Premier Beata Szydło i rzecznik jej rządu tłumacząc się z lotów wojskowymi samolotami twierdzą, że zezwalają na to procedury, m.in. procedura HEAD obowiązująca w wojsku. Problem w tym, że - zgodnie z nią - maszyny wojskowe mogą wykonywać loty HEAD "w ramach misji oficjalnych". Premier lata natomiast wojskowymi samolotami CASA na weekend do domu. Były szef MON Tomasz Siemoniak twierdzi, że było to nawet 50 razy.
- To jest tak, że procedury tego na pewno nie zabraniają (przelotów premier Beaty Szydło wojskową CASĄ - red.) - zapewniał we wtorek rzecznik rządu Rafał Bochenek. - Jest specjalna HEAD-owska procedura, MON-owska, która jest również przestrzegana - dodał.
Powinno być "oficjalnie"
Co do zasady premier rzeczywiście może latać wojskowym samolotem. Z instrukcji HEAD przyjętej w 2013 roku jasno wynika, że MON przyznaje poszczególnym urzędom roczny limit godzin lotu wojskowymi samolotami. Te mogą nimi dysponować według swojego uznania.
Specjalne loty o statusie HEAD mogą być wykonywane tylko z prezydentem, premierem, marszałkami Sejmu oraz Senatu i ewentualnie ich zagranicznymi odpowiednikami. Problem w tym, że musi się to odbywać w ramach "misji oficjalnych".
Poszczególne urzędy dostające limit godzin lotu mogą dodatkowo pozwolić innym osobom "na stanowiskach kierowniczych" korzystać z maszyn wojskowych, ale też "do celów związanych z wykonywaniem obowiązków służbowych". Dodatkowo latać mogą członkowie oficjalnych delegacji towarzyszący najważniejszym osobom i ich ochrona.
Według "Rzeczpospolitej" premier regularnie lata na trasie Warszawa-Kraków wojskowymi samolotami, udając się do domu na weekend. CASA przewiozła szefową rządu do stolicy Małopolski między innymi feralnego piątkowego wieczoru 10 lutego, kiedy niedługo później wiozący ją do domu w Przecieszynie samochód rządowy uległ wypadkowi w Oświęcimiu.
Częste loty do domu?
Szydło potwierdziła we wtorek na konferencji prasowej, że tak rzeczywiście było.
- Zgodnie z instrukcją HEAD mam prawo do przelotów samolotami CASA - oświadczyła.
Podkreśliła przy tym, że lot ten - podobnie jak cała podróż - odbył się zgodnie z obowiązującymi przepisami i zasadami. Nie odpowiedziała jednak na pytanie, dlaczego nie skorzystała z jednego z samolotów na stałe wyczarterowanych od PLL LOT.
- To jest nie do pogodzenia. Samolot wojskowy nie może być wykorzystywany do lotów prywatnych - komentuje Michał Fiszer, były pilot wojskowy i publicysta lotniczy, odnosząc się do zapisów w instrukcji HEAD, mówiących o "misjach oficjalnych".
Jak powiedział w Radiu ZET były szef MON, poseł PO Tomasz Siemoniak, premier regularnie korzysta z wojskowych maszyn. Według niego Beata Szydło latała do domu ponad 50 razy na trasie Warszawa-Kraków-Warszawa. Rzecznik prasowy stacjonującej na lotnisku w Balicach 13. Eskadry Lotnictwa Transportowego dysponującej 16 maszynami C-295 CASA nie chciał mówić o częstotliwości lotów HEAD wykonywanych przez pilotów jego jednostki.
Przyjmując hipotezę, że informacje Siemoniaka są prawdziwe, podatnicy mogli zapłacić za podróże premier ponad milion złotych. Według oficjalnej informacji z 2010 roku godzina lotu C-295 to 5,7 tysiąca złotych. Lot na trasie Warszawa-Kraków-Warszawa plus dwa niezbędne loty certyfikacyjne to co najmniej cztery godziny. Czyli co weekend 22,8 tysiąca złotych. 50 weekendów to 1,14 mln złotych.
Dlaczego nie cywilnym embraerem
Teoretycznie loty do domu premier Szydło mogłaby odbywać cywilnymi samolotami, które są do dyspozycji urzędników. Zgodnie z umową z końca 2013 roku rząd na cztery lata wynajął od cywilnego przewoźnika dwie maszyny Embraer E-175 z załogami, które znajdują się w stałej gotowości. Kontrakt jest wart 140 milionów złotych. Pomimo to z niewyjaśnionych przyczyn premier latała maszyną wojskową.
Jak spekuluje Fiszer, być może chciano ukryć regularne podróże premier samolotem do domu. Wojskowe maszyny CASA nie rzucają się w oczy na lotniskach w Krakowie i Warszawie, bo na tym pierwszym bazują, a na drugim często bywają.
- Nie to co embraer w rządowym malowaniu - mówi publicysta i przypomina aferę z 2012 roku, kiedy wyszło na jaw, że premier Donald Tusk regularnie lata do Gdańska na pokładach wyczarterowanych od PLL LOT embraerów. Zdaniem Fiszera obecny rządów mógł próbować uniknąć podobnej historii.
Publicysta dodaje, że ze strony premier loty maszyną C-295 CASA są pewną formą poświęcenia. - W nich nie jest wygodnie - mówi Fiszer.
Maszyny mają proste wyposażenie ładowni przeznaczone dla żołnierzy, nie VIP-ów. Proste siedziska z pasami.
Nieco inną opinię prezentuje Tomasz Hypki, publicysta lotniczy i sekretarz krajowej Rady Lotnictwa. Jego zdaniem co do zasady politycy powinni latać samolotami wojskowymi, a nie cywilnymi.
- Są bezpieczniejsze - mówi, zwracając uwagę na specjalną ochronę i kontrolę, pod jaką pozostają maszyny CASA. - Embraery też są niby pilnowane, ale to nie jest to samo - dodaje.
Hypki zwraca też uwagę, że polskie wojsko ma dość dużo C-295, a zadań dla nich w czasie pokoju niewiele. Jego zdaniem wożenie polityków jest więc dobrą okazją do zapewnienia pilotom odpowiedniej ilości godzin w powietrzu.
Uczyć się z politykiem na pokładzie nie wolno
Rzecznik prasowy stacjonującej na lotnisku w Balicach 13. Eskadry Lotnictwa Transportowego dysponującej 16 maszynami C-295 CASA nie chciał mówić o częstotliwości lotów HEAD wykonywanych przez pilotów jego jednostki. W rozmowie z tvn24.pl kpt. Maciej Nowak powiedział jedynie, że zazwyczaj w gotowości do takich misji czekają dwa, trzy samoloty. Muszą być specjalnie przygotowane do lotów HEAD.
Ta procedura wymaga bowiem, aby przed każdą misją samolot i załoga wykonały lot próbny, po którym komisja poświadcza gotowość do przewiezienia jednej z najważniejszych osób w państwie. Stosowny certyfikat jest ważny tylko 72 godziny. Dodatkowo musi być zapewniona maszyna zapasowa, która w przypadku lotów po Polsce czeka w gotowości przez godzinę po zaplanowanym starcie. Ten samolot też musi przejść taką samą certyfikację.
Oznacza to, że każdy lot premier na trasie Warszawa-Kraków-Warszawa wymaga co najmniej dwóch maszyn, które muszą łącznie wykonać co najmniej cztery loty.
Jak mówi kpt. Nowak, lotów HEAD nie można łączyć ze szkoleniem pilotów. Zabrania tego procedura. - To normalny lot, tylko tyle, że prestiżowy - tłumaczy wojskowy.
Wożenia oficjeli nie można więc traktować jako okazji do nauki, choć jest to w praktyce okazja do treningu pilotów.
Wojskowy dodaje, że odpowiednie uprawnienia do wożenia VIP-ów mają praktycznie wszyscy lotnicy eskadry, jednak do lotów HEAD zazwyczaj wyznacza się tych najbardziej doświadczonych.
BOR i Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych odpowiadające za loty z premier nie chcą komentować sprawy.
Autor: Maciej Kucharczyk//plw / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Wikipedia (CC BY SA 3.0) | Gerard van der Schaaf