Przecież nie prosimy o to, żeby przeliczyli te głosy raz jeszcze z nudów, tylko dlatego że liczymy, że może te głosy zostały źle policzone - powiedział w "Faktach po Faktach" wiceminister przedsiębiorczości i technologii Marcin Ociepa (Porozumienie). Odniósł się do wniosków PiS o ponowne przeliczenie głosów w wyborach do Senatu w sześciu okręgach. Rzecznik Platformy Obywatelskiej Jan Grabiec ocenił, że to "kontynuacja tej drogi, jaką była wcześniej próba przekupienia senatorów opozycyjnych".
Prawo i Sprawiedliwość złożyło w poniedziałek wnioski do Sądu Najwyższego o ponowne przeliczenie głosów w sześciu okręgach w wyborach do Senatu. Sąd Najwyższy rozpatrzy wniesione protesty w składzie trzech sędziów nowo utworzonej Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych. Ma na to 90 dni.
"To normalna procedura"
O tej sprawie rozmawiali w "Faktach po Faktach" w TVN24 wiceminister przedsiębiorczości i technologii Marcin Ociepa (Porozumienie) i rzecznik Platformy Obywatelskiej Jan Grabiec.
Ociepa pytany o przyczynę złożenia wniosków, zauważył, że "tam mówimy o bardzo niewielkich różnicach pomiędzy kandydatami". Wspomniał, że w okręgu senackim nr 100 - jednym, którego dotyczą wnioski PiS - różnica pomiędzy wygranym i kandydatem PiS z drugim wynikiem w okręgu wyniosła 320 głosów. Senacki mandat zdobył tam startujący z własnego komitetu poseł PO Stanisław Gawłowski, który otrzymał 44 956 głosów. Krzysztof Nieckarz z PiS uzyskał 44 636 głosów, a Krzysztof Berezowski - 43 933 wyborców.
- Jeśli senatorowie, w zasadzie trzech kandydatów, otrzymało tam podobną liczbę 43-44 tysiące (głosów - red.), to 300 głosów to naprawdę niewiele. Szczególnie że było tam bardzo wiele głosów nieważnych - tłumaczył.
Jego zdaniem "warto je ponownie przeliczyć, to normalna procedura".
"PiS nie chce oddać władzy w Senacie"
Grabiec przekonywał natomiast, że "argumenty w sprawie protestów wyborczych są wtedy, kiedy dostrzega się jakieś nieprawidłowości przy liczeniu głosów albo przy oddawaniu głosów i kiedy te nieprawidłowości mogły wpłynąć na wynik głosowania".
Odnosząc się do podanego przez wiceministra przykładu, powiedział: - Nie słyszeliśmy o tym, żeby tam były jakieś nieprawidłowości.
Jak dodał, "sami przedstawiciele PiS-u ani wyborcy tego nie podnosili". - Natomiast słyszeliśmy o tym, że PiS nie chce oddać władzy w Senacie - powiedział Grabiec.
Jego zdaniem prezes PiS Jarosław Kaczyński "wysłał swoich umyślnych do tego, żeby doprowadzili jednak do przewagi PiS-u, mimo tego, że PiS w Senacie przegrał". - To jest kontynuacja drogi, jaką była wcześniej próba przekupienia senatorów opozycyjnych. To się nie udało i jak widać próbują sięgnąć po zmiany przy zielonym stoliku - ocenił rzecznik PO.
"Jarosław Kaczyński nie wprowadza wojska do Senatu"
Wiceminister przedsiębiorczości i technologii przekonywał, że "wszystko jest zgodnie z prawem". - Naprawdę Jarosław Kaczyński nie wprowadza wojska do Senatu, tylko korzystamy z przepisu, który mówi o tym, że warto przeliczyć te głosy jeszcze raz - dodał. Podkreślił przy tym, że "kilka tysięcy głosów jest tam nieważnych".
Pytany, dlaczego PiS zdecydował się złożyć wnioski tydzień po wyborach, odparł, że "tyle trwała analiza tych sytuacji i czy warto jednak się odwołać". - Te dane spływały. Jeżeli kandydat, który tam kandydował zwrócił uwagę, że tych głosów jest niewiele, że ta różnica jest niewielka, to warto te głosy przeliczyć - mówił Ociepa. Jego zdaniem "taka procedura jest stosowana w każdych wyborach".
- Przecież nie prosimy o to, żeby przeliczyli te głosy raz jeszcze z nudów, tylko dlatego, że liczymy, że może te głosy zostały źle policzone - wyjaśniał wiceminister. Jak mówił, "i w wyborach samorządowych, i w wyborach parlamentarnych przelicza się głosy jeszcze raz i to jest naturalne". - Jeżeli dojdzie do takiej sytuacji, że jeszcze raz głosy zostaną komisyjnie policzone i zmieni się większość w Senacie, to na pewno Prawo i Sprawiedliwość na to liczy - dodał.
"To jest bardziej standard białoruski czy rosyjski niż państwa demokratycznego"
W poniedziałek poseł Platformy Obywatelskiej-Koalicji Obywatelskiej Cezary Tomczyk poinformował, że otrzymał z Prokuratury Okręgowej w Warszawie decyzję o odmowie wszczęcia śledztwa w sprawie "wież Kaczyńskiego".2 Chodzi o budowę w Warszawie wieżowca przez związaną z PiS spółkę Srebrna.
Pełnomocnik Geralda Birgfellnera mecenas Roman Giertych poinformował, że prokuratura odmówiła również wszczęcia śledztwa z zawiadomienia austriackiego biznesmena o możliwości popełnienia oszustwa na jego szkodę przez Jarosława Kaczyńskiego. Obie decyzje prokuratury zapadły tuż przed wyborami, postanowieniem z 11 października.
- Ja od samego początku nie widziałem w tej sprawie niczego nadzwyczajnego - przyznał Ociepa. Jego zdaniem "organizacja pozarządowa ma prawo prowadzić działalność gospodarczą, jeśli ma to zapisane w statucie". - Wywodzę się z trzeciego sektora i wiem do doskonale - dodał.
- Dajmy prokuratorom, dajmy śledczym tą dozę zaufania - apelował.
Według Grabca umorzenie tych spraw "jest poniekąd znamienne dla tego systemu władzy, który jest budowany". - Ale to jest bardziej standard białoruski czy rosyjski niż państwa demokratycznego - dodał.
Wyliczał, że "w tej sprawie nawet nie wszczęto śledztwa", "nie został przesłuchany potencjalny oskarżony, nawet w charakterze świadka".
"W tej kwestii zbliżamy się do czerwonej linii"
Goście "Faktów po Faktach" odnieśli się także do słów prezydenta Andrzeja Dudy w sprawie prezesa Najwyższej Izby Kontroli Mariana Banasia.
W środę w ubiegłym tygodniu Centralne Biuro Antykorupcyjne zakończyło trwającą od 16 kwietnia kontrolę oświadczeń majątkowych prezesa NIK Mariana Banasia. Postępowanie objęło dokumenty złożone w latach 2015-2019, gdy był on kolejno wiceministrem i ministrem finansów, a potem prezesem Najwyższej Izby Kontroli. W ciągu siedmiu dni szef NIK ma prawo zgłosić zastrzeżenia do ustaleń zawartych w raporcie.
Po emisji reportażu "Superwizjera" TVN, który ujawnił niejasności wokół jego oświadczeń majątkowych, Banaś pod koniec września udał się na bezpłatny urlop. Do swoich obowiązków wrócił dzień po opublikowaniu informacji o zakończeniu kontroli przez CBA.
"Ta sprawa musi być szczegółowo wyjaśniona. To pewne. To jest zbyt poważna instytucja, żeby cokolwiek tu zlekceważyć. Odpowiednie służby muszą zrobić w tej sprawie wszystko. No mercy. Nie ma litości" - komentował tę sytuację Andrzej Duda w wywiadzie udzielonym dziennikowi "Polska The Times".
Jak mówił w "Faktach po Faktach" wiceminister Marcin Ociepa, "pełna zgoda z tym, co powiedział pan prezydent Duda". Mówiąc o ewentualnej dymisji szefa NIK, dodał: - ja bym zachęcał prezesa Mariana Banasia, żeby rozważył tę sprawę raz jeszcze.
Według niego "nie rozstrzygamy teraz tego, czy jest winny, czy niewinny - bo tego będzie mógł bronić ewentualnie w sądzie, zresztą taki pozew zapowiedział - ale żeby wziął pod uwagę autorytet instytucji, którą kieruje".
- Pan prezes Banaś, tak jak każdy, kto stoi na czele instytucji państwowej, szczególnie tak wrażliwej jak Najwyższa Izba Kontroli, jest podwójnie odpowiedzialny za jej autorytet i uważam, że w tej kwestii zbliżamy się do czerwonej linii - powiedział Ociepa.
Pytany, co jest za tą linią, odparł, że utrata autorytetu Najwyższej Izby Kontroli.
"Mówiliśmy o tym z mównicy sejmowej, kiedy marszałek Witek wyłączała mikrofon"
Grabiec przekonywał, że "prezydent Andrzej Duda odpowiada za powołanie Mariana Banasia na prezesa NIK-u i to w momencie, w którym te zarzuty były już znane".
Jego zdaniem Banaś został powołany na tę funkcję "mimo tego, że CBA prowadziło wtedy postępowanie, mimo że pracownicy aparatu skarbowego mówili o nieprawidłowościach w oświadczeniach majątkowych". - Mówiliśmy o tym z mównicy sejmowej, kiedy marszałek (Sejmu, Elżbieta - red.) Witek wyłączała mikrofon - dodał.
Grabiec i Ociepa byli także pytani, czy zagłosowaliby za Trybunałem Stanu dla Banasia. - Jeśli zostanie mu udowodniona wina, to jak najbardziej powinien stracić stanowisko - odpowiedział Ociepa. Zdaniem Grabca prezes NIK "ewidentnie powinien odpowiedzieć".
Autor: akr//kg//kwoj / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24