Interwencja Straży Granicznej pod Narewką. "Mojego kolegę powalili na ziemię, a do mnie jeden mierzył z pistoletu"

Mieszkańcy relacjonują ostatnią interwencję Straży Granicznej
Mieszkańcy Podlasia i traumatyczne spotkanie ze Strażą Graniczną
Źródło: TVN24

Bliskie spotkanie ze Strażą Graniczną w lesie na Podlasiu poza strefą stanu wyjątkowego. Okoliczni mieszkańcy, którzy widzieli interwencję, opowiadają, że zostali powaleni na ziemię przez funkcjonariuszy, a także celowano do nich z broni. - Powiedzieli, że są z jakiejś tajnej grupy i nie będą się legitymować. Jeden z nich pobiegł do lasu i szukał czegoś. Nas pilnował mężczyzna z długą bronią - relacjonowała jedna z mieszkanek. Inna zwróciła uwagę, że strażnicy byli nieumundurowani i mieli maski z trupimi czaszkami. Materiał magazynu "Polska i Świat".

Reporterzy "Polski i Świata" zarejestrowali w czwartek akcję Straży Granicznej w lesie pod Narewką. Mieszkańcy informują, że chwilę przed zatrzymaniem sami spotkali w lesie zarówno migrantów, jak i funkcjonariuszy Straży Granicznej.

To spotkanie wyglądało inaczej, niż działania straży w obecności kamery TVN24. - Wyskoczyli nie wiadomo skąd. Zamaskowani nieumundurowani mężczyźni. Mojego kolegę powalili na ziemię, a do mnie jeden mierzył z pistoletu i kazał wysiąść z auta - mówi Maria Przyszychowska.

OGLĄDAJ TVN24 NA ŻYWO W TVN24 GO

Mieszkańcy nie wiedzieli, co się dzieje. Niewiele też usłyszeli od zamaskowanych mężczyzn. - Powiedzieli, że są z jakiejś tajnej grupy i nie będą się legitymować. Jeden z nich pobiegł do lasu i szukał czegoś. Nas pilnował mężczyzna z długą bronią - dodaje Maria Przyszychowska.

Interwencja zamaskowanych funkcjonariuszy w lesie pod Narewką

Kobieta wraz z kolegą była na parkingu przy drodze. Niedaleko, na skraju lasu stali ich znajomi: pięć kobiet i jeden mężczyzna. Do nich też podbiegli zamaskowani funkcjonariusze.

- Wyglądali jak nacjonaliści, którzy chodzą w marszach niepodległości i to w tej grupie bardzo agresywnej. Mieli maski, a na tych maskach trupie czaszki uśmiechające się. I to robiło w tej ciemności przerażające wrażenie - przyznaje Katarzyna Tymoszuk.

Mieszkańcy relacjonują ostatnią interwencję Straży Granicznej
Mieszkańcy relacjonują ostatnią interwencję Straży Granicznej
Źródło: TVN24

Straż Graniczna w takim stroju i w takim zatrzymaniu ludzi nie widzi niczego złego, ale precyzuje, że nie był to żaden specjalny oddział. - Te osoby są po to, żeby w sposób niejawny obserwować teren i wspierać funkcjonariuszy, którzy działają w terenie - wyjaśnia rzeczniczka podlaskiego oddziału Straży Granicznej major Katarzyna Zdanowicz.

Pytanie, czy maska z trupią czaszką to dozwolony strój nawet dla funkcjonariusza w ukryciu. - Funkcjonariusze grup specjalnych, szybkiego reagowania mają swoje umundurowanie standardowe, oczywiście dla kamuflażu mogą stosować inne. Natomiast nie wylewajmy dziecka z kąpielą. To jest jakieś złamanie reguł i zasad - twierdzi ekspert do spraw bezpieczeństwa Marcin Samsel.

Interwencja Straży Granicznej wobec mieszkańców

Strażnicy wzięli mieszkańców za przemytników. - Jedną z osób faktycznie wyciągnięto z samochodu. W momencie, kiedy dowiedzieliśmy się, że są to obywatele Polscy, te osoby zostały wylegitymowane - przyznaje major Zdanowicz.

- Nas uratowało to "dzień dobry" - podkreśla Katarzyna Tymoszuk. Zarówno ubiór, jak i zachowanie funkcjonariuszy wywołało ogromny strach w ludziach, którzy nie robili niczego złego. - Siedziałyśmy na ziemi i ja byłam przekonana, że zrobią nam krzywdę. Oni powiedzieli, że tak powinno być, że to dobrze, że my się przestraszyłyśmy - dodaje.

Aktualnie czytasz: Interwencja Straży Granicznej pod Narewką. "Mojego kolegę powalili na ziemię, a do mnie jeden mierzył z pistoletu"

Sylwia Piestrzyńska, asty//now

Czytaj także: