Na razie prognozy pokazują, że szczyt trzeciej fali będzie na średnim dziennym poziomie 10-12 tysięcy przypadków - powiedział w "Rozmowie Piaseckiego" w TVN24 minister zdrowia Adam Niedzielski. Jednak - jak dodał - "to jest scenariusz z dużym znakiem zapytania".
W ostatnim czasie znacząco wzrasta średnia tygodniowa liczba zakażeń. Ministerstwo Zdrowia poinformowało w niedzielę o 7038 nowych przypadkach zakażenia koronawirusem oraz o śmierci 94 osób, u których stwierdzono infekcję SARS-CoV-2. Dzień wcześniej było to 8510 nowych przypadków. W sobotę poinformowano o śmierci 254 osób. Łącznie od początku epidemii w Polsce potwierdzono 1 638 767 infekcji koronawirusem. Zmarło 42 171 zakażonych osób.
"Czeka nas miesiąc nieprzerwanych wzrostów"
Minister zdrowia Adam Niedzielski w poniedziałek w "Rozmowie Piaseckiego" w TVN24 powiedział, że eksperci prognozują, że "apogeum będzie miało miejsce mniej więcej na przełomie marca i kwietnia". - Czyli czeka nas jeszcze mniej więcej miesiąc nieprzerwanych wzrostów - przyznał.
- Póki co prognozy pokazują, że szczyt tej trzeciej fali będzie na średnim dziennym poziomie 10-12 tysięcy przypadków dziennie, co z punktu widzenia samego systemu opieki zdrowotnej jest liczbą, z którą sobie poradziliśmy - mówił.
Ale - jak dodał - "to jest scenariusz z dużym znakiem zapytania". - Bo mamy mutacje, które przyspieszają rozwój tej pandemii i poluzowanie zachowań, poluzowanie tej dyscypliny społecznej - to są takie dwa elementy odpowiedzialne za te przyrosty - ocenił.
"Jeżeli nowe mutacje będą rosły, przyspieszenie może być większe"
Niedzielski pytany, czy raporty, które do niego docierają, oceniają, że nie będziemy mieli do czynienia z poziomem zakażeń, które obserwowaliśmy w październiku i listopadzie, kiedy liczba dziennych zakażeń przekraczała czasami 25 tysięcy, odpowiedział, że na tę chwilę nie ma takich prognoz.
- Ale proszę pamiętać, że prognozy są raczej zawsze wariantowe, to znaczy mamy prognozę podstawową i ona mówi o przedłużeniu pewnej tendencji, która ma miejsce. Ale jeżeli będziemy mieli do czynienia z tym, że te nowe mutacje będą systematycznie rosły i będą stawały się coraz bardziej popularne, a wiemy, że one są bardziej zakaźne, to oczywiście przyspieszenie może być większe - zaznaczył.
Przede wszystkim - apelował minister zdrowia - "cały czas trzeba powtarzać, że musimy sami postępować rozważnie i się chronić". - Mówię o stosowaniu reguły DDM, czyli dezynfekcja, dystans, maseczki. To jest tak naprawdę jedyne narzędzie. Szczepienia jeszcze nie mają efektu tamy i zahamowania pandemii - powiedział.
- Jeżeli będziemy odpowiedzialnie się zachowywali, to może być tak, że to będzie jeszcze bardziej wygaszone i nie będziemy mieli górki. Ale rozejrzyjmy się dookoła. Widzimy rozprężenie. Ludzie są bardzo już zmęczeni, bo niedługo minie dokładnie rok, odkąd pandemia jest w Polsce. Te postawy, które prezentujemy, są rozluźniające, a nie stawiające na to, żeby przestrzegać wszystkich reguł - dodał minister.
"Mutacje mają ogromne znaczenie"
Minister zdrowia powiedział, że nie łączyłby wzrostu liczby zachorowań z jednym elementem, a już na pewno nie tylko z otwarciem szkół dla części uczniów. - Wydaje się, że wszystkie te luzowania, które były wykonywane, czyli szkoły, galerie handlowe, hotele - to wszystko powoduje reakcję społeczną, która jest coraz bardziej nastawiona na to, że pandemia nie jest już takim zagrożeniem - skomentował.
- Niezależnie od tego elementu, mutacje mają tutaj ogromne znaczenie, bo one są bardziej zakaźne, a widzimy, że systematycznie odbywa się wzrost udziału tych mutacji w badanych przez nas próbkach. Na połowie stycznia było to rzędu 5 procent, w tej chwili mam informację o tym, że te udziały w próbkowaniu są mniej więcej 10-procentowe, a regiony, które są najbardziej dotknięte - Warmia i Mazury, czy północna część województwa podlaskiego - tam te udziały są stosunkowo większe - powiedział.
Jak dodał, "w badaniu przesiewowym nauczycieli też te województwa miały zdecydowanie najgorsze wyniki".
"Najbardziej narażona jest zdecydowanie Warmia i Mazury"
Zapytany, czy jest jakieś wytłumaczenie, dlaczego te województwa są najbardziej narażone na mutacje, wyjaśnił, że "najbardziej narażona jest zdecydowanie Warmia i Mazury, potem Kujawsko-Pomorskie i Pomorskie".
- Drugą falę przechodziliśmy od południa na północ, najpierw ta druga fala dotknęła Małopolski, Podkarpacia i potem się przetaczała stopniowa na północ Polski. To, co mamy w Warmińsko-Mazurskim, to jest taki nieprzerwany od ponad 1,5 miesiąca wzrost zakażeń, czyli to jest w gruncie rzeczy druga fala w tym regionie, na którą się nałożyły te dodatkowe elementy, czyli poluzowanie postaw i pojawienie się mutacji - wyjaśniał.
"7-8 milionów Polaków może już mieć odporność na COVID-19"
Niedzielski pytany o szacunki dotyczące tego, jak duża część populacji Polski jest odporna na koronawirusa po szczepieniach i przejściu choroby, minister poinformował, że przeprowadzono dwa takie badania - jedno w aglomeracji śląskiej, a drugie ogólnopolskie. Dodał, że zwłaszcza na podstawie ogólnopolskiego badania można "wykonywać pewnego wnioskowania na całej populacji".
- Oba te badania obejmowały mniej więcej po 1 tys. 200 osób, i w obu tych badaniach mieliśmy przeciwciała stwierdzone u mniej więcej 15-20 procent osób. Czyli można sobie powiedzieć, że mniej więcej te 20 procent, (czyli) wydaje się, że te 7-8 milionów ludzi w Polsce, to minimum ma odporność. Bo mówię o tym efekcie posiadania przeciwciał, bo część osób, które tych przeciwciał nie wykazuje, też może mieć odporność - powiedział.
Dodał, że według niego "to pokazuje, że mamy już taki konkretny szacunek, właśnie mniej więcej 7-8 milionów osób, które musiały przejść w jakiś sposób - oczywiście też często bezobjawowy - Covida".
"Wszyscy mamy oczekiwanie, że trzeba powoli wychodzić i akceptować pewne ryzyka"
Niedzielski był również pytany, czy "wyobraża sobie utrzymanie dzisiejszych zasad lockdownu, dzisiejszych obostrzeń i dzisiejszych rozluźnień", czy jest "przekonany i zdeterminowany do tego, żeby zacząć jednak znowu robić kroki w tył, a nie naprzód". Minister odparł, że to jest "bardzo trudne pytanie". - Wszyscy mamy oczekiwanie, że trzeba po prostu powoli wychodzić i akceptować pewne ryzyka, które są związane z luzowaniem - przyznał.
Zwrócił uwagę, że "z jednej strony mamy też system opieki zdrowotnej dobrze, czy lepiej przygotowany". - Mówię tu też pod kątem zaszczepienia, a szczepienia w ogóle w kraju idą nam dosyć sprawnie, i w tym sensie to też jest coś, co łagodzi potencjalne skutki pandemii - powiedział. Wskazał także na "już pewnego rodzaju umiejętność zarządzania infrastrukturą medyczną tak, żeby przesuwać łóżka, tak żeby te zasoby były dostosowywane do potrzeb wynikających właśnie z bieżącego tempa pandemii".
"My te decyzje odważne już podejmowaliśmy. Robiliśmy to jako jedyni w Europie"
Minister podkreślił, że rząd już w zasadzie podejmował "te decyzje odważne". - Robiliśmy to jako jedyni w Europie. Proszę zobaczyć dookoła, że wszyscy przedłużali lockdowny, a my otworzyliśmy hotele, otworzyliśmy galerie, otworzyliśmy też stoki (narciarskie). To spowodowało też duży wzrost mobilności - ocenił.
Pytany, czy uważa teraz, że "te decyzje były zbyt odważne, a zatem nie ma wyjścia i trzeba się niektórych z tych decyzji wycofać", odparł: - Absolutnie uważam, że takie odważne decyzje trzeba podejmować.
"Jak tylko można, to trzeba luzować, a w przypadku przyspieszeń podejmować odpowiednie kroki"
Niedzielski przytoczył przy tym, jak mówił, stosowaną w Europie strategię "dance and hammer", czyli "taniec i młotek", która polega - jak wyjaśnił - "na takiej walce z pandemią, że jak tylko można, to trzeba luzować, a potem oczywiście trzeba - w przypadku jakichś przyspieszeń - podejmować odpowiednie kroki". - Czyli to jest cały czas takie balansowanie - dodał.
- Region warmińsko-mazurski rzeczywiście wygląda źle na poziomie statystyki. Jeżeli byśmy coś chcieli robić, to ze względu na to, że chcemy raczej tę fazę tańca utrzymywać, to ten młotek raczej zastosujemy tylko miejscowo - powiedział. Dopytywany, "czy ten młotek to będzie zamknięcie szkół w województwie warmińsko-mazurskim", odparł: - Nie chciałbym tego przesądzać, bo dzisiaj od godziny 10 mamy posiedzenie Rządowego Zespołu Zarządzania Kryzysowego i tam będziemy o tym rozmawiali.
Minister zdrowia przyznał, że zdaje też sobie sprawę z tego, że "szkoły i zamknięcie szkół, czyli powrót do nauczania zdalnego, to też ogromny koszt dla psychiki dzieciaków". - Dzieciaki też potrzebują grupy rówieśniczej do normalnego rozwoju, a szczególnie w grupach właśnie tych najmłodszych ma to największe znaczenie. Więc to nie jest decyzja zero-jedynkowa i prosta - powiedział Adam Niedzielski.
"Do tej pory były dopuszczone zamienniki maseczek. Chcemy to cofnąć"
Minister w "Rozmowie Piaseckiego" odniósł się także do kwestii maseczek i przyłbic. - Do tej pory dopuszczone były zamienniki maseczek w postaci przyłbicy, chust, kołnierzy różnych. Chcemy to cofnąć, żeby takiego zamiennika nie było - zaznaczył. - Natomiast co do jakości maseczki, czy to bawełniana, czy chirurgiczna, czy bardziej zaawansowana, taka jak FFP2, to będziemy opierali się na rodzaju rekomendacji - powiedział.
Rada Medyczna już przygotowała rekomendacje, żeby używać maseczek z certyfikatem - mówił. Jak dodał, te zmiany i rekomendację pojawią się pod koniec tygodnia.
"Zaczynamy odbudowywać poziomy zapasów szczepionek"
Niedzielski zapewnił, że na razie nie ma niebezpieczeństwa, że osoby zaszczepione pierwszą dawką nie będą mogły się doczekać drugiej. Zaznaczył, że przesunięcie o kilka dni tej drugiej dawki nie wpływa negatywnie na skuteczność szczepienia. Zastrzegł jednak, że chodzi o kilka dni, niewielkie przesunięcie.
Minister poinformował, że nie zmienił się sposób zarządzania zapasami szczepionek. - Uznaliśmy tylko, że to jest ten moment, kiedy już te zapasy trzeba wykorzystywać. Mieliśmy kryzys z dostawami Pfizera i w związku z tym zaczęliśmy to, co było odłożone na drugie dawki, przesyłać (...) tak, żeby z tych zapasów zejść i utrzymać płynność akcji szczepieniowej - powiedział.
Dodał, że dostawy szczepionek wróciły do "normalnego poziomu". - Więc zaczynamy odbudowywać te poziomy zapasów i między innymi dlatego jest decyzja o szczepieniu tych osób, które są przewlekle chore, czyli grupy 1B - dodał.
"Ja jestem dosyć konserwatywny. To powinna być decyzja na poziomie EMA"
Odniósł się też do pytania, czy jest możliwe zrezygnowanie z podawania drugiej dawki ozdrowieńcom. Pojawiły się bowiem badana dowodzące, że w ich przypadku już pierwsza dawka daje ponad 90-procentową odporność.
- Rzeczywiście są takie badania już dostępne i Rada Medyczna przy panu premierze analizuje te pierwsze artykuły, które się pojawiają. Ja przyznam, że jestem tutaj dosyć konserwatywny w tym sensie, że odchodzenie od charakterystyki produktu leczniczego, to nie powinien być tylko wątek związany z kilkoma artykułami czy z pojedynczym badaniem. To powinna być decyzja na poziomie EMA (Europejska Agencja Leków - red.), która dopuszcza do obrotu daną szczepionkę. Myślę, że tutaj zasada bezpieczeństwa pacjenta jest najważniejsza, ale oczywiście, jeżeli takie decyzje będą podjęte na poziomie europejskim (...), to będziemy w tę stronę działali - dodał.
"Toczą się rozmowy za kulisami"
Kilka dni temu wicepremier i minister aktywów państwowych Jacek Sasin powiedział w rozmowie z Polsat News, że za kilka tygodni ruszy w Polfie Tarchomin, która jest spółką Skarbu Państwa, rozlewnia szczepionki przeciw COVID-19. - Kończy się przygotowanie linii, która kosztem 40 milionów złotych została przygotowana do tego - poinformował. Wiceminister zdrowia Waldemar Kraska na antenie TV Republika również powiedział, że rząd planuje budowę linii do rozlewania szczepionek. Jej uruchomienie miałoby nastąpić jesienią.
Minister zdrowia zaznaczył jednak w poniedziałek w TVN24, że rząd "cały czas bada różne opcje". - Przez weekend mieliśmy dosyć intensywne rozmowy między innymi z Radkiem Sierpińskim, czyli prezesem Agencji Badań Medycznych, z którym rozmawialiśmy, w jaką współpracę wejść z naszą siecią badań klinicznych - mówił.
- Bo niedawno taką sieć sobie powołaliśmy i pod tym kątem chcemy nawiązać współpracę z firmą, która jest w trzeciej fazie badań klinicznych i w ten sposób wejść w szczepionkę. Ale to jest przedsięwzięcie długoterminowe. Wydaje się, że szybciej można przez jakieś partnerstwo kapitałowe pozyskać partnera do współpracy, ale to są bardzo trudne rozmowy, bo te firmy mają pozycję komfortową na rynku, mówię tu szczególnie o firmach, które produkują z użyciem najnowszej technologii mRNA. Toczą się rozmowy za kulisami i dżentelmeni nie mogą o nich informować - dodał.
Źródło: TVN24