Poważny stan pacjenta jest przeciwwskazaniem do tego, ażeby wydłużać drogę trafienia tam, gdzie pacjent trafić powinien, czyli do oddziału chorób zakaźnych. Na pewno nie skierowałabym pacjenta w takim stanie na test na obecność koronawirusa - przekonywała w rozmowie z TVN24 prezes Warmińsko-Mazurskiego Związku Lekarzy Pracodawców Anna Osowska. Z takim podejściem nie zgadza się rzecznik resortu zdrowia Wojciech Andrusiewicz - Nie możemy wysyłać 100 tysięcy pacjentów do lekarzy zakaźników, na SOR-y, oddziały zakaźne. Nie tędy droga - oświadczył.
Wiceminister zdrowia Waldemar Kraska podczas czwartkowej konferencji prasowej mówił, że resort w nowej, jesiennej strategii walki z koronawirusem postawił na trzy cele. - Chcieliśmy zwiększyć efektywność wykorzystania zasobów infrastrukturalnych i ludzkich, także zwiększyć zdolność testowania i usprawnić działalność inspekcji sanitarnych – powiedział. Kraska wyliczał, że strategia zakłada m.in. odejście od koncepcji szpitali jednoimiennych i utworzenie trzech poziomów zabezpieczenia szpitalnego, rozbudowę sieci mobilnych punktów wymazów (drive-thru) i włączenie podstawowej opieki zdrowotnej do zlecania testów pacjentom z infekcją dróg oddechowych.
Właśnie w tym ostatnim zakresie - włączenia lekarzy pierwszego kontaktu w procedurę zlecania testów - dokonano największej zmiany w stosunku do pierwotnej wersji, po konsultacjach z Kolegium Lekarzy Rodzinnych. Jak tłumaczył w poniedziałek po spotkaniu z lekarzami minister zdrowia Adam Niedzielski, ścieżka badania pacjenta z infekcją dróg oddechowych ma się zaczynać od teleporady, która ma pomóc rozpoznać, z jakim problemem mamy do czynienia. - Jeśli możemy zidentyfikować w czasie tej teleporady, że na pewno nie jest to zagrożenie covidem, a są też takie możliwości, to wtedy pacjent jakby schodzi z tej ścieżki covidowej – mówił. - W ramach ścieżki covidowej po 3-5 dniach, jeżeli objawy się utrzymują, miała nastąpić wizyta tradycyjna z badaniem fizykalnym – tłumaczył Niedzielski. - Modyfikacja, o której dziś rozmawialiśmy, polega na tym, że ta wizyta tradycyjna, czyli badanie fizykalne, jest zastąpione drugą teleporadą - też po 3-5 dniach, jeśli się objawy utrzymują – powiedział szef MZ.
Doktor Osowska o teleporadach: Podczas tej rozmowy ja również słyszę. To też jest rodzaj mojego badania diagnostycznego
W TVN24 prezes Warmińsko-Mazurskiego Związku Lekarzy Pracodawców Anna Osowska opisała, jak w praktyce wygląda teleporada, gdy pacjent mówi na przykład o utracie węchu i smaku, ponad 38-stopniowej gorączce oraz o kaszlu i duszności.
- Po pierwsze, otwieram dokumentację elektroniczną, żeby sprawdzić, jak przebiega leczenie, czy pacjent jest leczony przewlekle i przypomnieć sobie pacjenta, jeśli nie pamiętam go od razu - mówiła. Podkreśliła, że w przychodni, w której przyjmuje, ma pod opieką 2700 pacjentów.
- Jeżeli pacjent podaje te objawy, dopytuję, od kiedy zauważa takie objawy, szczegółowo prowadzę wywiad. Przy czym podczas tej rozmowy ja również słyszę. To też jest rodzaj mojego badania diagnostycznego. Ja słyszę, czy pacjent mówi, że ma duszność, czy też ma duszność - mówiła Anna Osowska. - Pytam, jaką pacjent ma temperaturę i od ilu dni ta temperatura trwa. Mało tego, pytam, czy ze zmysłem powonienia pacjent od dawna miał problem, czy to pojawiło się nagle - wyjaśniała.
- To są bardzo istotne elementy wywiadu - wskazała.
Lekarka pytana, czy przy takich objawach pacjent będzie wysłany na test na obecność koronawirusa bez konieczności przychodzenia do gabinetu, odpowiedziała: - Jeżeli stwierdzę podczas takiego wywiadu, że pacjent ma wysoką temperaturę, kaszel i duszność, a do tego nagle stracił powonienie i smak to są to objawy, które prawie w stu procentach sugerują, że może to być infekcja COVID-19.
- Zgodnie z ustawą o chorobach zakaźnych obowiązkiem lekarza podstawowej opieki zdrowotnej jest jak natychmiast skierować pacjenta na dalsze leczenie, czyli do oddziału chorób zakaźnych - dodała.
- Nie kieruję pacjenta na żaden test, ponieważ oznaczałoby to ryzyko rozwleczenia ewentualnego zakażenia COVID-19. Stan pacjenta, jeżeli jest on tak poważny, jest wręcz przeciwwskazaniem do tego, ażeby wydłużać drogę trafienia tam, gdzie pacjent trafić powinien. Pacjent równie dobrze może mieć powikłania pogrypowe. Na pewno nie skierowałabym pacjenta w takim stanie na test - zastrzegła.
Osowska: mści się to, że zapomniano o dobrej praktyce, która była wcześniej
Anna Osowska skomentowała formę, w jakiej ministerstwo wprowadza nowe zasady. W jej opinii "mści się to, że zapomniano o dobrej praktyce, która była wcześniej". - Wszelkie rozporządzenia, wszelkie decyzje dotyczące organizacji pracy w podstawowej opiece zdrowotnej, wcześniej były uzgadniane z nami, z Porozumieniem Zielonogórskim - powiedziała. - My jesteśmy związkiem pracodawców, ale pracodawców, którzy są lekarzami. Którzy leczą pacjentów i wiedzą, jakie są ich potrzeby, a także znają nasze możliwości organizacyjne - mówiła Osowska.
Osowska podkreśliła, że fakt, iż nowe rozporządzenie "nie było z nami uzgadniane", to "jedna wielka pomyłka". Wprowadzenie go w życie jest niezgodne z ustawą, która bardzo rozsądnie podeszła do spraw chorób zakaźnych - powiedziała doktor.
- Ustawa jako akt wyższy dyktuje nam, że w sytuacji, kiedy ma miejsce zagrożenie stanu zdrowia życia i zdrowia pacjenta i stanowi on również zagrożenie rozprzestrzenieniem się choroby zakaźnej, mamy obowiązek skierowania takiego pacjenta do szpitala - stwierdziła.
- Ja liczę na to, że nastąpi kolejna modyfikacja strategii ministra zdrowia - dodała.
Rzecznik MZ: to był wypracowany konsensus
Rzecznik resortu zdrowia Wojciech Andrusiewicz na piątkowej konferencji prasowej mówił, że w rozmowach z ministrem zdrowia uczestniczyli przedstawiciele Kolegium Lekarzy Rodzinnych. - Był wypracowany konsensus. Oczywiście konsensus ma to do siebie, że nikogo w pełni nie zadowala. A jednak obie strony się zgodziły, i Kolegium Lekarzy Rodzinnych, i Ministerstwo Zdrowia - powiedział Andrusiewicz.
- My też poszliśmy na kompromis, ponieważ na początku uznawaliśmy, że wszyscy pacjenci, którzy mają być skierowani na testy, muszą przejść badanie fizykalne, czyli badanie bezpośrednie u lekarza. Poszliśmy na kompromis, ukłon w stronę lekarzy rodzinnych w Polsce. Uznaliśmy, że kiedy to prawdopodobieństwo jest bardzo wysokie, a o tym mówimy w przypadku wysokiej gorączki, duszności, kaszlu, a dodatkowo utracie węchu bądź też smaku, wówczas możemy mówić o graniczącej z pewnością sytuacji, że mamy do czynienia z zakażeniem - dodał.
- Wówczas na test można skierować po teleporadzie. W pozostałych przypadkach jednak potrzebne jest to badanie fizykalne - stwierdził.
"Lekarz rodzinny nadal jest lekarzem pierwszego kontaktu, on ma ocenić stan zdrowia pacjenta"
Przekonywał, że eksperci i epidemiolodzy podkreślają, iż wizyta u lekarza jest niezbędna do ocenienia stanu zdrowia. - Nie możemy mieć w Polsce sytuacji, w której pacjent nie jest przez lekarza obsługiwany, w której pierwszą osobą, z którą się pacjent kontaktuje, jest lekarz chorób zakaźnych. Nie możemy wysyłać 100 tysięcy pacjentów do lekarzy zakaźników, na SOR-y, oddziały zakaźne. Nie tędy droga, to podkreślają wszyscy specjaliści – powiedział rzecznik.
Zwrócił uwagę, że co roku w czasie jesienno-zimowym mamy 100-200 tysięcy osób dziennie, którzy przychodzą z różnymi infekcjami do lekarza rodzinnego i wówczas także lekarz nie wie, na co choruje pacjent.
- Lekarz rodzinny nadal jest lekarzem pierwszego kontaktu, on ma ocenić stan zdrowia pacjenta – dodał.
Andrusiewicz zaznaczył, że resort będzie na bieżąco analizował, jak działa system zlecania testów na koronawirusa. - W razie czego będziemy go modyfikować - zapowiedział.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24