Mimo krótkiej rozmowy tam padły ważne deklaracje. Deklaracja, że wojsko amerykańskie nie będzie przesuwane z Polski gdzieś indziej, to jest bardzo ważna deklaracja dla nas - powiedział w "Rozmowie Piaseckiego" w TVN24 poseł PiS Marcin Przydacz, komentując sobotnie spotkanie prezydentów Polski i USA Andrzeja Dudy i Donalda Trumpa.
Prezydent Andrzej Duda spotkał się z Donaldem Trumpem w sobotę w National Harbor (stan Maryland) pod Waszyngtonem w trakcie konferencji Conservative Political Action Conference (CPAC). Ich spotkanie zostało opóźnione, a rozmowa - według doniesień - trwała około 10 minut, chociaż była planowana na godzinę. Marcin Mastalerek, szef gabinetu prezydenta Dudy, przekonywał jednak w poniedziałek, że "nie skończyło się na 10 minutach i nie miało być to godzinne spotkanie".
Przydacz: padły ważne deklaracje
Marcin Przydacz, poseł PiS, były wiceszef MSZ, był pytany w "Rozmowie Piaseckiego", czy rozumie, dlaczego prezydent Francji Macron został przyjęty w poniedziałek z honorami w Białym Domu, a Andrzej Duda spotkał się z Donaldem Trumpem na zapleczu konferencji Conservative Political Action Conference.
Powiedział, że "to są dwie różne wizyty, dwa różne statusy wizyt". Dodał, że jedna to wizyta oficjalna w Białym Domu, druga to jest tak naprawdę wizyta na konferencji CPAC, gdzie dochodzi do spotkania. - Takie rzeczy się zdarzają i to jest zupełnie normalne - ocenił.
- Myślę, że do takiej wizyty pełnej w Białym Domu jeszcze dojdzie, bo przecież prezydent Duda co jakiś czas odwiedza Waszyngton - powiedział Przydacz.
Jak ocenił, "to dobrze, że w tym kluczowym momencie znalazło się choć trochę czasu na tę wymianę opinii i zdań, żeby ta polska perspektywa była też obecna w głowie Donalda Trumpa".
- Tam padły, mimo krótkiej rozmowy, ważne deklaracje. Deklaracja, że wojsko amerykańskie, to, które załatwiliśmy za naszych rządów, 10 tysięcy żołnierzy, nie będzie przesuwanych z Polski gdzieś indziej, to jest bardzo ważna deklaracja dla nas - mówił Przydacz.
Przydacz: każdy chciałby, żeby ta rozmowa była dłuższa
Został zapytany, czy "nie cierpła mu skóra", jak widział prezydenta Dudę oczekującego na amerykańskiego przywódcę, a następnie 10-minutową rozmowę i czy gdyby był szefem Biura Polityki Międzynarodowej, to też by to tak wyglądało.
- Rozumiem, że zachęca mnie pan do wewnętrznej krytyki też moich byłych kolegów z otoczenia prezydenta. Nie namówi mnie pan na takie wejście w krytykę - odparł.
- Cieszę, się, że doszło do tej wizyty. Oczywiście każdy z nas pewnie, bez względu na nasze poglądy, chciałby, żeby ta rozmowa była jeszcze dłuższa, zawsze jest jakieś oczekiwanie, ale uważam, że dobrze się stało, że prezydent pojechał i nawet taką krótką wizytę odbył - dodał.
Przydacz: Trump prowadzi bardzo specyficzną politykę zagraniczną
Poseł PiS został zapytany, czy Donald Trump i jego polityka nie budzą coraz większej grozy. - Donald Trump prowadzi bardzo specyficzną politykę zagraniczną. Raczej koncentrującą się na jego własnym wyobrażeniu i uznaniu zasady America First, po prostu interesy amerykańskie przede wszystkim - ocenił.
- Ja sam mówiłem, że ta prezydentura w niektórych aspektach daje jakieś szanse, ale w wielu, na przykład dotyczących polityki wschodniej, którą ja się zajmowałem, polityki bezpieczeństwa, stawia duże znaki zapytania - powiedział Przydacz.
Zaznaczył, że ważne jest to, że Trumpa "do niektórych rzeczy można przekonać". - I akurat prezydent Duda kiedyś go przekonał do tego, żeby przestał blokować pakiet wsparcia wojskowego dla Ukrainy - dodał.
Przydacz o owacjach dla Trumpa od posłów PiS: poczuli wiatr w żagle
Przydacz pytany był też, "jak daleko PiS odeszło mentalnie od tego momentu", w którym politycy tej partii po wyborach w USA stali w sali sejmowej i skandowali "Donald Trump".
Poseł powiedział, że akurat wtedy nie było go w Sejmie. - Natomiast jeśli chodzi o tę reakcję, proszę zrozumieć Prawo i Sprawiedliwość, polityków prawicy, którzy półtora roku temu stracili władzę, są w zasadzie teraz, powiedzmy, ciągle ścigani, prześladowani, zabiera nam się pieniądze i nagle dostają sygnał, że prawica za oceanem, w naszym kluczowym państwie sojuszniczym, wygrywa po równie trudnym okresie, czterech lat, gdzie też są prześladowani, i wchodzi pewna nadzieja, że prawica jednak może się odrodzić i wygrywać - mówił.
- Proszę zrozumieć też mechanizm, w którym posłowie PiS-u poczuli wiatr w żagle, że teraz może być inaczej. Za chwilkę się okazuje, że rząd w Belgii jest prawicowy, w innych miejscach zachodniej Europy odradza się prawica, więc i także PiS się z tego cieszył. Natomiast to nie znaczy przecież afirmacji dla jego polityki wobec Władimira Putina - dodał.
Przydacz o sprawie ambasadorów: myślę, że dojdzie do przeglądu nazwisk
Odniósł się też do porozumienia na linii MSZ - prezydent w sprawie ambasadorów. Pytany, czy to oznacza, że Bogdan Klich, który kieruje placówką w Waszyngtonie, zostanie ambasadorem, powiedział: - Obawiam się, że tutaj nie mam optymistycznych informacji dla pana ministra Bogdana Klicha.
Natomiast, dodał, "dla Polski to są chyba optymistyczne informacje, że rząd wycofuje się z tej swojej złej postawy i złej polityki i na przyszłość ma jednak powrócić do tradycji utartej przez 30 lat III Rzeczypospolitej, czyli występować najpierw do prezydenta o wstępną zgodę na danego kandydata".
Został zapytany, czy to porozumienie dotyczy też osób, które już wyjechały na placówki w randze charge d'affaires.
- Prezydent powiedział o tym publicznie, że część z tych wysłanych już kierowników placówek nawet zasługiwałoby na jego podpis, pod warunkiem że ta tradycja i prerogatywy prezydenckie będą uszanowane. Ja też znam kilka z tych nazwisk. To są ludzie, którzy pracowali w MSZ przez ostatnie lata. Na pewno zasługują na taki podpis - mówił poseł PiS.
- Myślę, że dojdzie do przeglądu tych kilkudziesięciu nazwisk. Pewnie część z nich, może nawet duża część uzyska poparcie pana prezydenta, ale są też tacy, którzy w moim przekonaniu takiego podpisu nie uzyskają - dodał.
Dopytywany, czy Klich nie ma szans, Przydacz powiedział, że sądzi, iż "w pałacu prezydenckim też jest takie myślenie, że akurat na te dzisiejsze czasy w Waszyngtonie powinniśmy mieć albo dobrze ustosunkowanego politycznego ambasadora, ale ustosunkowanego z administracją Trumpa, a nie krytykującego, obrażającego administrację Trumpa, a to się niestety panu Klichowi zdarzało, albo profesjonalnego dyplomatę".
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24