Grupa migrantów, którzy znaleźli się na terytorium Polski, została odesłana na granicę z Białorusią. Wśród tych osób znajdowały się kobiety i dzieci. - Procedura push-back na tym polega, że są odwożeni do linii granicy, wyrzucani w środku lasu niezależnie od warunków atmosferycznych – tłumaczyła dziennikarka "Gazety Wyborczej" z Białegostoku Joanna Klimowicz. Według Dyrektora Generalnego polskiego UNICEF Marka Krupińskiego "Polska łamie konwencję, której sama była autorem i sama ją podpisała".
We wtorek dziennikarze "Gazety Wyborczej" opisali wydarzenia, do których doszło dzień wcześniej przed placówką Straży Granicznej w Michałowie na Podlasiu. Jak relacjonowali, przebywało tam ponad 20 migrantów, w tym kobiety oraz ośmioro dzieci. "Odmówili wejścia do budynku, kładąc się na chodniku, rozpaczając" - opisano.
CZYTAJ WIĘCEJ. Co się stało z dziećmi z Michałowa
W środę rzeczniczka prasowa Podlaskiego Oddziału Straży Granicznej Katarzyna Zdanowicz przekazała w rozmowie z reporterką TVN24 Martą Abramczyk, że wobec migrantów "zastosowano procedurę zgodnie z rozporządzeniem". Na pytanie, czy to oznacza, że zostali wywiezieni z powrotem na granicę, Zdanowicz odparła: - Tak, zostali doprowadzeni do linii granicy i teraz znajdują się na Białorusi. Rzeczniczka potwierdziła, że wśród migrantów były kobiety i dzieci.
Do sprawy w "Faktach po Faktach" odnieśli się Dyrektor Generalny Polskiego Komitetu Narodowego UNICEF Marek Krupiński oraz dziennikarka "Gazety Wyborczej" z Białegostoku Joanna Klimowicz.
Sytuacja migrantów na granicy. "Nieludzki ping-pong"
- Procedura push-back na tym polega, że są [migranci - red.] odwożeni do linii granicy, wyrzucani w środku lasu niezależnie od warunków atmosferycznych (…) i wypychani w stronę Białorusi. Tam spotykają pograniczników białoruskich, którzy stosują tę samą procedurę, wypychając ich do Polski – tłumaczyła Joanna Klimowicz. Jak dodała, "to jest błędne koło".
- Oni mówią o tym, że jest to nieludzki ping-pong. Są ofiarami tego systemu, zarówno po jednej, jak i po drugiej stronie granicy. Mam przekonanie, że tak się stało w przypadku tej grupy z Michałowa – oceniła.
Pytana o to, co dzieje się z ludźmi, którzy z granicy trafiają do polskich szpitali, Klimowicz tłumaczyła, że "jeżeli tylko stan zdrowia tych ludzi się nieco polepszy, to również są zawracani na granicę". - Czyli ze szpitali trafiają w te nieludzkie warunki na granicy – dodała.
Na pytanie, jak wygląda praca przy strefie objętej stanem wyjątkowym, Klimowicz odpowiedziała, że jest ona bardzo trudna. - Przede wszystkim jest wyjątkowo frustrująca i ta frustracja w nas, dziennikarzach, którzy pracują na pograniczu, narasta. Jesteśmy bezradni. Nie jesteśmy w stanie zweryfikować informacji, ponieważ nie możemy wjechać do tej strefy – mówiła.
- Takie przypadki dzieją się codziennie. Jeżeli Straż Graniczna mówi o 430 osobach zawróconych do granicy, to to jest ponad 400 przypadków właśnie takich rodzin. To nie są tylko samotni młodzi mężczyźni, którzy idą przez granice. To są rodziny z malutkimi dziećmi. W grupie z Michałowa najmłodsze nie miało roku - zaznaczyła. Oceniła, że ludziom tym należy się ochrona i postępowanie z procedurami międzynarodowymi, które po to są, by "tym ludziom udzielić pomocy, a później zweryfikować, kim są, po co przyszli i czy należy im się status uchodźcy".
Dyrektor polskiego UNICEF: będziemy żądali wyjaśnieni
Marek Krupiński poinformował, że przygotowywany jest raport, który ma trafić na biurko premiera Mateusza Morawieckiego. - Będziemy żądali wyjaśnieni, bo to, co się dzieje, to skandal. Polska łamie konwencję, której sama była autorem i sama ją podpisała. Ratyfikowaliśmy konwencję o prawach dziecka – zaznaczył.
- Nie mam słów oburzenia na sytuację, jaka się dzieję i na bezduszność decydentów. Obserwujemy od paru dni taki ping-pong – mówił.
Pytany o to, jak UNICEF ocenia sytuację na granicy, Krupiński mówił, że "na razie wiadomości docierają do nas skąpe, bo jest niesamowity chaos informacyjny". - Z wiarygodnych źródeł otrzymujemy informacje o ofiarach śmiertelnych. To jest godne potępienia. Za parę lat będziemy wskazywani jako winni - dodał.
- Jesteśmy karmieni propagandą i informacjami, co do których mamy wątpliwości. Trudno nam uwierzyć w te obrazy i informacje, które słyszeliśmy. (…) Idzie fatalny wizerunek naszego kraju na zewnątrz. Z jednej strony granica musi być chroniona, ale z drugiej, jakieś poczucie człowieczeństwa należy mieć - mówił gość TVN24.
Źródło: TVN24