Grupa migrantów, w tym dzieci z Michałowa, została odesłana na granicę z Białorusią. Wiceminister spraw zagranicznych Marcin Przydacz pytany w "Faktach po Faktach", gdzie znajdują się dzieci, odpowiedział, że to pytanie należy "kierować do rodziców tych dzieci". Zaznaczył, że jeśli migranci "chcieliby złożyć wniosek o azyl, w niedalekim Grodnie od granicy, którą próbowali przekroczyć nielegalnie, jest polski konsulat". - Sprawdzałem jeszcze dzisiaj i nie odnotowano tam żadnych wniosków o azyl w ostatnim czasie – dodał.
27 września przed placówkę Straży Granicznej w Michałowie na Podlasiu trafiła grupa 20 migrantów, w tym kobiety oraz ośmioro dzieci. Były to osoby z Iraku oraz tureccy Kurdowie. Straż Graniczna przekazała, że migranci zostali doprowadzeni do linii granicy z Białorusią.
Wiceminister spraw zagranicznych Marcin Przydacz był pytany w środę w "Faktach po Faktach", gdzie są dzieci z Michałowa. Odpowiedział prowadzącej Katarzynie Kolendzie-Zaleskiej, że "to jest pytanie, które powinna skierować do rodziców tych dzieci, o których tak dużo się mówi".
Dodał, że "Ministerstwo Spraw Zagranicznych nie zajmowało się tematyką tych dzieci". - Według informacji, jakie uzyskaliśmy, chyba wszyscy publicznie ze Straży Granicznej, rodzice tych dzieci odmówili złożenia wniosku o azyl, czy ochronę międzynarodową w Polsce – mówił Przydacz.
Na uwagę, że na jednym z nagrań z placówki pograniczników w Michałowie słychać, jak migranci proszą o pomoc i azyl w Polsce, Przydacz odparł, że "takich nagrań nie widział, więc trudno mu się do nich odnieść".
- Jako przedstawiciel resortu dyplomacji mogę tylko powiedzieć, że jeśli chcieliby złożyć wniosek o azyl, w niedalekim Grodnie od granicy, którą próbowali przekroczyć nielegalnie, jest polski konsulat. Sprawdzałem jeszcze dzisiaj i nie odnotowano tam żadnych wniosków o azyl w ostatnim czasie – mówił.
Wiceszef MSZ: bezpieczeństwu państwa polskiego grozi hybrydowy atak Łukaszenki
Na uwagę, że migranci byli w Michałowie i Straż Graniczna ich stamtąd wywiozła i zostawiła na granicy w lesie, odpowiedział, iż "rozumie, że teraz głównym zadaniem części polskiej opozycji, części polskich mediów jest kreowanie obrazu dzieci". - Nie możemy patrzeć przez ten pryzmat na kwestię bezpieczeństwa państwa polskiego - mówił Przydacz.
- Grozi bezpieczeństwu państwa polskiego hybrydowy atak Alaksandra Łukaszenki, który polega na celowym sprowadzaniu migrantów i wywoływaniu wewnętrznych podziałów w Polsce. Mając świadomość, że nie zrobi tego poprzez sprowadzanie młodych mężczyzn przede wszystkim, oczywistym jest, że próbuje kreować tego typu sytuację, w której możliwe będzie nałożenie szantażu emocjonalnego, właśnie poprzez obrazki małych dzieci – mówił wiceszef MSZ.
Przydacz: polska dyplomacja zajmuje się tym, by zniechęcić takie kolejne rodziny
Dopytywany po raz kolejny, gdzie są dzieci z Michałowa, powtórzył, że "to nie jest pytanie do Ministerstwa Spraw Zagranicznych". - Jeżeli są na terytorium Białorusi, to ja uprzejmie zapraszam wszystkie te osoby, które chcą złożyć wniosek o azyl do polskiego konsulatu, do niemieckiego, amerykańskiego, francuskiego, jakiegokolwiek z wnioskiem o azyl. Póki co, a rozmawiałem też z naszymi partnerami z zagranicy, nie ma takich wniosków o azyl, bowiem te osoby nie składają wniosków o azyl w polskich placówkach ani w żadnych innych – mówił wiceminister.
Dodał, że "nie zajmuje się tym, co się dzieje po polskiej stronie granicy".
Pytany, czy po ludzku nie interesuje go to, co się dzieje z tymi dziećmi, odpowiedział, że "w naturalny sposób, jak widzi tego typu obrazki, to budzą się jakieś emocje". - Emocje trzymam w karbach, mówię o faktach. My musimy przede wszystkim zatrzymać ten potok celowo wywołanego kryzysu migracyjnego przez Alaksandra Łukaszenkę. I tym się zajmujemy – mówił Przydacz.
Dodał, że "polska dyplomacja zajmuje się tym, by zniechęcić takie kolejne rodziny, które padają ofiarą tego typu działań na Bliskim Wschodzie, w Afryce". - My chcemy wyprzedzająco ostrzec ich, żeby nie robili tego, nie płacili tych tysięcy dolarów oszustom z Białorusi, którzy następnie wysadzą ich w lesie i będą próbowali namawiać do przekroczenia nielegalnie granicy – mówił.
Wiceszef MSZ: to jest strefa niebezpieczna
Pytany, dlaczego nie są dopuszczani lekarze, żeby pomóc tym migrantom, którzy są w Polsce, odpowiedział, że pomoc jest udzielana przez Straż Graniczną.
- Nie ma potrzeby, żeby byli tam jeszcze dodatkowi medycy – dodał. - To jest strefa niebezpieczna, w której dochodzi do różnego rodzaju prowokacji. O tym mówiło Ministerstwo Spraw Wewnętrznych (i Administracji - red.) wielokrotnie. Są strzały w powietrze, są podrzucane jakieś ładunki, które przypominają bomby. Jest przeładowywana broń – powiedział Przydacz.
W pasie przygranicznym od 2 września obowiązuje stan wyjątkowy, który został początkowo wprowadzony na 30 dni. Prezydent Andrzej Duda 1 października podpisał rozporządzenie przedłużające stan wyjątkowy o kolejne 60 dni.
Przydacz: orzeczenia TSUE będą podlegały analizie w Ministerstwie Sprawiedliwości
Przydacz odniósł się także w "Faktach po Faktach" do ogłoszonych w środę decyzji Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Pytany, czy Polska będzie respektować orzeczenia TSUE dotyczące sędziów powoływanych przez "nową KRS" i nieuznawanej Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego.
- W pierwszej kolejności te orzeczenia TSUE będą podlegały analizie w Ministerstwie Sprawiedliwości. W oparciu o tę analizę prawną będą podejmowane dalsze decyzje co do dalszych działań, czy to na forum europejskim, czy ewentualnego zastosowania ich w Polsce - powiedział Przydacz.
Jego zdaniem "mamy sytuację, w której Trybunał Sprawiedliwości próbuje realizować poprzez swoje orzeczenia innego rodzaju politykę, decydując o tym, jak ma wyglądać wymiar sprawiedliwości w Polsce, podważając zaufanie do wymiaru sprawiedliwości".
- Rozumiem, że są takie ośrodki w Polsce, które z tego typu działań są zadowolone. My musimy pilnować stabilności polskiego systemu prawnego. Próba podważania powoływania polskich sędziów, a następnie podważania wyroków wydawanych przez tych sędziów, oczywiście prowadziłaby do destabilizacji wewnętrznej polskiego systemu prawnego, do którego Trybunał Sprawiedliwości nie ma prawa - dodał wiceszef MSZ.
Wiceprezes Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej Rosario Silva de Lapuerta oddaliła wniosek Polski o uchylenie postanowienia z 14 lipca 2021 roku. Nakazano w nim natychmiastowe zawieszenie stosowania przepisów dotyczących kwestionowanej jako niezależny organ sądowy Izby Dyscyplinarnej.
Również w środę TSUE orzekł, że przeniesienie sędziego bez jego zgody do innego sądu lub między dwoma wydziałami tego samego sądu może naruszać zasady nieusuwalności i niezawisłości sędziów. Wyrok dotyczy pytań prejudycjalnych skierowanych do TSUE przez Sąd Najwyższy RP. Sprawa jest konsekwencją pytania prejudycjalnego skierowanego do TSUE przez polski Sąd Najwyższy. Dotyczy ono powoływania sędziego Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN i jest efektem skargi, jaką złożył w tej sprawie sędzia Waldemar Żurek.
Źródło: TVN24, PAP