała w Sosnowcu Marzena Czarnecka podczas styczniowego Gospodarczego Otwarcia Roku zorganizowanego przez Regionalną Izbę Gospodarczą. Potem mówiła już o kolejnym planie, który dla Ślązaków brzmi jak marzenie: - My jesteśmy przyzwyczajeni, że jak mamy jechać do Warszawy, to mówimy: "Okej, jest pociąg, samolot czy samochód, wsiadam, jadę". Natomiast jak z Warszawy przyjeżdżają do Katowic, jest to trochę tak… że to daleko, gdzieś tam na południu i co to w ogóle za historia. Mam nadzieję, że nauczę warszawiaków, że to jest dokładnie ta sama droga, tylko w drugą stronę.

Czytaj także: