Dziesięciomiesięczny Jaś najprawdopodobniej wyjedzie na Białoruś. Chorym na muskowiscydozę chłopcem można by zająć się w kraju, jednak decyzją sądu zostanie on przekazany do ojczyzny jego matki. W Gdyni o godz. 9:00 odbędzie się spotkanie, na którym ustalony będzie sposób transportu chłopca.
Chłopczyk urodził się kwietniu ub. roku w Lublinie. Matka, Białorusinka, zaraz po jego urodzeniu zrzekła się praw rodzicielskich. Przez kilka miesięcy dziecko przebywało w jednym ze szpitali na Lubelszczyźnie.
Jaś jest chory na nieuleczalną chorobę genetyczną – mukowiscydozę. Wymaga stałej specjalnej opieki.
Lubelski sąd w październiku ub. roku umieścił chłopca w rodzinie zastępczej, którą stała się dla dziecka młoda kobieta z Gdyni. Zgodnie z polsko-białoruską umową, władze Białorusi zostały o tym poinformowane. Niedługo potem Białoruś upomniała się o chłopca i zwróciła się do władz polskich o wydanie swojego obywatela.
Sąd w Polsce – według przepisów tej umowy - mógłby ustanowić opiekę dla chłopca jedynie wtedy, gdyby nie zrobiła tego strona białoruska. - Nasz sąd nie ma prawa, aby ustanawiać opiekę nad tym chłopcem. Umieszczenie go w rodzinie zastępczej było rozwiązaniem tymczasowym - zaznaczyła sędzia Stelmaszczuk-Taracha.
O godzinie 9.00 w Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej odbędzie się spotkanie, na którym zostanie ustalone kiedy i w jaki sposób Jaś zostanie przekazany stronie białoruskiej. Polska strona chce transportować chłopca do granicy.
- Obawiam się, że nic nie możemy już w tej sprawie zrobić - powiedział Minister Spraw Wewnętrznych Grzegorz Schetyna. - W tej sprawie wszystkie możliwości zostały wyczerpane - dodał.
W sprawie deportacji Jasia mają jeszcze interweniować Rzecznik Praw Dziecka i Rzecznik Praw Obywatelskich.
Źródło: RMF FM, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24