- Miałem sen, że Lewica wygrywa wybory prezydenckie. Miałem sen, że mamy kandydata, który świetnie do tej roli pasuje – Jerzego Szmajdzińskiego – ogłosił Aleksander Kwaśniewski na konwencji SLD. Delegaci Sojuszu byli tego samego zdania, ale były prezydent zebrał większe brawa niż namaszczony ostatecznie Szmajdziński.
Aleksander Kwaśniewski ukradł show nowemu kandydatowi lewicy. Były prezydent zaczął niczym Martin Luter King. – Miałem sen, że ludzie lewicy niezależnie od podziałów są razem. Miałem sen, ze syn marnotrawny wraca do rodziny, a syn zbyt gadatliwy mówi znów do rzeczy – mówił Kwaśniewski, wzbudzając coraz większy entuzjazm sali.
- Oto miałem sen, że mamy kandydata na prezydenta, człowieka, któremu ufamy, który dowiódł, ze świetnie do tej roli pasuje – Jerzego Szmajdzińskiego. Miałem jeszcze taki dodatkowy sen – że lewica może wygrać wybory prezydenckie, tylko musi uwierzyć, że tak się stanie – ogłosił. Z sali odpowiedziały mu dość anemiczne oklaski.
"Powstańmy, powstańmy, POWSTAŃMY!"
Ale były prezydent dopiero się rozgrzewał. - Zawsze starałem się o was mówić jak najlepiej, choć nie zawsze to było takie łatwe. Doceniam wasze zasługi - zapewnił.
Wezwał delegatów do powstania z miejsc ("Powstańmy, powstańmy, POWSTAŃMY!" ) i zbliżenia się do podium, narzekał na słabość aplauzu („co te lata rządów prawicy z wami zrobiły”). - Wspólnota lewicy, duma z osiągnięć lewicy jest podstawą do tego, byśmy mogli pójść dalej. Czy tak? - Tak - odparła sala. - Jesteśmy gotowi i potrafimy. Wzmocnieni przez powracającego Leszka (Millera) i wahającego się, ale bliskiego powrotu Józka (Oleksego), tym bardziej jesteśmy mocni - dodał.
"Żonę Małgosię prosimy na scenę
SLD jako partia o takim dorobku ma obowiązek wystawienia swojego kandydata. - Szczęściem SLD jest to, że taki kandydat jest. Kandydat, o którym bez szukania w Google można powiedzieć, że oto Jerzy Szmajdziński, polityk wieloletni, wicemarszałek Sejmu, były minister obrony narodowej - wymieniał były prezydent - który ma silne oparcie w rodzinie - i w tu obecnej żonie Małgosi, którą prosimy na scenę - dodał. Gdy pani Szmajdzińska pojawiła się na podium, trzykrotnie - lekko tylko tracąc wątek - ucałował ją w oba policzki. - Macie przed sobą parę ludzi, którym można zaufać na dobre i na złe. A my idziemy na dobre, po wygraną - stwierdził, żegnany oklaskami i skandowaniem O-lek, O-lek.
Po nim mikrofon przejął Grzegorz Napieralski. - Drodzy przyjaciele, zostańcie jeszcze na chwilę - zaczął i ogłosił, że wicemarszałek Sejmu jest kandydatem SLD na prezydenta. W rytmie muzyki z „Rydwanów Ognia” Szmajdziński podziękował za zaufanie. – Warto być w polityce, żeby doczekać takiego momentu. Zwyciężymy, bo mamy rację, bo mamy program. Miałem 9-stronicową mowę, ale jej nie wygłoszę – zastrzegł.
"Kampania będzie brutalna"
Zapewnił też, że Polacy "nie są skazani na wybór pomiędzy jednym politykiem prawicy a drugim". - Polacy mogą opowiedzieć się za wartościami lewicy, bo chcą Polski silnej w Europie, neutralnej światopoglądowo i Polski równych szans - zapewnił.
Jak dodał, nie boi się zaglądania mu w życiorys. - Kampania będzie brutalna, kampania będzie ostra, ale nie będę robił liftingu swojego życiorysu, nie będę robił liftingu swojej kariery zawodowej i tego wszystkiego, co robię tu dzisiaj w Polsce, w polityce i w życiu. Nie mam niczego do ukrycia. Będzie ciężko, będzie twardo, ale damy radę - zapewnił. Ogłosił też, że szefem jego kampanii będzie Aleksander Kwaśniewski.
100 lat i wotum zaufania
Następnie odbyło się głosowanie nad wotum zaufania dla władz Sojuszu. Wcześniej na scenę wbiegł działacz SLD i zaintonował - "dla pana prezydenta" - "Sto lat". Wszyscy członkowie Zarządu Krajowego SLD, w tym szef partii Grzegorz Napieralski, otrzymali wotum.
kaw /ola
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24, PAP