Nie kaszleliśmy, nie mieliśmy gorączki. Dlatego pogotowie nie chciało przyjechać do nas - mówiła w "Tak jest" Lidia Czyż, autorka książek, która zachorowała na COVID-19. Opowiadała o objawach, jakie rozwinęły się u niej i jej męża po zakażeniu koronawirusem. - To była sobota, a we wtorek z mężem myśleliśmy, że już naprawdę umieramy - mówiła. Tomasz Karauda, lekarz chorób płuc i drugi gość programu przyznał, że w obecnej sytuacji epidemicznej medycy "z niepokojem patrzą w przyszłość".
Autorka książek Lidia Czyż, która chorowała na COVID-19, w "Tak jest" w środę opowiedziała, że w jej przypadku "pierwsze objawy były jak przy grypie, ale potem się nasilały i było coraz gorzej". - Z jednej strony na początku nie chcieliśmy jechać do szpitala, ale później stan był taki, że musiałam zadzwonić na pogotowie - powiedziała.
- Ani ja, ani mąż nie mieliśmy typowych objawów - zaznaczyła. - Nie kaszleliśmy, nie mieliśmy gorączki. Dlatego pogotowie nie chciało przyjechać do nas - dodała.
- Siostrzenica męża, która jest pielęgniarką, dzwoniła i przeszła tę samą drogę - relacjonowała pisarka. - Karetka przyjechała, dano mi zastrzyk i pojechali, bo stwierdzili, że to nie jest COVID, a ja czułam się wtedy naprawdę fatalnie - opowiadała Czyż. - To była sobota, a we wtorek z mężem myśleliśmy, że już naprawdę umieramy, bo było tak źle. Mąż praktycznie cały czas spał, a ja czułam się tak fatalnie. Myślałam, że serce wyskoczy mi z piersi - mówiła.
Jak dodała, trafiła do szpitala z podejrzeniem zawału. Do szpitala trafił także jej mąż. Na miejscu, jak wspomniała, lekarze fachowo i troskliwie się nimi zajęli. - Z mężem było gorzej, ponieważ miał powikłania neurologiczne - powiedziała.
"Ewentualne niepowodzenie czy kryzys obciąża ministra zdrowia i premiera"
Premier Mateusz Morawiecki w zeszłym tygodniu informował, że wciąż mamy wolnych 900 respiratorów i 6 tysięcy miejsc w szpitalach. Drugi gość programu, lekarz chorób płuc Tomasz Karauda z Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego imienia Norberta Barlickiego w Łodzi zwrócił uwagę, że "po stronie władz zawsze leży to, by uspokajać społeczeństwo, bo ewentualne niepowodzenie czy kryzys obciąża ministra zdrowia i premiera".
- Dlatego o rzetelność danych trzeba pytać w szpitalach - powiedział. - O ile respiratorów jest dużo, to obciążenie chorymi jest nierównomierne. Większe aglomeracje skupiają większą liczbę chorych - dodał. Zwrócił uwagę, że już sam plan wdrożenia lekarzy rezydentów do pracy z chorymi na COVID-19 świadczy o tym, że brakuje medyków.
"Na razie sytuacja jest stabilna, ale z niepokojem patrzymy w przyszłość"
Karauda przyznał, że sytuacja w szpitalu, w którym pracuje, nie jest zła. - Ale nie jesteśmy szpitalem referencyjnym. Jesteśmy w kolejce, mamy oddział izolacyjny, tam, gdzie pacjenci czekają na wyniki PCR [badania stosowanego w diagnostyce COVID-19 - przyp. red.], bądź czekają na miejsce w szpitalu referencyjnym - powiedział. - Mamy dość respiratorów. Na razie sytuacja jest stabilna, ale z niepokojem patrzymy w przyszłość - dodał gość programu "Tak jest".
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24