W piątek 3 maja prezydent Andrzej Duda mianował na stanowisko dowódcy generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych Marka Sokołowskiego. W biogramie generała Sokołowskiego nie brak ciekawych punktów: z karabinem w ręku bronił bazy w Ghazni przed talibami, służył w Syrii i Iraku, prowadził ćwiczenia Dragon, jest instruktorem judo, skoczkiem spadochronowym i płetwonurkiem. Ale są też takie, które budziły kontrowersje.
Dowódca generalny Rodzajów Sił Zbrojnych to nieformalny "numer dwa" w wojsku. Ktoś, komu w czasie pokoju podlega zdecydowana większość zawodowych żołnierzy. W dużym skrócie - odpowiada za szkolenie wojska do walki i misji. Stanowisko przez pół roku nie było obsadzone. Czasowo pełniącym obowiązki był generał broni Marek Sokołowski, pierwszy zastępca dowódcy generalnego. We wtorek Biuro Bezpieczeństwa Narodowego ogłosiło, że Sokołowski zostanie dowódcą generalnym na pełen etat. 3 maja otrzymał od prezydenta Andrzeja Dudy nominację na stanowisko dowódcy generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych.
Judoka od najmłodszych lat
Generał Marek Sokołowski na początku kwietnia skończył 58 lat. Średniego wzrostu, dobrze zbudowany. Instruktor judo, uprawia też krav magę, skoczek spadochronowy, płetwonurek, specjalista walki w bliskim kontakcie. Słowem ktoś, kogo żaden rosyjski agresor czy talib nie chciałby spotkać w walce.
Judoką jest od najmłodszych lat. W 2018 r. opowiadał, że trzy razy w tygodniu ćwiczy na macie, cztery razy w tygodniu - na siłowni. Na pytanie o innego judokę, prezydenta Rosji Władimira Putina odpowiedział "zaproszeniem" na pojedynek na macie. "Z chęcią jako generał Wojska Polskiego stanąłbym do walki z Putinem. Myślę i jestem pewny, że dla Rosji byłaby to medialna klęska" - powiedział wtedy.
Problemy z życiorysem: Collegium Humanum i WSW
Ostatnio o generale Sokołowskim media pisały w marcu. Chodziło o działalność prywatnej warszawskiej uczelni Collegium Humanum i nieprawidłowości wokół przyznawania dyplomów studiów MBA. MON informowało wtedy Onet, że lista wojskowych, którzy ukończyli studia MBA lub inne w Collegium Humanum w latach 2016-23 r., obejmuje 37 żołnierzy. Resort obrony ujawnił portalowi nazwiska 11 oficerów, którzy byli absolwentami tej uczelni, wśród nich wymieniono Sokołowskiego.
Pytany o sprawę wicepremier, szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz (PSL-TD) informował, że poprosił o wyjaśnienia na piśmie od wszystkich osób, które uzyskały dyplom z tej uczelni. Mówił też, że wysoko ocenia gen. Sokołowskiego. "Prowadził (...) ćwiczenia Dragon (jedne z największych, odbywające się co dwa lata ćwiczenia w Wojsku Polskim - PAP) i zostały one bardzo wysoko ocenione. Jego zdolności, umiejętności i również ogromne zaufanie, jakim jest obdarzony wśród żołnierzy, oceniam bardzo wysoko i współpracę z nim po tych kilku miesiącach oceniam wysoko" - powiedział Kosiniak-Kamysz, który ministrem obrony został w grudniu.
Biogramu generała Sokołowskiego próżno dziś szukać na stronie internetowej Dowództwa Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych. Czy ma to związek ze sprawą Collegium Humanum, nie wiadomo. Jeszcze w październiku informacja o przebiegu kariery generała była tam dostępna.
Życiorys już raz był dla Sokołowskiego problemem. To również był październik, ale 2017 roku. Ówczesna rzeczniczka prasowa MON ppłk Anna Pęzioł-Wojtowicz podpisała się pod takim komunikatem: "Informuję, że 18 października 2017 r. gen. dyw. Marek Sokołowski, dowódca 16 Pomorskiej Dywizji Zmechanizowanej oddał się do dyspozycji Ministra Obrony Narodowej. Minister Obrony Narodowej podejmie decyzję w tej sprawie na początku przyszłego tygodnia".
Dzień później "Fakt" opublikował artykuł, w którym napisał, że przyszły generał jako młody człowiek od września 1987 r. przez rok służył w Wojskowej Służbie Wewnętrznej, gdzie doszedł do stanowiska dowódcy patrolu (prawdopodobnie najniższe stanowisko dowódcze w całej formacji - PAP). Problem polegał na tym, że prezydent Andrzej Duda miał nie dostać informacji o jego służbie w WSW, formacji, która w PRL była nie tylko odpowiednikiem milicji w wojsku, ale też kontrwywiadem, który werbował tajnych współpracowników wśród kadry oficerskiej. Według gazety biogram Sokołowskiego, jaki ministerstwo obrony dostarczyło prezydentowi, zawierał tylko wzmiankę, że Sokołowski w 1987 r. rozpoczął służbę w Ludowym Wojsku Polskim. Duda awansował Sokołowskiego do stopnia generała dywizji w sierpniu 2016 r.
To był czas, gdy MON kierowane przez Antoniego Macierewicza toczyło zakulisową wojnę z prezydentem, zwierzchnikiem sił zbrojnych Andrzejem Dudą. Sam Duda podsumował to w nagranych przypadkowo na ulicy w listopadzie 2017 r. słowach o "ubeckich metodach" szefa MON wobec uczciwych oficerów. Dwa miesiące wcześniej, we wrześniu 2017 r. publikacja w bliskiej Macierewiczowi "Gazecie Polskiej" doprowadziła do zwolnienia z pracy w prezydenckim Biurze Bezpieczeństwa Narodowego emerytowanego oficera, który od 1983 r. do 1990 r. służył w WSW.
Ujawnienie informacji, że generał promowany przez MON też ma na koncie służbę w WSW, było na rękę współpracownikom prezydenta.
Jest jednak zasadnicza różnica między oficerem z BBN a Sokołowskim - ten ostatni w WSW służył jako młody żołnierz zasadniczej służby wojskowej. Na to, do jakiej formacji trafi, nie miał żadnego wpływu. Ale problem w tym, że w 2017 roku na stronie internetowej 16 Dywizji Zmechanizowanej, którą wówczas dowodził, jego biogram zaczynał się od informacji, że generał "zawodową służbę wojskową rozpoczął w 1992 r.". Zawodową to znaczy po szkole oficerskiej. O tym, że w 1988 roku poszedł do Wyższej Szkoły Oficerskiej Wojsk Zmechanizowanych we Wrocławiu, słowa nie było. Tymczasem wcześniej, gdy generał dowodził 25. Brygadą Kawalerii Powietrznej na jej stronie internetowej można było przeczytać, że "w 1987 r. został powołany do zasadniczej służby wojskowej".
Cytowana powyżej rzeczniczka MON u Antoniego Macierewicza, Anna Pęzioł-Wójtowicz co do jednego się myliła. Resort nie poinformował w ciągu tygodnia o decyzji ministra co do przyszłości generała. Tuż przed Wigilią 2017 r., czyli po dwóch miesiącach od publikacji "Faktu" Sokołowski pojawił się u boku Macierewicza na konferencji prasowej.
Misje zagraniczne
Marek Sokołowski to oficer wojsk aeromobilnych - elity Wojsk Lądowych. Po szkole oficerskiej zaczynał w brygadzie powietrznodesantowej w Krakowie. W 1996 r. przeszedł do kawalerii powietrznej w Tomaszowie Mazowieckim (woj. łódzkie). Praktyczna różnica jest taka, że ci pierwsi desantują się na spadochronach, tych drugich na miejsce dowożą śmigłowce. Jedni i drudzy są lekką piechotą - nieopancerzoną, za to dobrze uzbrojoną i złożoną z doskonale wyszkolonych żołnierzy.
Obie jednostki zawsze były pierwszym źródłem żołnierzy wysyłanych do misji zagranicznych. Sokołowski jeszcze w krakowskiej brygadzie przez dwie zmiany (1993-95 r.) służył w siłach pokojowych ONZ w Syrii. Na pierwszą zmianę do Iraku (2003/04 r.) pojechał na stanowisku zastępcy dowódcy samodzielnej grupy powietrzno-szturmowej i dowódcy odwodu powietrzno-lądowego w Wielonarodowej Dywizji Centrum-Południe dowodzonej przez Polaków.
Nad Eufrat i Tygrys wrócił na piątej zmianie (2005/06 r.). Dowodził wtedy batalionem manewrowym i był pełnomocnikiem dowódcy kontyngentu do spraw aeromobilnych. "Żołnierze go uwielbiali" - wspomina ówczesny korespondent Polskiej Agencji Prasowej w Iraku Wojciech Tumidalski, dziś redaktor naczelny PAP.
Piąta zmiana w Iraku zbudowała swoją legendę, bo nie zginął wtedy żaden polski żołnierz. I to nie dzięki temu, że żołnierze siedzieli w bazie. Na wojnie, a tym była misja w Iraku, bierność oznacza proszenie się o kłopoty. Piąta zmiana była aktywna, każdy przejaw oporu bezwzględnie dusiła w zarodku, a niebagatelną rolę w tym odegrał właśnie Marek Sokołowski ze swoimi żołnierzami w śmigłowcach.
Wielu żołnierzy piątej zmiany PKW Irak zrobiło potem kariery w wojsku. Zastępca dowódcy kontyngentu generał Włodzimierz Potasiński był potem dowódcą Wojsk Specjalnych (zginął pod Smoleńskiem w kwietniu 2010 r.). Wojciech Marchwica to dziś szef sztabu w Dowództwie Operacyjnym Rodzajów Sił Zbrojnych. Wielu dziennikarzy dobrze wspomina Bartosza Zajdę, marynarza, który pojechał służyć na pustyni, potem przez dekadę rzecznika Dowództwa Marynarki Wojennej.
Generał Falcon z karabinem w ręku
Do Afganistanu Sokołowski pojechał dwa razy. Jako świeżo awansowany generał brygady, od grudnia 2011 r. przez pół roku był zastępcą dowódcy do spraw koalicyjnych w dowództwie regionalnym w Bagram. W 2013 r. pojechał z żołnierzami dowodzonej przez siebie 25 Brygady Kawalerii Powietrznej. Był wówczas dowódcą XIII zmiany polskiego kontyngentu.
Na zdjęciach z tego okresu Sokołowski na mundurze po jednej stronie ma naszywkę z nazwiskiem, po drugiej - słowo Falcon ("sokół" po angielsku). W ten sposób zwracali się do niego zarówno Amerykanie, jak i podwładni.
Podczas XIII zmiany, 28 sierpnia 2013 r. talibowie zaatakowali bazę w Ghazni, centrum polskiego zaangażowania wojskowego w Afganistanie. Sokołowski ramię w ramię z innymi żołnierzami, z karabinem w ręku, bronił bazy przy wyłomie w ogrodzeniu, jaki przy pomocy ładunku wybuchowego zrobili talibowie.
Na atak najszybciej zareagowali dowódcy Rosomaków, bez czekania na rozkazy ruszyli w miejsca, gdzie talibowie przedzierali się do bazy - pod bramę i wyrwę w murze. Generała Sokołowskiego wybuch zastał w fotelu u stomatologa.
To, co się wówczas działo, uczestnicy zdarzeń opowiedzieli w przygotowanym przez TVP cyklu dokumentalnym "Weterani wyrwani śmierci". Karol Cierpica, wtedy porucznik wspominał tak: "Podjeżdża toyota, wysiada Sokół, generał Sokołowski, wskazuje ręką na jakiegoś gościa, mówi: dawaj mi karabin, dawaj mi karabin, spier...". "Nagle obracam się w lewo, a tu własnym oczom nie wierzę, nasz osobisty dowódca, generał Falcon jest z mojej lewej strony. Wszystkiego się mogłem w życiu spodziewać, ale że generał będzie z boku, to raczej mało prawdopodobne. Nawet w snach czegoś takiego nie wyobrażałem sobie" - powiedział z kolei ppłk Krzysztof Słomski obecny wtedy przy murze.
Szturm odpierali Polacy, Amerykanie i Afgańczycy. To ci ostatni, zarówno cywile, jak i żołnierze, ponieśli największe straty. Zginął Amerykanin, który własnym ciałem osłonił porucznika Cierpicę. Jeden z Polaków zmarł po kilku dniach z powodu odniesionych w ataku ran. W sumie rannych zostało 10 polskich żołnierzy. Ranę - niegroźną - odniósł też Sokołowski.
"Za osobiste męstwo i odwagę w czasie działań bojowych przeciw aktom terroryzmu" generał otrzymał Order Krzyża Wojskowego, nazywany współczesnym Virtuti Militari. Sokołowski ma w swojej kolekcji także m.in. Krzyż Zasługi za Dzielność oraz amerykański Legion of Merit.
ZOBACZ TEŻ: Mur rozerwała eksplozja, do środka wdarli się talibowie. Mija 10 lat od ataku na polską bazę w Ghazni
Przeprowadzki
Po powrocie z Afganistanu Sokołowski regularnie awansował. W 2014 r. został zastępcą dowódcy i szefem sztabu w 16 Dywizji Zmechanizowanej w Elblągu. W 2016 roku objął dowództwo tej dywizji.
W tym czasie MON tworzyło sztab Wielonarodowej Dywizji Północ Wschód. Ulokowano go właśnie w Elblągu, zabierając z 16 DZ koszary i większość personelu. Sokołowski, początkowo dosłownie z garstką ludzi, budował swoje dowództwo od nowa w Białobrzegach niedaleko Warszawy. Ostatecznie, w 2019 r. dywizja przeniosła się do Olsztyna.
Sokołowski w tym samym roku służył już w Warszawie. W Dowództwie Generalnym RSZ został inspektorem szkolenia. W listopadzie 2021 r. awansował na pierwszego zastępcę dowódcy generalnego. W sierpniu 2023 r. dostał od prezydenta trzecią generalską "gwiazdkę", czyli awans do stopnia generała broni.
Źródło: PAP