Do czasu zmiany na stanowisku prezydenta w Polsce nie uda się przeprowadzić trudnych reform - uważa marszałek Sejmu Bronisław Komorowski. W rozmowie z "Dziennikiem Gazetą Prawną" jeden z liderów PO nazywa Lecha Kaczyńskiego "hamulcowym" i obwinia go o to, że wiele razy - w imię dobra PiS-u - wkładał jego partii "kij w szprychy".
Wielkie reformy przyjdą w Polsce dopiero kiedy - zdaniem Komorowskiego - "prezydentem zostanie ktoś, kto będzie wspierał modernizację Polski i brał na siebie cząstkę odpowiedzialności za trudne decyzje".
- Prezydent nie może być wyłącznie recenzentem pracy rządu i hamulcowym. Powinien zachęcać i pomagać przeprowadzać trudne zmiany - zaznacza marszałek Sejmu w wywiadzie dla "Dziennika Gazety Prawnej".
"Żadnej propozycji"
Według Komorowskiego zaś, Lech Kaczyński do jakiekolwiek reformy nigdy rządu nie zachęcał. - Nie znam ani jednego takiego przykładu - zaznacza. Na uwagę gazety, że obecny prezydent "wspierał likwidację WSI", marszałek odpowiada, że "zlikwidowanie wojskowego wywiadu nie zasługuje na miano reformy, tylko szaleństwa".
- Gdzie jest rola prezydenta, który by wystąpił i powiedział: kochani, jest potrzebna reforma systemu ubezpieczeń społecznych, niech rząd przedstawi propozycję, a ja to będę wspierał. Gdzie jest stanowisko prezydenta jako czynnika wspierającego reformę służby zdrowia? Nie znam żadnego przykładu. Wręcz przeciwnie, był kij w szprychy. Albo gdzie jest rola prezydenta w reformowaniu sił zbrojnych, których jest zwierzchnikiem? Nie znam ani jednego przypadku. Jest tylko czyhanie na okazję by dobrze wypaść w oczach jakiejś części opinii publicznej i zaszkodzić konkurentom partii własnego brata na zasadzie blokowania i kontestowania zmian - ocenia w rozmowie z gazetą jeden z liderów Platformy.
Tuskowi nie rośnie w PO żadna konkurencja?
Marszałek zapewnia, że jego partia - mimo trudów - trzyma się "razem" a w PO nie powstanie ośrodek konkurencyjny wobec Donalda Tuska. W nawiązaniu do słów Grzegorza Schetyny, że skończyło się "wspólne robienie polityki emocjonalnej, opartej na bliskich, osobistych relacjach", Bronisław Komorowski mówi, że trzeba robić politykę bez takich emocji.
- Polityka nie jest domeną przyjaźni czy miłości, tylko - z jednej strony konkurencji, a z drugiej - współpracy dla dobra wspólnego - zaznacza. I dodaje: - Rządzi się nie tylko po to, by dobrze wypadać w sondażach, ale również po to, by zmieniać Polskę na lepsze i brać za to odpowiedzialność. To brzemię trzeba brać, nawet gdy przygniata, boli i powoduje straty.
Źródło: "Dziennik Gazeta Prawna"