Gdy ktoś mówi: "mam towar", który schodzi z godziny na godzinę, to pyta: "Bierzecie czy nie, szybka odpowiedź?". Nie było czasu - mówią "Dziennikowi Gazecie Prawnej" o zakupionych maseczkach, które nie spełniały norm, minister zdrowia Łukasz Szumowski i jego zastępca Janusz Cieszyński. "Rzeczpospolita" napisała, że Centralne Biuro Antykorupcyjne wiedziało o zakupie bezwartościowych masek, ale nie zablokowało transakcji i "nic z tą wiedzą nie zrobiło". CBA i resort zdrowia zareagowały na tę publikację i wydały wspólne oświadczenie.
16 marca, trzy dni po ogłoszeniu w Polsce stanu zagrożenia epidemicznego - jak ujawniła "Gazeta Wyborcza" - do brata ministra zdrowia, Marcina Szumowskiego odzywa się Łukasz G., instruktor narciarstwa braci i proponuje sprzedaż pół miliona maseczek ochronnych. Dostaje numer telefonu wiceministra Janusza Cieszyńskiego, który odpowiada w resorcie za zakupy sprzętu medycznego. Powołując się na znajomość z ministrem zdrowia, G. umawia się z Cieszyńskim w siedzibie resortu, a przebiegiem transakcji – jak pisze dziennik - "cały czas żywo interesuje się Marcin Szumowski".
Łukasz G. jest instruktorem narciarskim z Zakopanego. Wcześniej był zawodnikiem kadry narodowej w narciarstwie alpejskim. Jako instruktor szkolił braci Szumowskich w jeździe na nartach i tę znajomość wykorzystał.
"Nie mieliśmy żadnych innych możliwości. Nie było skąd ich wziąć. Zero"
- Prawda jest taka, że gdy kupowaliśmy te 100 tysięcy masek, nie mieliśmy żadnych innych możliwości. Nie było skąd ich wziąć. Zero. Nic nie było. I nagle kontaktuje się z nami człowiek i mówi: mam pół miliona. Mój brat, z którym ten pan się skontaktował, dał mi o tym znać. Mówię mu więc: "Świetnie, daję ci telefon do ministra Cieszyńskiego, który odpowiada za zakupy, niech się z nim skontaktuje". Gdybym nie zareagował, pewnie dziś oskarżono by mnie, że nie zrobiłem nic, żeby zapewnić medykom odpowiedni sprzęt i naraziłem ich życie oraz zdrowie. O to samo oskarżono by ministra Cieszyńskiego - mówił w rozmowie z "DGP" minister zdrowia Łukasz Szumowski.
Podkreśla, że w tamtym czasie "wszyscy w Europie wydzierali sobie pazurami każdy sprzęt, głównie maseczki". - Chwilę wcześniej próbowaliśmy je kupić. Dostaliśmy informację, że są w Niemczech. Zabrał je nam niestety sprzed nosa rząd innego kraju. Oni zapłacili gotówką od ręki. W związku z tym, gdy ktoś mówi: "mam towar", który schodzi z godziny na godzinę, to pyta: "Bierzecie czy nie, szybka odpowiedź?". Nie było czasu. Dziś, z tego dość dużego dystansu czasowego, łatwo rzucać oskarżenia. Wtedy wszyscy się bali: będziemy mieli sprzęt czy nie, uchronimy się przed scenariuszem włoskim czy pójdziemy ich śladem? Dziś jesteśmy w innej sytuacji - mówił.
- Gdy ktoś w tamtym czasie gwarantował nam, że dostarczy sprzęt i to FFP, czyli najbardziej deficytowy - czuliśmy się, jakbyśmy złapali pana Boga za nogi. Nie wszyscy medycy mieli ochronę, groziły nam liczne zgony, jak we Włoszech, a zasoby z ARM były na wyczerpaniu. Potrzebowaliśmy miliona masek tygodniowo. I mają państwo w takiej sytuacji pośrednika, który mówi "dostarczam" pokazuje certyfikaty i zgadza się na zapłatę po dostawie… - powiedział Szumowski.
"Ponad tysiąc różnych ofert dotyczących sprzętu medycznego"
Janusz Cieszyński był pytany, ile firm łącznie się zgłosiło. - Mieliśmy ponad tysiąc różnych ofert dotyczących sprzętu medycznego, w tym respiratorów, kombinezonów i maseczek. Zgłaszali się przez oficjalnego e-maila, a później także przez platformę zakupową. Zdarzały się też SMS-y i wiadomości w komunikatorach internetowych. Za każdym razem przekazywałem kontakt do pracowników zespołu zakupowego Ministerstwa Zdrowia. Ale od początku mówiliśmy, że chcemy zapłacić po dostawie i ze względu na to, nie rozważaliśmy wielu ofert, które do nas spływały i które miały jeden wymóg: zapłata całości przed dostawą - mówił dziennikarzom DGP wiceszef Ministerstwa Zdrowia.
"Zespół ekspertów", później "wspólna z CBA formuła"
Ministrów zapytano także o procedury wewnętrzne dotyczące zakupów w resorcie. Cieszyński zaznaczył, że to on odpowiadał za realizację zakupów przez ministerstwo. - Wdrożyliśmy procedurę, w wyniku której powołaliśmy zespół ekspertów, który wspierał nas w ocenie dokumentacji - powiedział. Dopytywany, czy to regulacja na piśmie, poinformował, że wtedy "nie przyjmowaliśmy żadnych formalnych regulacji w tym zakresie" i działali "w dynamicznie zmieniającym się otoczeniu rynkowym". Później - jak dodał - wypracowano wspólnie z CBA formułę, w myśl której przed każdą transakcją oferta była e-mailowo przekazywana na skrzynkę, którą udostępniło CBA, potem czekano na informację zwrotną. Zaznaczył, że propozycja tej procedury została przesłana 21 marca.
Pytani, co ich skłoniło do zwrócenia się do CBA, Cieszyński odpowiedział: - Procedura powstała po tym, gdy zgłosił się do nas kontrahent, który proponował dostawę dużej ilości towaru o bardzo dużej wartości.
Dodał jednak, że nie był to Łukasz G. - To działo się wcześniej. Dostawca wzbudził nasze wątpliwości - mówił. Wskazał również, że około 30 procent rekomendacji ze strony CBA było negatywnych. - Część z nich nie była stricte negatywna. Były wskazane wątpliwości, ale nie było sztywnej rekomendacji - tłumaczył.
- Padały rekomendacje typu "małe doświadczenie w biznesie" albo "firma założona przed dwoma tygodniami". Tam nie było sformułowane wprost, że ktoś jest oszustem - dodał Szumowski.
"Była wątpliwość, czy dostawa zostanie zrealizowana"
Dopytywany, jaka była rekomendacja wobec Łukasza G., odpowiedział, że "CBA wskazało, że oferta budzi wątpliwości ze względu na niewielkie doświadczenie" Łukasza G. - Była wątpliwość, czy dostawa zostanie zrealizowana - mówił. I dodał: - Zabezpieczyliśmy się możliwie najlepiej, to znaczy powiedzieliśmy, że nie zapłacimy za towar, dopóki nie będzie go w Polsce. To było bezpieczne, mówimy, że kupimy, ale musimy mieć pewność tego, że ten towar będzie u nas. Nie ryzykowaliśmy więc środków publicznych.
- To, że ostatecznie przeprowadziliśmy testy, wynikało z naszych wątpliwości, czy towar, który ma certyfikat, rzeczywiście spełnia wymogi - mówił Cieszyński. Według ministra pierwsza partia zakupów została zbadana zaraz po długim weekendzie, czyli 4 maja i maski bez certyfikatu nie weszły do użycia w szpitalach do opieki nad pacjentami z COVID-19.
Ministrowie tłumaczyli również, dlaczego za wadliwe maseczki zapłacili 10 razy więcej. - Wówczas w marcu nie było nic, żadnej innej oferty z płatnością po dostarczeniu towaru. Potrzebowaliśmy 1,2 mln sztuk tygodniowo. Kupowaliśmy wszystko, co się dało - mówił Cieszyński. Dodał, że u Łukasz G. wynegocjowali cenę za sztukę z 45 zł do 39 zł. - Liczyły się jednak czas dostawy i możliwość dokonania płatności po dostawie.
"Minister kupiłby w tym czasie maseczki nawet od diabła"
Na uwagę dziennikarzy przeprowadzających wywiad, że hasło "znajomy ministra robi deal życia na wadliwych maseczkach" nie brzmi dobrze, Szumowski powiedział: - Minister kupiłby w tym czasie maseczki nawet od diabła. Ale nikt nie chciał ich sprzedać. Nikt. Nie było ani jednej innej oferty. A moja znajomość z kontrahentem polega na tym, że widziałem się z nim cztery lata wcześniej na nartach. Nie widziałem się z nim później.
"Rzeczpospolita": CBA wiedziało o zakupie bezwartościowych masek
Poniedziałkowa "Rzeczpospolita" pisze, że "mimo że Ministerstwo Zdrowia powiadomiło CBA o zakupie 120 tysięcy maseczek, Biuro nie zablokowało transakcji i nie zrobiło nic z tą wiedzą".
"W dokumentach, które posłowie PO–KO otrzymali w Ministerstwie Zdrowia, odnajdujemy e-mail skierowany do Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Udaje nam się ustalić, że ten adres nosi departament analiz CBA. E-mail nosi datę 26 marca i jest przesłaną wiadomością od Łukasza G. z tytułem 'potwierdzenie zamówienia' (...). E-mail Łukasza G. przesyła do CBA Małgorzata Dębska, zastępca dyrektora departamentu nadzoru i kontroli w Ministerstwie Zdrowia. To ona i wiceminister Janusz Cieszyński zajmują się zakupami sprzętu ochrony dla medyków" - pisze "Rzeczpospolita".
Jak podaje gazeta, w mailu "Łukasz G. pisze do dyrektor Dębskiej i ministra Cieszyńskiego, by potwierdzili 'zamówienie 10 tysięcy masek FFP2 w cenie ustalonej wcześniej 48 zł netto plus 23 proc. VAT. Dostawa do magazynu w Porąbkach koło Zduńskiej Woli w ciągu dwóch dni', a w drugim punkcie e-maila G. pisze o potwierdzeniu zakupu przez Ministerstwo Zdrowia 100 tysięcy masek FFP2 w cenie 45 zł plus VAT, podkreślając pilność sprawy: Mamy zamówiony wylot samolotu z towarem potwierdzony ustnie z lotniska Guangzhou Baiyun International Airport".
"Rzeczpospolita" dodaje, że w dokumentach w resorcie nie ma informacji o efektach wysłania e-maila do CBA, choć Ministerstwo Zdrowia zapłaciło za towar bardzo wysoką cenę: Przemysław W. oraz spółka Szymona Ł. i Łukasza Z. dostarczyli resortowi po 48 tysięcy masek za blisko 2 mln zł, Katarzyna G. (żona Łukasza G.) – 24 tysiące masek za 1 mln zł. Według dziennika nie tylko cena powinna zaalarmować urzędników i CBA, ale przedstawiony w ofercie fałszywy, jak się okazało już po finalizacji umowy, certyfikat ICR Polska wystawiony dla chińskiego producenta masek (firma Dongguan Mars).
"Czy e-mail do CBA był czymś wyjątkowym czy też z procedur w resorcie wynikało, by tak duże zakupy poddawać kontroli służb? Resort finalizował już umowę i na ewentualną kontrolę CBA było już za późno" - pisze "Rzeczpospolita". Gazeta dodaje, że Temistokles Brodowski, rzecznik CBA, nie odpowiedział na to pytanie. Rzecznik Ministerstwa Zdrowia Wojciech Andrusiewicz w przesłanej gazecie odpowiedzi zapewnia, że 'to standardowe postępowanie w procesie zakupowym ustalone wspólnie z CBA'. Andrusiewicz przyznaje także, że: "Biuro nie kazało wstrzymać postępowania".
Badania masek zlecone przez resort wykazały, że nie spełniają żadnej z norm wymaganej przez WHO. Jak ujawniła "Rzeczpospolita", prokuratura zażądała informacji od CBA, co wiedziała ta służba w sprawie tego zamówienia. "Czy prowadziła działania operacyjne i czy to ona zaalarmowała ministra o podejrzeniach? CBA podlega premierowi. On sam kilka dni temu w mediach społecznościowych napisał, że minister zdrowia Łukasz Szumowski ma jego pełne wsparcie" - dodaje "Rzeczpospolita".
CBA i resort zdrowia o artykule "Rz"
W poniedziałek po południu rzecznik CBA Temistokles Brodowski i wiceminister zdrowia Janusz Cieszyński wydali wspólne oświadczenie dotyczące artykułu "Rz". Poinformowali w nim, że "Ministerstwo Zdrowia 26 marca przekazało do CBA maila z informacją o planowanym zakupie masek i kombinezonów ochronnych od Łukasza G. (w komunikacie pojawia się pełne nazwisko - red.)".
Dzień później - czytamy w komunikacie - CBA zwróciło uwagę, że istnieją "poważne wątpliwości co do wiarygodności oferty", wskazując między innymi na "brak powiązań Łukasza G. z podmiotami medycznymi".
W związku z tym, "Ministerstwo Zdrowia poinformowało pana G., że dopóki certyfikowany towar nie znajdzie się w magazynach, nie będzie realizowało żadnych płatności".
Źródło: DGP/RZECZPOSPOLITA/PAP