Nieodwracalne ciężkie zmiany w płucach - coraz więcej takich przypadków w polskich szpitalach. To głównie osoby w wieku 40-50 lat. Zdaniem lekarzy, ci pacjenci bywają w ciężkim stanie, bo zgłaszają się zbyt późno. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Objawy pojawiały się stopniowo, najpierw stan podgorączkowy i osłabienie - opowiada prezes Naczelnej Rady Pielęgniarek i Położnych Zofia Małas, która we wrześniu przeszła COVID-19. - Czułam się tragicznie, bolały mnie wszystkie stawy, jakby czołg po mnie przejechał – mówi.
W końcu pojawiła się utrata węchu i smaku. Gdy doszedł do tego ostry kaszel i duszność, trafiła do szpitala. - Uczucie duszności jest zawsze niepokojące, bo po prostu brakuje powietrza. Oddech staje się przyspieszony i płytki, i to już jest duży niepokój. I ten niepokój ma każdy, komu brakuje powietrza – dodaje.
Lekarze mówią o tak zwanych objawach alarmowych u pacjentów chorych na COVID-19, które powinny skłaniać ich do szukania pomocy w szpitalu. To między innymi wysoka gorączka, która nie spada, mimo podania leków, uporczywy kaszel i właśnie nieustępująca duszność.
- Duszność to jest określenie subiektywne na uczucie braku tchu. Pacjent najczęściej będzie mówił, że nie może zrobić tak głębokiego oddechu, jak by chciał, że nie może dojść do łazienki, że się zadyszy, zanim dojdzie do łazienki, a wczoraj jeszcze tak nie było – tłumaczy prof. Andrzej Fal, kierownik Kliniki Alergologii, Chorób Płuc i Chorób Wewnętrznych Szpitala MSWiA w Warszawie.
Niestety przybywa pacjentów, którzy do szpitala trafili później, niż powinni. - Ci pacjenci starają się jak najdłużej przebywać w domu, starają się jak najdłużej samodzielnie radzić sobie z objawami, niwelować objawy kliniczne stosując domowe metody – mówi prof. Katarzyna Życińska z Kliniki Chorób Wewnętrznych i Reumatologii Szpitala MSWiA w Warszawie.
Gdy przebieg choroby jest poważniejszy, to właśnie w szpitalu można zastosować terapię remdesivirem czy osoczem ozdrowieńców, można zastosować też tlenoterapię. - Tlen jest lekarstwem, który może pomóc zahamować procesy zapalne i może spowodować, że pacjent może uniknąć respiratora – podkreśla prof. Życińska.
Pan Krzysztof trafił do szpitala MSWiA po sześciu dniach od pojawienia się objawów. Jest w trakcie leczenia onkologicznego, więc gdy gorączka nie spadała, decyzja o hospitalizacji musiała zapaść. - Na samym początku otrzymałem w szpitalu antybiotyk, jak widać tutaj to jest standardowa procedura. Dostałem drugi antybiotyk, dostałem osocze i można powiedzieć, że od czterech-pięciu dni sytuacja diametralnie się poprawiła – mówi.
Pan Krzysztof opowiada, że z kolegami z sali łączy go przebieg choroby. Inaczej niż przy grypie, pierwszy tydzień był lżejszy, potem było tylko gorzej. - Proszę sobie wyobrazić, że na sali leżą młode osoby między 30 a 45 lat. Więc mówimy tutaj o stosunkowo młodych osobach, bez jakichś większych obciążeń – dodaje.
Gdy pojawią się alarmujące objawy, "pierwszy kontakt to lekarz rodzinny" – tłumaczy ratownik medyczny Ariel Szczotok. - Jeżeli faktycznie trudności w oddychaniu uniemożliwiają wypowiedzenie na jednym oddechu normalnego zdania, to wtedy kontaktujemy się z numerem alarmowym 999 lub 112 – dodaje.
Ważne, by do czasu przyjazdu karetki otworzyć szeroko okno i ograniczyć wysiłek do minimum. - Usiąść sobie wygodnie z fotelu czy na kanapie, otworzyć wcześniej drzwi, by ratownicy mogli wejść, zamknąć pieska w łazience i czekać na przyjazd zespołu ratownictwa medycznego – wyjaśnia. Pacjent może też w porozumieniu z dyspozytorem dotrzeć do szpitala we własnym zakresie. Ważne, by to nie osoba z dusznością była kierowcą.
Źródło: TVN24