Młoda Syryjka Marwa jest pierwszą migrantką z polsko-białoruskiej granicy, która może legalnie wjechać do Niemiec – tam rozpatrzony zostanie jej wniosek o azyl. W Niemczech mieszkają jej rodzice. Kobieta chciała do nich dołączyć, ale z podlaskiego lasu ledwo wyszła cało. Przez ostatnie dwa miesiące lekarze w Polsce walczyli o jej życie. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Nareszcie razem - po pięciu latach rozłąki i wielu tygodniach niepewności, jak skończy się walka o życie, rodzice zabierają Marwę do Niemiec. - Jestem bardzo szczęśliwa, że w końcu dołączę do rodziców i będę mogła zacząć normalnie żyć – mówi kobieta.
O życie 30-letniej Marwy z Syrii lekarze z Hajnówki walczyli przez dwa miesiące. Po przekroczeniu polsko-białoruskiej granicy, kobieta znalazła się w głębokiej hipotermii.
Kiedy półtora miesiąca temu dziennikarze spotkali się z jej rodzicami, Marwa wciąż była w krytycznym stanie. - Kiedy lekarz powiedział, że stan córki się poprawia, byłam najszczęśliwsza na świecie. Czekaliśmy na nią w Polsce przez wiele tygodni. Udało się. Marwa żyje i wszyscy jesteśmy razem – mówi matka 30-latki, Randa.
Rodzice Marwy mieszkają w Niemczech. Ojciec dotarł tam przez morze i Bałkany wraz z pierwszą falą migrantów. Żona i dwaj synowie dołączyli do niego w ramach polityki łączenia rodzin. Marwa nie dostała wizy, bo była pełnoletnia. Została sama w Syrii, gdzie od 10 lat trwa wojna.
- Podjęłam ryzyko, bo nie miałam innego wyjścia. Pojechałam do Libanu, skąd wraz ze znajomymi polecieliśmy do Mińska. Stamtąd na granicę z Polską i dalej już nic nie pamiętam – opowiada Marwa.
Kobieta ma teraz problemy nie tylko z pamięcią, ale też z mową i poruszaniem się. Dodatkowo choruje na padaczkę. W podróży do Europy nie miała ze sobą leków, bo w Syrii są trudnodostępne. W podlaskim lesie półżywą znalazła ją grupa wolontariuszy. - Tak naprawdę jeszcze kilka godzin i ona by zmarła – twierdzi Agata Purol, która brała udział w akcji ratowania Marwy.
Organizacje humanitarne interweniują w sprawie Syryjki
Kobieta była w lesie przez tydzień. Brakowało jej jedzenia i wody. - Nie mam słów, żeby podziękować polskim lekarzom i wolontariuszom, którzy uratowali naszą córkę – podkreśla ojciec Marwy, Majid. - Dziękujemy też wszystkim ludziom w Polsce, którzy przyjęli nas w swoich domach. Dziękuję waszej stacji TVN24, że nagłośniliście naszą historię. Polacy są wspaniali – dodaje Randa.
Dzięki emisji w TVN24 w połączenie syryjskiej rodziny zaangażowała się niemiecka organizacja humanitarna. - Uruchomiliśmy w Niemczech wielką akcję informacyjną. Sprawą zainteresowaliśmy niemieckie ministerstwo spraw zagranicznych. Do samego końca nie wiedzieliśmy, czy to się dobrze skończy – stwierdza dyrektor niemieckiej organizacji humanitarnej Wir Packen’s An Axel Grafmanns.
W Polsce Syryjce pomogła Helsińska Fundacja Praw Człowieka. - Marwa wymaga teraz rocznej rehabilitacji i opieki rodziny. W związku z tym wystąpiliśmy do władz niemieckich o przejęcie rozpatrzenia jej wniosku o ochronę międzynarodową i tak się szczęśliwie stało – zwraca uwagę Marta Górczyńska z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
Migranci dalej będą szukać sposobu, żeby dostać się do Europy
Nie wszystkim w ten sposób uda się pomóc. - Chociaż moja córka ledwo przeżyła, nie będę krytykował ludzi, którzy ryzykują. Ludzie zostali okłamani. Posprzedawali swoje domy, bo usłyszeli, że granica w Polsce jest otwarta – mówi Majid. - Uwierzyli w to, bo nie mają wyboru. Życie w naszym regionie jest bardzo niebezpieczne – dodaje.
Dlatego ludzie dalej będą szukać sposobu, żeby dostać się do Europy. - Powinniśmy w Europie podejść do tego w bardziej humanitarny sposób. Sam pochodzę z NRD, skąd ludzie uciekali do zachodnich Niemiec. Jeśli do pewnych krajów wysyła się broń i w wyniku wojny ludzie tracą domy, nic dziwnego, że szukają lepszej przyszłości – wyjaśnia Axel Grafmanns.
W Niemczech ojciec Marwy znalazł pracę. Marwa ,gdy wyzdrowieje, chce nauczyć się języka niemieckiego i iść na studia.
Sylwia Piestrzyńska
Źródło: TVN24