Już się nie denerwuję. Widok premiera Morawieckiego, w beżowym sweterku i dobranej pod kolor, ciemnobrązowej koszuli, prowadzącego w tym roboczym stroju posiedzenie jakiegoś rządowego zespołu antykryzysowego, uspokoił mnie bardziej, niż jakiekolwiek szczegółowe zarządzenie władz chroniące mnie przed wirusem - pisze w felietonie Maciej Wierzyński, wieloletni dziennikarz TVN24, twórca programu "Horyzont".
Skoro premier ma głowę, żeby tak starannie dopasować ubiór, w którym pokaże się wystraszonemu społeczeństwu, znaczy, że nasz los spoczywa w pewnych rękach, rząd nie ulega panice, kontroluje sytuację, nie ma się czego bać.
Chociaż w kwestii "bać się, czy nie bać" nastrój mam mieszany. Na przemian ogarnia mnie wesołość i przerażenie. Lepiej mi się robi, kiedy patrzę na starania polityków, żeby ładnie wyglądać. Te fryzury, te przedziałki, te kamizelki we wzorki …. A pomyśleć, że za poprzedniego ustroju za eleganta uchodził, ostrzyżony na jeża Gierek, w swoich nudnych, dwurzędowych garniturach.
Czytałem właśnie książkę wybitnego psychologa Stevena Pinkera, który sprzeciwia się ponurym wizjom rozwoju ludzkości, przepowiedniom, że świat zmierza ku katastrofie. Pinker zwraca uwagę, wbrew czarnowidzom, że skoro ludzkość dotąd dawała sobie radę z kłopotami, to da sobie radę i tym razem. Kiedy patrzę na fryzury i garnitury naszej - jak się to mówi - klasy politycznej, to wydaje mi się, że Pinker ma rację. Zwłaszcza młode pokolenie pomaga mi w to wierzyć, bo daje dowody elegancji, pomieszanej z pewną, rzekłbym nawet, nonszalancją. Przykładem może być wystudiowane rozchełstanie, zmierzch krawata i inwazja poszety.
Te wszystkie złośliwości nie dotyczą w najmniejszym stopniu Jarosława Gowina. Jego ostatnia ofensywa polityczna, dzięki której Gowina było sporo w telewizji, umocniła mnie w przekonaniu, że mamy do czynienia z arbitrem elegancji, być może w stylu nieco staroświeckim, ale jako część przedziału 65++ akurat to lubię.
Gowin to mężczyzna przystojny, o wzięciu reprezentanta dawnych klas posiadających. Czego ten siwy, wykwintny Pan, szuka wśród bandy sejmowych łotrzyków - nie raz i nie dwa się nad tym zastanawiałem. Co może go łączyć z Patrykiem Jakim, albo Jackiem Sasinem – nie potrafię sobie wyjaśnić. I już, już wydawało się, że Gowin i jego ludzie nie wytrzymają w nieodpowiednim towarzystwie, opuszczą koalicję, pod błahym, w końcu, pretekstem zmiany przepisów wyborczych. Okazało się, że jednak nie.
Po dłuższej rozmowie z Prezesem, Gowinowi odeszło. Zmienił zdanie i zamiast głosowania przeciw zmianom przepisów wyborczych, zaproponował zmianę konstytucji, dostosowaną do życzeń Prezesa. W myśl niej Duda będzie mieszkał w Pałacu przez następne dwa lata, bo nie będzie wyborów, z Prezesa zdejmie to odium narażania narodu na wirusa. A co w zamian dostał Gowin, co mu Prezes obiecał? Nie wiemy. Widzieliśmy jedynie, jak ten ostatni gentleman polskiej polityki, łamiącym się ze wzruszenia głosem oznajmił, że w obliczu Boga, historii i po ciężkich zmaganiach z własnym sumieniem, sojuszu z PiS-em nie opuszcza. Nie opowiedział tego wprost, ale taki był sens. Gdy to mówił, z twarzy jego biła "Dawnych Polaków duma i szlachetność", jak pisał Mickiewicz w wierszu "Do Matki Polki".
Przed kamerami telewizji padały słowa mądre, piękne i chwytające za serce. Jak wyglądała rozmowa za drzwiami gabinetu na Nowogrodzkiej, możemy się tylko domyślać. Czy nasze domysły są trafne, pokażą najbliższe dni i tygodnie. Kto kogo ograł, przechytrzył, wystawił do wiatru. Gowin Prezesa, czy Prezes Gowina? Bronią Gowina jest szantaż, groźba, że rozbije koalicję. Bronią prezesa jest znajomość słabych stron ludzkiej natury. Prezes wie, że większość z nas potrafi usprawiedliwić i wytłumaczyć różne popełnione świństwa. W imię wyższych racji, dla wyższego dobra, a nie z oportunizmu, chęci zysku albo żądzy władzy. Mam wrażenie, ze Jarosław Gowin umiejętność tę opanował w wysokim stopniu.
"Wystrzegaj się pierwszych odruchów. Mogą być przyzwoite" - pouczał mnie przed laty jeden z moich mentorów. Nie słuchałem go, ale też daleko nie zaszedłem. Gowin zaszedł znacznie dalej.
Wprawdzie te pierwsze odruchy co jakiś czas się u niego odzywają, ale nauczył się nad nimi panować.
Źródło: tvn24.pl
Maciej Wierzyński, dziennikarz telewizyjny, publicysta. Po wprowadzeniu stanu wojennego zwolniony z TVP. W 1984 roku wyemigrował do USA. Był stypendystą Uniwersytetu Stanforda i w Penn State. Założył pierwszy wielogodzinny, polskojęzyczny kanał Polvision w telewizji kablowej "Group W" w USA. W latach 1992-2000 był szefem Polskiej Sekcji Głosu Ameryki w Waszyngtonie. Od 2000 roku redaktor naczelny nowojorskiego "Nowego Dziennika". Od 2005 roku związany z TVN24.
Poprzednie felietony Macieja Wierzyńskiego:
Źródło zdjęcia głównego: TVN24