- Mogę mówić tylko do zdjęcia, ale mam nadzieję, że on mnie słyszy. Kocham go, tęsknię, nie umiem bez niego żyć. Ja się z Tomka śmiercią nie pogodziłam i nigdy nie pogodzę. Ja nie wierzę, że on nie żyje - opowiada w "Uwadze!" TVN pani Teresa Klemańska, matka Tomasza Komendy.
Tomasz Komenda zmarł 21 lutego w wieku 46 lat po długiej walce z chorobą nowotworową. Komenda w 2004 roku został niesłusznie skazany na 25 lat pozbawienia wolności za zgwałcenie i zabójstwo 15-letniej dziewczyny. W połowie marca 2018 został warunkowo zwolniony z więzienia i wyszedł na wolność po 18 latach. 16 maja 2018 roku Sąd Najwyższy go uniewinnił. W 2021 roku sąd przyznał Komendzie łącznie ponad 12,8 miliona złotych zadośćuczynienia i odszkodowania za niesłuszne skazanie i lata, które spędził w więzieniu.
Matka Tomasza Komendy: nie wierzę, że on nie żyje
Z "Uwagą!" TVN rozmawiała pani Teresa Klemańska, matka Tomasza Komendy. Opowiedziała o swojej walce o uwolnienie syna, o tym, jak spędzała czas z Tomaszem po wyjściu z więzienia, a także o jego ostatnich latach życia i śmierci.
- Ja się z tym zdjęciem nie rozstaję. To jest zdjęcie, kiedy Tomek był bardzo szczęśliwy, kiedy we dwoje byliśmy bardzo szczęśliwi. Pokazał, jak mnie kocha, jak mnie trzyma w objęciach. Tego mi nikt nie zabierze. Mogę mówić tylko do zdjęcia, ale mam nadzieję, że on mnie słyszy. Kocham go, tęsknię, nie umiem bez niego żyć. Ja się z Tomka śmiercią nie pogodziłam i nigdy nie pogodzę. Ja nie wierzę, że on nie żyje - mówiła pani Teresa, trzymając w ręku zdjęcie syna.
Opowiedziała, że jednym z prezentów od syna był koc, który ma teraz dla niej wyjątkowe znaczenie. - Jak jest mi zimno, jest mi niedobrze, to przykrywam się tym kocem i mówię do niego: "Tomaszku, zimno mi w nogi". Nikt nie uwierzy, ale po paru sekundach moje nogi są ciepłe. Śni mi się, jak ma się coś stać złego. Wtedy Tomek przychodzi. Wolałabym, żeby mi się nie śnił, tylko żeby przyszedł i powiedział, że wszystko jest fajnie - powiedziała.
"Najszczęśliwszy" i "najgorszy" moment w życiu
Pani Teresa przyznała, że wyjście jej syna z więzienia po 18 latach było "najszczęśliwszym momentem w jej życiu". - Cieszyłam się, że będziemy całą rodziną, z braćmi, z ojczymem. (...) Z początku było fantastycznie z chłopakami. Razem zwiedzali, razem dyskutowali, razem grali w te swoje mecze, było naprawdę cudownie - opowiadała.
Zaraz po opuszczeniu zakładu karnego Tomasz Komenda czerpał z życia pełnymi garściami. Chciał nadrobić stracone lata, choć nie było to najłatwiejsze, bo świat od dnia jego zatrzymania zupełnie się zmienił. Wydawał się bardzo szczęśliwy. Razem z dziennikarzem "Uwagi!" TVN Grzegorzem Głuszakiem, matką i ojczymem zrealizował swoje marzenie i pojechał do Watykanu.
- W Watykanie naprawdę spełniło się jego marzenie. Byliśmy tam bardzo mile przyjęci. Byliśmy tam najszczęśliwsi. To było cudowne - mówiła pani Teresa.
Tomasz Komenda marzył też o założeniu rodziny. Postanowił ułożyć sobie życie z partnerką Anną. Wkrótce dowiedział się, że będzie ojcem. Związek nie trwał jednak zbyt długo. Para rozstała się, ale Tomasz utrzymywał kontakty z synem Filipem.
Dziś pani Teresa mówi, że na kontakty z wnukiem nie jest gotowa. - Jeszcze nie ta pora. Kiedyś na pewno tak, ale jeszcze nie. Widziałam go, jak miał trzy miesiące. W listopadzie będzie miał cztery lata. Dla mnie jeszcze nie czas, za duży byłby ból - tłumaczy.
W pewnym momencie Tomasz uciął kontakty z matką i młodszymi braćmi. Jedyną osobą z rodziny, z którą utrzymywał bliższe kontakty, był jego najstarszy brat. Pani Teresa pytana, czy ma o coś żal do syna, odparła, że może mieć żal tylko o jedno: "że tak szybko odszedł". - Nigdy w życiu nie uwierzę w Tomka śmierć. Nie chcę żadnych pieniędzy, nie chcę nic - powiedziała.
Przyznała, że dwa lata bez kontaktu z Tomaszem były "najgorszymi w życiu".
"Muszę poznać treść testamentu"
Tomasz zmarł w lutym tego roku po długiej chorobie. Ceremonia, która miała charakter świecki, odbyła się na jednym z wrocławskich cmentarzy. Zostawił testament, w którym ani jego matka, ani młodsi bracia nie zostali uwzględnieni. Pani Teresa chciałaby tylko dowiedzieć się, jaka była ostatnia wola jej syna. Wniosek o nabycie spadku wniósł najstarszy brat, a sprawa ma wyłączoną jawność.
"Jako matka, która przez lata walczyła o uniewinnienie syna, o jego dobre imię, a przede wszystkim o jego godność, chciałam zapoznać się z jego ostatnią wolą spisaną w testamencie. Niestety nie znam jego treści, a bardzo zależałoby mi, żeby móc dowiedzieć się, jaka była ostatnia wola mojego syna"- napisała pani Teresa we wniosku do sądu.
- Ja muszę poznać treść testamentu. Nie chodzi tu o żadne pieniądze, tylko nie wierzę w to, że Tomek nie zwrócił się do mnie, nie zwrócił się do braci, do ojczyma - przyznała pani Teresa.
- Mógłby napisać, że nas nienawidzi, nie miałabym żalu. Naprawdę byłoby mi lżej. A on, jak był milczący, jak był cichy, tak cichutko umarł, sam - dodała.
- W ogóle nie tak to miało wyglądać. To jest moja wstrętna opowieść o tym, jak ja i cała moja rodzina straciliśmy Tomasza - mówiła pani Teresa.
Źródło: "Uwaga" TVN
Źródło zdjęcia głównego: "Uwaga" TVN