Przyjęcie ustawy "lex Tusk" było krokiem za daleko w kierunku świata, z którym się kompletnie nie identyfikuję - powiedział w "Faktach po Faktach" profesor Krzysztof Pyrć, który zrezygnował z członkostwa w Narodowej Radzie Rozwoju przy prezydencie RP. Profesor Julita Wasilczuk, która także zrezygnowała z udziału w prezydenckiej radzie, powiedziała, że podpis Andrzeja Dudy "ostatecznie przepełnił czarę goryczy, która od dłuższego czasu narastała".
Prezydent Andrzej Duda podpisał ustawę o powołaniu komisji do spraw badania wpływów rosyjskich, czyli tak zwane lex Tusk. Zapowiedział również skierowanie jej do Trybunału Konstytucyjnego.
W związku z decyzją Andrzeja Dudy z członkostwa w prezydenckich radach zrezygnowali między innymi profesor Politechniki Gdańskiej Julita Wasilczuk - z członkostwa w Radzie do Spraw Przedsiębiorczości oraz profesor Krzysztof Pyrć - z Narodowej Rady Rozwoju. Oboje byli w czwartek gośćmi "Faktów po Faktach".
Prof. Wasilczuk: podpis prezydenta ostatecznie przepełnił czarę goryczy
- Ten podpis ostatecznie przepełnił czarę goryczy, która we mnie od dłuższego czasu narastała. Tak szybkie złożenie tego podpisu, zignorowanie wypowiedzi wielu konstytucjonalistów, którzy wskazywali na niedociągnięcia tej ustawy, godzi w demokratyczne podstawy naszego państwa, tym bardziej że dzieje się to w momencie, kiedy wchodzimy w chyba najgorętszy okres przedwyborczy - powiedziała profesor Julita Wasilczuk, tłumacząc swoją decyzję.
Zaznaczyła, że jest "za prześwietleniem polityków, kogokolwiek, pod kątem nieprawidłowych kontaktów ze służbami obcych państw, ale nie w takim momencie".
- Jeżeli obecne władze chciały prześwietlić szeregi polityków, to mogły to zrobić w ciągu ostatnich ośmiu lat. Miały do tego pełne prawo i pełne umocowanie w Sejmie. Robienie tego w tym momencie uważam za nieeleganckie - dodała.
Prof. Pyrć: krok za daleko w kierunku świata, z którym się kompletnie nie identyfikuję
Profesor Krzysztof Pyrć podkreślił, że "chyba wszystkie osoby, które zrezygnowały w ostatnich dniach, kierowały się bardzo podobną motywacją". Dodał, że przyjęcie ustawy było "krokiem za daleko w kierunku świata, z którym się kompletnie nie identyfikuję". - Świata, który jest daleki od krajów demokratycznych, od cywilizacji takiej, jaką znamy, jaką ja cenię - zaznaczył.
- Troszkę jako wyraz sprzeciwu obywatelskiego zdecydowałem się na rezygnację z udziału w radzie - mówił gość TVN24.
Profesor dodał, że "to się wiąże z bardzo dużą niedogodnością dla nas wszystkich". - Niewiele osób zdaje sobie sprawę, że tego typu ciała to nie są ciała, które są złożone z polityków. To są ciała czysto merytoryczne, gdzie pracują wspaniałe osoby, które działają tak naprawdę kompletnie pro publico bono na rzecz państwa - tłumaczył.
- Osoby, które są specjalistami w jakiejś dziedzinie, muszą podejmować decyzje de facto polityczne. To było podwójnie trudne, bo musiałem wyjść ze swojej roli naukowca (...) i podjąć pewną decyzję - wskazał.
Prof. Pyrć: poczułem się wręcz zobligowany, żeby ten sprzeciw wyrazić
Profesor Pyrć pytany był również o swój wpis na Twitterze, w którym zapowiedział, że weźmie udział w marszu 4 czerwca. - Nie planowałem, bo starałem się nie włączać w politykę ani jednej, ani drugiej strony, natomiast wydarzenia ostatnich tygodni i dni przekroczyły moje najśmielsze oczekiwania. Nie idę na ten marsz jako przedstawiciel jakiejkolwiek partii, nie idę udzielić poparcia jakiejkolwiek partii. Idę, żeby wyrazić sprzeciw przeciwko temu, co się wydarza i jak to się wydarza - powiedział w TVN24.
Jak dodał, kumulacja zdarzeń z ostatnich tygodni sprawiła, że poczuł się "wręcz zobligowany, żeby ten sprzeciw wyrazić".
We wpisie na Twitterze wspomniał między innymi o spocie Prawa i Sprawiedliwości, w którym wykorzystano ujęcia z byłego obozu koncentracyjnego Auschwitz. - Wykorzystanie gigantycznej tragedii, która jest w naszej pamięci, do celów politycznych, sprawiło, że zdałem sobie sprawę, że nie mamy wyboru, musimy powiedzieć, co myślimy - wyjaśnił w "Faktach po Faktach".
- Ja się urodziłem w 79. roku. Dla mnie Polska to jest zmiana od czasów komunistycznych, od tych ciemnych czasów, poprzez transformację bardzo brutalną i wreszcie dochodzenie do tych standardów świata demokracji europejskiej, świata, w którym mamy swobodę ruchu, swobodę wypowiedzi, swobodę wyznania, swobodę wyrażania swoich myśli. (…) W momencie, jeżeli my robimy krok w kierunku Wschodu - mówię bardzo dosłownie, bo wszelkie decyzje, które odchodzą od demokracji, to jest krok w kierunku tego, co widzimy na Wschodzie - to musimy powiedzieć w pewnym momencie "nie" – mówił profesor Pyrć.
Prof. Wasilczuk: całym sercem będę z tymi, którzy będą maszerować
Profesor Wasilczuk przyznała, że marsz 4 czerwca to "bardzo ważny moment". - Brałam udział w strajkach studenckich na Wybrzeżu. Te strajki częściowo wynikały z tego, że sami potrafiliśmy dochodzić do pewnych prawd, które dla nas oznaczały, że nie możemy się godzić na to, co się dzieje, ale te strajki były również spowodowane tym, w jaki sposób byliśmy kształtowani na studiach - wspominała.
- Byli tacy profesorowie w tych czasach, kiedy nie można było wyrażać swoich opinii jawnie, którzy starali się te swoje opinie przemycać i nas kształtować w taki sposób, żebyśmy dążyli do tego, żeby móc swobodnie w przyszłości kształtować kolejne pokolenia studentów - powiedziała.
Rozmówczyni TVN24 zaznaczyła, że choć sama nie będzie obecna na marszu, to "całym sercem będzie z tymi, którzy będą maszerować, również w jej imieniu".
Czarnek o "chamskich postawach" profesorów. Goście "Faktów po Faktach" komentują
Goście TVN24 byli pytani również o słowa ministra edukacji i nauki Przemysława Czarnka, który w mediach rządowych odnosił się do naukowców, krytykujących prezydenta za jego decyzję. - Podłość profesorów, którzy są zatrudnieni w polskich uczelniach i którzy nie widzą polskiego interesu, jest przeogromna - ocenił. - To jest rzecz, z którą będzie trzeba skończyć w następnej kadencji, bezwzględnie. To są chamskie postawy tak zwanych profesorów - dodał Czarnek.
- Oczywiście pan minister Czarnek może mieć swoje zdanie, tak jak i ja mam prawo do swojego zdania, ale po raz kolejny wyraził to zdanie w dosyć szokujący sposób - powiedziała profesor Wasilczuk.
Dodała, że "z pewnością jest to groźba, chyba inaczej tego odczytać nie można". - Moja decyzja jest moją osobistą decyzją. Moja uczelnia nie delegowała mnie do tej rady. Zostałam do niej zaproszona przez przewodniczącego. W związku z tym nie wyobrażam sobie takiej możliwości, żeby moja indywidualna decyzja mogła wpłynąć na jakiekolwiek ograniczenia związane z finansowaniem mojej uczelni, bo nie reprezentowałam tam uczelni, tylko siebie, jako osobę o odpowiednich kwalifikacjach i kompetencjach - podkreśliła.
Profesor Pyrć ocenił, że słowa ministra to "groźba, którą trzeba potraktować poważnie". "Natomiast jeżeli posiadanie tytułu oznacza to, że nie mogę wyrazić sprzeciwu wobec łamania konstytucji, wobec łamania zasad demokracji, to ja chyba z niego wtedy zrezygnuję, jeżeli dojdzie do takich czasów" - zaznaczył.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24