|

Żałuje, że nie schował martwych owadów do słoika. To mógł być dowód na skażenie

Pożar w Przylepie
Pożar w Przylepie
Źródło: TVN24
- Ta sprawa musi zostać rozliczona, jako mieszkańcy chcemy, by ktoś za to odpowiedział. Naszym zdaniem to prezydent Janusz Kubicki jest winien narażenia naszego życia i zdrowia. Miał wiele lat, by zaradzić problemowi nielegalnego składowiska toksycznych odpadów. Wolał budować baseny - mówi Bernard Dmuch, mieszkaniec Przylepu i współautor zawiadomień, które złożono do prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry i prokuratury w Zielonej Górze. Sześć zawiadomień podpisało 91 osób - mieszkańców Przylepu, działkowców i przedsiębiorców, którzy prowadzili działalność w pobliżu spalonej hali. Artykuł dostępny w subskrypcji

Gdy 22 lipca spaliła się ogromna hala z toksycznymi odpadami w zielonogórskiej dzielnicy Przylep, była to kolejna w tym regionie katastrofa ekologiczna. Rok wcześniej w województwie lubuskim wyłowiono tony śniętych ryb z Odry. - Klątwa czy wynik zaniedbań rządzących? - pytali mieszkańcy. Przez kilka następnych tygodni ze strachem czekali na wyniki pomiarów powietrza, wody i gleby. Urząd miasta i prezydent Zielonej Góry Janusz Kubicki uspokajali: nie ma zagrożenia dla zdrowia i życia mieszkańców. Ci jednak skarżyli się na palenie w przełyku, szczypanie oczu. Obawiali się, że toksyczne substancje i metale ciężkie ze spalonych beczek i pył z dachu hali pokrytego eternitem, dostaną się do gleby i wód gruntowych. Bali się jeść owoce i warzywa ze swoich ogródków, pokazywali grubą warstwę czarnej sadzy, która pokryła sprzęty ogrodowe i rolety.

Czytaj także: