Historia pięcioletniego chłopca na granicy polsko-białoruskiej jest przykładem jednego z dramatów, które się tam rozgrywają. Dziecko z mamą ukrywało się w lesie, byli głodni i zmarznięci. Matka zemdlała i trafiła do szpitala. Rodzina została rozdzielona. Aktywiści uważają, że zagubionych na pograniczu dzieci jest znacznie więcej. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Kryzys migracyjny na granicy z Białorusią skrywa wiele dramatów, między innymi pięcioletniego Sana. Chłopiec z Iraku został oddzielony od rodziny i zagubił się w lasach na pograniczu polsko-białoruskim. – Przez 12 dni byliśmy uwięzieni na granicy między Białorusią i Polską. Każdej nocy Białorusini przerzucali nas do Polski, a Polacy wypychali nas z powrotem – mówi Eman Dlier, matka chłopca.
W grupie z dzieckiem początkowo byli też jego ojciec i bracia matki. Według relacji kobiety, jej mąż został odseparowany od rodziny. Matka z synem i braćmi ukrywali się w lesie.
Śmierć brata i odnalezienie Sana
– W Polsce nie jedliśmy przez pięć dni. W końcu zemdlałam, obudziłam się już w szpitalu. Tutaj zorientowałam się, że polskie służby odesłały moje dziecko i braci na Białoruś. Po kilku dniach spędzonych w szpitalu, trafiłam do ośrodka. Obiecali mi, że oddadzą mi moje dziecko, ale jeszcze go nie odzyskałam. Czuję się, jakbym sama umarła – podkreśla Eman.
Jeden z braci kobiety był chory na cukrzycę. Z Białorusi dotarła informacja, że przy granicy z Polską zmarł mężczyzna. Na filmie w internecie ciało rozpoznał ojciec, z którym dziennikarzom udało się skontaktować.
Rozmowę tłumaczył syryjski uchodźca, który jest w Polsce lekarzem. - Apeluję do wszystkich ludzi na świecie, żeby pomogli ludziom, którzy znajdują się w takiej sytuacji, jak mój syn – powiedział.
Rodziny migrantów rozdzielane podczas ładowania do ciężarówek
Na filmie nagranym po stronie białoruskiej przy zwłokach mężczyzny widać jego brata i pięcioletniego Sana, którego szuka matka. Podczas rozmowy prowadzonej przez dziennikarzy na komunikatorze okazało się, że chłopiec z wujkiem dotarli do Mińska i dzięki temu matka po raz pierwszy od tygodnia mogła zobaczyć, że jej syn żyje.
Zdaniem adwokat Małgorzaty Jaźwińskiej nigdy nie powinno dojść do rozdzielenia matki z dzieckiem. – Straż Graniczna nie zabezpiecza najlepszego interesu dziecka. Wydaje się, że wykonuje wyłącznie odgórne rozkazy związane z tym, aby każdą osobę wypchnąć z powrotem na białorusko-polską granicę – mówi przedstawicielka Stowarzyszenia Interwencji Prawnej.
Według Straży Granicznej "z informacji jakie przekazała matka wynikało, że została przepchnięta siłą na stronę polską przez służby białoruskie, sama bez dziecka" i w związku z tym SG nie jest "w stanie w tej sytuacji nic zrobić". Z kolei Ministerstwo Spraw Zagranicznych odpowiedziało, że nie zna tej sprawy.
- Rodziny są rozdzielane podczas ładowania ich do ciężarówek, które wywożą ich z powrotem na granicę – mówi Anna Dąbrowska ze Stowarzyszenia Homo Faber. Przyznaje, że zagubionych na pograniczu dzieci jest znacznie więcej. Sama jest prawną kuratorką dwóch nastolatków zatrzymanych w Polsce przez Straż Graniczną.
W międzyczasie w białoruskim lesie odnalazł się ojciec pięcioletniego Sana. Nadal nie wiadomo, czy będzie mógł wraz z synem i swoim szwagrem dotrzeć do żony, która jest w Polsce.
Piotr Czaban
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24