Nowy zastępca Rzecznika Praw Obywatelskich Wojciech Brzozowski odwiedził polsko-białoruską granicę, gdzie nadal trwa kryzys migracyjny. W programie "Tak jest" mówił, że "najbardziej przejmującym doświadczeniem" była wizyta w szpitalu, gdzie rozmawiał z uchodźcami. - Jak się pewne rzeczy usłyszy, to już się ich nie "odsłyszy" - przyznał. Przekazał, że migranci mówili "o swoim strachu, o tym, jak marzli, jak leżeli czekając, aż ktoś ich znajdzie". - Opowiadają o tym nie patrząc w oczy, często unikając nawiązania kontaktu wzrokowego, zapowietrzając się z emocji. To są rzeczy, których nie da się zagrać, nie da się udawać - dodał.
Profesor Uniwersytetu Warszawskiego Wojciech Brzozowski, nowo powołany zastępca Rzecznika Praw Obywatelskich, był gościem programu "Tak jest" w TVN24. W Biurze RPO zajął miejsce odwołanej Hanny Machińskiej, która była mocno zaangażowana w obronę praw migrantów. Widoczne było to szczególnie w jej działaniach wobec kryzysu na polsko-białoruskiej granicy, wywołanego przez reżim Alaksandra Łukaszenki nazywanego przez Zachód "wojną hybrydową", do której białoruski przywódca instrumentalnie wykorzystuje migrantów.
Brzozowski, który w ubiegłym tygodniu spotkał się przy granicy z aktywistami i uchodźcami, w programie "Tak jest" w TVN24 był pytany o działania polskiej Straży Granicznej wobec migrantów i tak zwane push backi, czyli wypychanie ich z powrotem poza granicę Polski już po jej przekroczeniu.
Zastępca RPO ocenił, że za każdym z tych przypadków "stoi ludzki dramat". - To są push backi - nie widzę powodu, dla którego nie mielibyśmy używać tego słowa. To proceder, (…) który jest niezgodny ze standardami międzynarodowymi - ocenił.
Brzozowski przejął funkcję Machińskiej. "Będzie się działo to, co do tej pory. To nie będą czcze słowa"
Brzozowski zapewnił, że mimo zmiany na stanowisku zastępcy Rzecznika "nic się nie zmieni". - Było dla mnie bardzo ważne, żeby to bardzo głośno wybrzmiało - zaznaczył.
Dodał, że pojechał na granicę z Białorusią "nie przede wszystkim po to, żeby przyjrzeć się czemuś własnym okiem, tylko przede wszystkim, żeby zacząć budować zaufanie". - Mam poczucie, że ta zmiana personalna, która dokonała się na stanowisku zastępcy Rzecznika, wzbudziła u wielu osób czy w wielu środowiskach duże obawy co do tego, kto przyjdzie, co będzie teraz, co się będzie działo. Było dla mnie bardzo ważne, żeby dać mocny sygnał, że będzie się działo to, co się działo do tej pory i przede wszystkim, że to nie będą czcze słowa - oświadczył.
- Bardzo mi zależy na tym, żeby rola Rzecznika nie ograniczyła się do tego, że Rzecznik wyraża ubolewanie, że Rzecznik wyraża zaniepokojenie, tylko żeby wiązała się z jednej strony z konkretnymi interwencjami w sprawach indywidualnych, z drugiej strony z działaniami o charakterze systemowym, generalnym - dodał.
Zastępca RPO o wizycie na granicy z Białorusią
Zastępca RPO mówił również, że "najbardziej przejmującym doświadczeniem" podczas pobytu na granicy "była wizyta w szpitalu w Hajnówce". Przekazał, że "składała się z dwóch części", a "pierwsza część to było spotkanie z dyrekcją szpitala". - Mam naprawdę mnóstwo uznania dla personelu tego szpitala za to, co robi i dla bohaterstwa tych ludzi - zaznaczył.
- Natomiast później była krótka wizyta w sali chorych. Czasem jest tak, że jak się pewne rzeczy usłyszy, to już się ich nie "odsłyszy" - powiedział Brzozowski. Wspomniał o opowieściach "ludzi, którzy mają doświadczenie przemocy, którzy mają doświadczenie też (z) wcześniej - jeszcze przed przekroczeniem granicy - upokorzeń, często także wykorzystania, nie tylko seksualnego".
- Opowiadają o swoim strachu, o tym, jak marzli, jak leżeli czekając, aż ktoś ich znajdzie, jak zostali rozłączeni z grupą, z którą przechodzili, często jak zostali rozłączeni ze swoją rodziną. Opowiadają o tym nie patrząc w oczy, często unikając nawiązania kontaktu wzrokowego, zapowietrzając się z emocji - dodał, zwracając się do prowadzącego program Marcina Zaborowskiego.
- To są rzeczy, których nie da się zagrać, nie da się udawać, żeby zrobić wrażenie. To są ludzie, którzy przeszli piekło - dodał.
Prawa uchodźców. "Muszą mieć możliwość złożenia wniosków o ochronę międzynarodową"
Jak przyznał gość TVN24, w kontekście kryzysu na granicy po jednej stronie są emocje, po drugiej prawo. - Chciałbym, żeby jedno i drugie było po tej samej stronie, a z tym jest duży problem. Podstawa ustawowa tych push backów znajduje się rzeczywiście w ustawie o cudzoziemcach - powiedział. Zaznaczył przy tym, że w jego "głębokim przekonaniu to rozwiązanie niedopuszczalne".
Na pytanie, czy zatem Straż Graniczna ma prawo stosować push backi, odparł: - W moim przekonaniu nie, dlatego że nie stosuje się prawa w izolacji. Prawo trzeba zawsze czytać w szerszym kontekście. Kontekście także konstytucyjnym, także w kontekście prawa międzynarodowego, wiążących Polskę standardów.
Zastępca Rzecznika Praw Obywatelskich wskazywał też, że migranci "muszą mieć możliwość złożenia wniosków o ochronę międzynarodową". - Dzisiaj wygląda to bardzo różnie, one nie zawsze są przyjmowane - powiedział Brzozowski. Wskazywał, że nie zawsze trzeba rozpatrywać te wnioski pozytywie, ale zawsze muszą one zostać przyjęte.
Operacja "Śluza"
Kryzys migracyjny na granicach Białorusi z Polską, Litwą i Łotwą został wywołany w sierpniu 2021 roku przez Alaksandra Łukaszenkę, który jest oskarżany o prowadzenie w ten sposób wojny hybrydowej. Ta polega na zorganizowanym przerzucie migrantów na granice terytorium tych trzech krajów. Łukaszenka w ciągu 27 lat swoich rządów nieraz straszył Europę osłabieniem kontroli granic.
Czytaj więcej w tvn24.pl: Kryzys na granicy polsko-białoruskiej
Akcję ściągania migrantów na Białoruś z Bliskiego Wschodu czy Afryki, by wywołać kryzys migracyjny, opisał na swoim blogu latem 2021 roku dziennikarz białoruskiego opozycyjnego kanału Nexta Tadeusz Giczan.
Wyjaśniał w nim, że białoruskie służby prowadzą w ten sposób wymyśloną przed 10 laty operację "Śluza". Pod płaszczykiem wycieczek do Mińska, obiecując przerzucenie do Unii Europejskiej, reżim Łukaszenki sprowadził tysiące migrantów na Białoruś. Następnie przewoził ich na granice państw UE, gdzie służby białoruskie zmuszają ich, by je nielegalnie przekraczali. Ta operacja wciąż trwa.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24