Cały czas przypominam o wielkim słowie: solidarność. To solidarność z ludźmi starszymi, chorowitymi czy wrażliwymi na zakażenia, czyli jakimiś dziesięcioma milionami ludzi w tym państwie - zwrócił uwagę w TVN24 profesor Krzysztof Simon, dolnośląski konsultant w dziedzinie chorób zakaźnych. Mówił między innymi o wzajemnej odpowiedzialności w obliczu sezonu jesienno-zimowego, gdy do zachorowań na COVID-19 dołączą inne choroby.
W ostatnich dniach pogorszyły się statystyki nowych, potwierdzonych przypadków zakażeń koronawirusem. Podczas gdy tydzień temu w poniedziałek było ich stosunkowo niewiele, bo 377, a we wtorek i w środę po około 600, to już w czwartek liczba odnotowanych nowych infekcji wyniosła 837, a w piątek - 757.
W sobotę Ministerstwo Zdrowia informowało o 1002 nowych, potwierdzonych zakażeniach (przy ponad 20 tysiącach testów), w niedzielę potwierdzono 910 przypadków (18,9 tys. testów) - druga najwyższa wartość od początku epidemii. Ostatniej doby potwierdzono 711 przypadków.
Dolnośląski konsultant w dziedzinie chorób zakaźnych i kierownik Kliniki Chorób Zakaźnych i Hepatologii Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu profesor Krzysztof Simon ocenił w TVN24, że z powodów "finansowych, ale i pewnych doświadczeń nikt nie dopuści do kolejnego lockdownu" w Polsce. Zaznaczył przy tym, że nie możemy dopuszczać do niektórych sytuacji, jak na przykład marsze, których uczestniczy sprzeciwiają się noszeniu maseczek i innym ograniczeniom wprowadzonym w czasie epidemii.
Zwrócił uwagę, że uczestnicy takich demonstracji powołują się często na łamanie ich praw obywatelskich. - Prawa obywatelskie są wtedy, kiedy jeden drugiemu nie zagraża swoim postępowaniem. Cały czas przypominam o wielkim słowie: solidarność - mówił, wyjaśniając, że chodzi tu na przykład o solidarność z ludźmi "starszymi, chorowitymi czy wrażliwymi na zakażenia", czyli "jakimiś 10 milionami ludzi w tym państwie".
- W Barcelonie są maski, w Antwerpii są maski, Tajwan chodzi w maskach, Korea Południowa chodzi w maskach - wymieniał. - U nas ludzie protestują. Dlaczego? Wiem, że młodzi ludzie nie zachorują, ale nie muszą koniecznie wykończyć przy tym swojego dziadka, babcię, czy chorych rodziców - podkreślił.
"Można mieć różne poglądy, ale państwo jest wspólne"
W tym miesiącu dodatkowe restrykcje związane z epidemią wprowadzono między innymi w Wielkiej Brytanii (na przykład ograniczenie liczebności wesel do 15 osób) czy Izraelu (na przykład pozostanie w domach w obrębie 500 metrów z wyjątkiem osób udających się do pracy).
Profesor Simon przypomniał w TVN24, że decyzja o dodatkowych restrykcjach należy do "rządzących i ekonomistów". - Z mojego punktu widzenia taki lockdown, że siedzimy w domach i nie idziemy do pracy, jest chyba niemożliwy - przyznał. Zaznaczył jednak, że być może w konkretnych rejonach powinny pojawić się "liczne ograniczenia", jak na przykład noszenie maseczki ochronnej w przestrzeni publicznej.
- I do tego bezwzględne egzekwowanie noszenia maski w miejscach zamkniętych i utrzymania dystansu - zaznaczył.
Wspomniał w tym miejscu o tym, że reguła noszenia maseczek w sklepach lub tramwajach nie zawsze jest przestrzegana. - W tym momencie karać, zwrócić uwagę. To tak nie może wyglądać - skomentował. - Są inni, którzy mogą na tym ucierpieć - zwrócił uwagę. - To wyższe cele społeczne, interes państwa. Można mieć różne poglądy, ale państwo jest wspólne - podsumował.
CZYTAJ RAPORT: Koronawirus - najważniejsze informacje >>>
Dolnośląski konsultant w dziedzinie chorób zakaźnych podkreślił, że "kompletnie nie wiemy", jak epidemia COVID-19 będzie przebiegała, ponieważ wirus ten oraz wirus grypy "łączy jedna, wspólna cecha: ta sama droga szerzenia się", jednak jest w tym przypadku podstawowa różnica: "grypie wcześnie rozpoznanej można zapobiegać" i "zaszczepić się, podawać leki na grypę".
- Jeżeli będziemy przestrzegać tych zaleceń, które wydał rząd i które my popieramy: izolację, maski, mycie rąk, dystans, to ograniczymy i grypę i COVID-19 - tłumaczył.
Źródło: TVN24