Komisja, mając świadomość, że czas, który mamy do dyspozycji, jest ograniczony, wybrała temat, co do którego wiedzieliśmy, że jesteśmy w stanie w ciągu tych kilku tygodni go zamknąć - powiedział odwołany członek komisji "lex Tusk" Przemysław Żurawski vel Grajewski. Odnosząc się do cząstkowego raportu komisji i sugestii, że członkowie wiedzieli, jakie analizy przeprowadzą, odparł, że "to niewątpliwie nie było trudne do przewidzenia".
Większość w Sejmie odwołała w ubiegłym tygodniu członków komisji ds. zbadania rosyjskich wpływów, zwanej "lex Tusk": dyrektora Wojskowego Biura Historycznego, ostatnio autora atakującego Donalda Tuska serialu w telewizji rządowej Sławomira Cenckiewicza, doradcę prezydenta prof. Andrzeja Zybertowicza, przewodniczącego Rady ds. Bezpieczeństwa i Obronności przy prezydencie prof. Przemysława Żurawskiego vel Grajewskiego, Łukasza Cięgoturę, Michała Wojnowskiego, Marka Szymaniaka, Arkadiusza Puławskiego i generała brygady Andrzeja Kowalskiego.
Członkowie zostali powołani do pracy w komisji 31 sierpnia, na ostatnim posiedzeniu Sejmu IX kadencji. Wszystkich kandydatów zgłosił klub Prawa i Sprawiedliwości (wśród nich był także Józef Brynkus, który nie odebrał powołania). Ówczesna opozycja nie zgłosiła nikogo i zbojkotowała to głosowanie.
Wnioski z analiz. Członek komisji "lex Tusk": to niewątpliwie nie było trudne do przewidzenia
Gościem Porannej Rozmowy w RMF FM był jeden z odwołanych członków komisji, Przemysław Żurawski vel Grajewski. Był pytany o wniosek z "cząstkowego raportu komisji", w którym zarekomendowano, by Donaldowi Tuskowi, Jackowi Cichockiemu, Bogdanowi Klichowi, Bartłomiejowi Sienkiewiczowi oraz Tomaszowi Siemoniakowi nie były powierzane stanowiska publiczne odpowiadające za bezpieczeństwo państwa.
- Komisja, mając świadomość, że czas, który mamy do dyspozycji, jest ograniczony i ta świadomość była już absolutnie pewna po wyborach, wybrała temat, co do którego wiedzieliśmy, że jesteśmy w stanie w ciągu tych kilku tygodni, które nam pozostały, go zamknąć - odparł.
Na pytanie, czy w takim razie, wobec wiedzy, że członkowie będą musieli odejść z komisji, postanowili oni "oskarżyć" Donalda Tuska, Żurawski vel Grajewski powtórzył: - Wiedzieliśmy, że będziemy musieli odejść, w związku z czym wybraliśmy temat do zbadania, który w czasie, który nam został do dyspozycji, mogliśmy zamknąć wynikiem tego badania. Przecież nie badaliśmy kwestii Tuska czy kogokolwiek innego, tylko kontakty SKW z FSB, a co wyniknie z tych badań, to było wiadomo na końcu, a nie na początku.
Na sugestię prowadzącego, że ma wrażenie, że członkowie jednak wiedzieli na początku, co wyniknie z ich analiz, odparł: - To niewątpliwie nie było trudne do przewidzenia.
- To nie jest prawda, że wiemy, co napiszemy na końcu. My możemy oczywiście mieć wiedzę ze źródeł otwartych, przecież każdy z nas żył w tym czasie i pamięta, co się działo i co można było przeczytać w mediach. Natomiast żeby stworzyć raport o powadze odpowiadającej komisji, trzeba było sięgnąć do materiałów archiwalnych tychże służb - dodał.
Żurawski vel Grajewski pytany, ile zarabiał w komisji, odparł, że "brutto 16 (tysięcy złotych - red.), na rękę 11 z czymś tam". - Dwa razy odebraliśmy dotąd pensję. Przypuszczam, że za listopad też jeszcze będzie wypłacona. Na razie nie jest - zaznaczył.
W dalszej części rozmowy gość RMF FM ocenił, że "wszyscy posłowie, którzy podniosą rękę za udzieleniem wotum zaufania rządowi Donalda Tuska, przyjmą na swoją odpowiedzialność cały bagaż tych informacji, które my przekazujemy i które są potwierdzone w dokumentach".
- I nie będą się mogli później tłumaczyć przed historią i potomnymi, że nie wiedzieli, kogo nominują i jakie mogą być tego konsekwencje - dodał.
Jak pracowała komisja. Jej szef nie chciał odpowiadać dziennikarzom
Efektów prac komisji nie było widać przez trzy miesiące. Przewodniczący komisji Sławomir Cenckiewicz odmawiał dziennikarzom informacji, argumentując między innymi, że "nie ma obowiązku odbierać telefonu prywatnego od złych ludzi lub dzwoniących z nieznanych numerów".
W innym wpisie, udostępniając korespondencję z dziennikarzem, Cenckiewicz oświadczył, że nie ma zamiaru odpowiadać.
Mimo to na stronie Kancelarii Prezesa Rady Ministrów pojawił się komunikat w sprawie komisji, podpisany przez Cenckiewicza. Wymieniono w nim między innymi, że 11 września ówczesna marszałek Sejmu wręczyła akty powołania członkom, a 25 września komisja przyjęła regulamin. W komunikacie uściślono, że w komisji pracuje ośmiu jej członków, a na "potrzeby wsparcia Komisji" KPRM zatrudniła trzy osoby.
Była tam także mowa o tym, że komisja "prowadzi kwerendę dokumentów oraz analizę materiałów – zarówno klauzulowanych, dokumentów urzędowych jak i powszechnie dostępnych" i "prowadzi komunikację z otoczeniem instytucjonalnym w trybie niejawnym".
Źródło: tvn24.pl, RMF FM