Prokuratura oskarżyła sześciu notabli z Zambrowa o wykorzystywanie seksualne nieletnich dziewcząt, wychowanek miejscowego domu dziecka. Wśród powiązanych towarzysko oskarżonych są policjanci, biznesmeni i wysoko postawieni lokalni urzędnicy. Niektórzy nadal pozostają na swoich stanowiskach.
- Dotyczy to osób, które z racji swojej pozycji i zawodów, powinny być ostoją dla dziewczyn, które zostały dotknięte przez los. To oni powinni im pomóc, a wykorzystali płacąc pieniądze za seks - mówi prowadzący sprawę prokurator Dariusz Błażejczyk.
"Element scalający"?
Wszystko rozgrywało się w ubiegłym roku w ciągu około trzech miesięcy. Układem były zainteresowane obie strony. Dwie nieletnie dziewczyny dostały od znajomej prostytutki kontakty do potencjalnych klientów. Same dzwoniły i umawiały się. Za spotkania z mężczyznami dostawały od 50 do 250 zł.
Sprawa wyszła na jaw, gdy opiekunowie z domu dziecka stwierdzili, że u ich podopiecznych pojawiły się pieniądze. Gdy wychowawcy zapytali, skąd je mają, dziewczyny same się do wszystkiego przyznały. Dyrekcja domu dziecka utrzymuje, że z ich strony wszystko odbyło się tak, jak powinno. Ma to potwierdzać kontrola Rzecznika Praw Dziecka.
Jan Polakowski, biznesmen z Zambrowa, który zna podejrzanych, twierdzi, że była to dobrze znająca się grupa lokalnych, wpływowych ludzi. Seks z dziewczynami miał służyć zacieśnieniu relacji.
Lokalni wpływowi ludzie
Dwóch oskarżonych policjantów straciło pracę. Zmienił się też ich przełożony, komendant.
Oskarżony został również lokalny biznesmen, właściciel firmy budowlanej i restauracji. - To są normalne prostytutki. Wychodziły sobie na miasto i wydzwaniały do każdego - mówi mężczyzna i ma wyraźnie żal, że prokuratura go teraz oskarża.
Kolejnym oskarżonym jest szef powiatowego inspektoratu sanitarnego. Mimo procesu pozostaje na stanowisku. Nie chciał rozmawiać, zasłaniając się trwającym postępowaniem.
Autor: mk/kka / Źródło: TTV
Źródło zdjęcia głównego: TTV