Komisarz UE do spraw rolnictwa Janusz Wojciechowski narobił dużo krzywd. Niech je dzisiaj naprawia. Niech się przypadkiem nie podaje do dymisji - powiedział w poniedziałek w "Faktach po Faktach" w TVN24 wiceminister rolnictwa i rozwoju wsi Michał Kołodziejczak.
Prezes PiS Jarosław Kaczyński zapowiadał w piątek, że będzie prosił, żeby komisarz do spraw rolnictwa Janusz Wojciechowski podał się do dymisji. Dodał, że do niego zadzwoni w tej sprawie. Wojciechowski mówił, że nie widzi podstaw do dymisji.
Wiceminister rolnictwa i rozwoju wsi Michał Kołodziejczak ocenił w poniedziałek w "Faktach po Faktach", że "komisarz Wojciechowski narobił dużo krzywd". - Niech je dzisiaj naprawia. Niech się przypadkiem nie podaje do dymisji - powiedział.
- Ma jeszcze chwilę, niech naprawia. Co nam dzisiaj da, jeżeli poda się do dymisji. Jeżeli to jest człowiek Jarosława Kaczyńskiego, to niech Jarosław Kaczyński wezwie go na dywanik, tak samo jak kazał mu wprowadzać przepisy wspólnej polityki rolnej i Zielonego Ładu, niech tak samo dzisiaj na polecenie Jarosława Kaczyńskiego zaczyna to naprawiać - mówił Kołodziejczak.
W Polsce trwa protest rolników, którzy sprzeciwiają się wprowadzaniu unijnego Zielonego Ładu i napływowi towarów z Ukrainy.
Kołodziejczak o firmach, które importowały zboże z Ukrainy
Kołodziejczak w "Faktach po Faktach" mówił o liście firm, które kupowały zboże paszowe. - Są to potężne firmy, które chociażby zajmują się hodowlą drobiu - powiedział.
Wiceminister powiedział, że "te firmy nie kupowały zboża polskiego od naszych rolników, tylko dorabiały kupowaniem zboża z Ukrainy, które przyjeżdżało dużo poniżej kosztów produkcji". - Było sprzedawane w cenach wojennych. 51 złotych kosztowała tona pszenicy najtańszej, która została w tym okresie wolnego handlu przywieziona - dodał.
Wskazując na dokumenty, mówił, że "mamy ponad 500 partii" zboża paszowego. - Najmniejsza to jest około 22 ton, największa partia to jest ponad 300 tysięcy ton. Firma, która kupiła najwięcej na Ukrainie, przywiozła go (zboża - red.) za pół miliarda złotych do Polski - przekazał wiceminister.
- Mam ze sobą dwie opinie prawne Roberta Telusa (byłego ministra rolnictwa i rozwoju wsi - red.), który chwalił się, że opublikuje listy (firm - red.) i kłamał. Miał opinie prawne, które nie pozwalały mu tego zrobić - powiedział Kołodziejczak.
Pytany, czy z tych opinii prawnych ma wynikać to, że nazw tych firm nie można opublikować, odpowiedział, że "jasno mówi prawo o tym, że jeżeli byłyby nieprawidłowości w imporcie, że możemy pokazywać firmy, które nie spełniały pewnych norm, a niestety te firmy działały w zgodzie z prawem, które wtedy obowiązywało, czyli był wolny import tych produktów z Ukrainy".
Na uwagę, że w niedzielę w Morągu Kołodziejczak powiedział, że rolnicy muszą poznać nazwy tych firm, odparł: - muszą i poznają firmy, które to zboże przywoziły.
- Do tej pory trwają dokładne analizy tego wszystkiego, co zostało przywiezione - dodał.
Kołodziejczak: pszenicy, kukurydzy, rzepaku sprowadzono za 6,2 miliarda złotych
Wiceminister przekazał, że łącznie pszenicy, kukurydzy, rzepaku sprowadzono z Ukrainy "za 6,2 miliarda złotych”. - W tym dokładnie zostało przywiezionych 330 tysięcy ton pszenicy, kukurydzy i rzepaku technicznych - dodał.
Został zapytany, ile firmy mogły na tym zarobić. - Jeżeli mówimy o tym, że to była wartość ponad 6 miliardów złotych, to uważam, że co najmniej połowę te firmy mogły zrobić - odpowiedział.
- To tylko pokazuje, że państwo w tamtym momencie nie istniało i nie funkcjonowało - ocenił.
Pytany był także, czy może zagwarantować, że towary, które przyjechały z Ukrainy są bezpieczne dla polskich konsumentów.
- Miesiąc temu wystąpiłem do naszego Ministerstwa Rolnictwa, do moich pracowników, by zorganizowali tak zwany program ochrony roślin z Ukrainy. Bardzo trudno jest dostać taki wykaz środków ochrony roślin, które mogą być na Ukrainie używane - powiedział.
- Nie mamy dokładnego wykazu, czym te rośliny na Ukrainie mogą być pryskane. Na pewno są dopuszczone opryski, które w Polsce zostały wycofane w latach 90., które są uznawane za toksyczne i rakotwórcze. Niestety prawo europejskiej pozwala na to, że te produkty wchodzą na nasz rynek. Dlatego trzeba zwiększyć jeszcze bardziej kontrolę sanepidu, by te produkty były badane pod każdym kątem - dodał.
- Jeżeli będzie trzeba, to trzeba będzie maksymalnie ograniczyć napływ tych towarów. Będziemy wychodzić z siebie, ale żeby spełnić oczekiwania polskich rolników - zadeklarował.
Źródło: TVN24