Resort zdrowia chce wprowadzić limity dotyczące prywatnego testowania, aby laboratoria nie skupiały się tylko na działalności komercyjnej. Przedstawiciele laboratoriów odpowiadają, że w obecnej sytuacji każdy test jest na wagę złota. Materiał magazynu "Polska i Świat".
W laboratorium Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu można wykonywać codziennie do tysiąca testów na obecność koronawirusa. Pracy nie brakuje, choć rezerwy nadal są spore. - w tej chwili wykonujemy od 200 do 500 testów – mówi Piotr Pobrotyn, dyrektor wrocławskiego szpitala. Od początku epidemii liczba wykonywanych dziennie testów regularnie wzrasta. W środę padł rekord - zrobiono ich 20 tysięcy. Minister zdrowia Łukasz Szumowski przekonuje, że liczba nowych zakażeń nie zawsze jednak idzie w parze z częstszym testowaniem. - Na Mazowszu ta skala dodatnich wyników na poziomie 3,5-4,5 procent kiedyś była, teraz spada, to znaczy, że ta liczba niewyłapanych ludzi maleje – mówi.
Wzrost liczby testów może cieszyć, ale Ministerstwo Zdrowia jednocześnie twierdzi, że jesteśmy w stanie zrobić nawet o dziesięć tysięcy testów dziennie więcej, a patrząc na europejskie statystyki nie tylko możemy, a powinniśmy robić więcej testów. Na Starym Kontynencie Polska pod kątem badań na milion mieszkańców plasuje się dopiero na 34. miejscu.
- Zapanowanie nad epidemią to nie tylko restrykcje, które rząd rzeczywiście sukcesywnie wprowadzał, ale w parze z restrykcjami powinno iść testowanie – mówi epidemiolog prof. Maria Gańczak z Sekcji Kontroli Zakażeń Europejskiego Towarzystwa Zdrowia Publicznego.
Na razie testy w ramach NFZ wykonuje się w 121 laboratoriach w kilkudziesięciu miastach w Polsce. To placówki w ogromnej większości publiczne, które obsługują szpitale, choć oprócz nich są też prywatne firmy, gdzie za opłatą test może zrobić sobie każdy.
- Jeśli się nie ma objawów, jeśli się nie ma wskazań, to nikt tych testów nie zrobi. Więc (ludzie) mają szanse tu zrobić – mówi dr Mariusz Talerczyk z Athena Med.
"Im mniej testów zlecimy, tym mniej będzie zakażonych"
W planach jest już jednak rozporządzenie, które da nadzór resortowi zdrowia nad takimi placówkami i pozwoli im dalej funkcjonować, jeśli 70 procent swoich badań będą robiły na rzecz państwa. Marcin Wolny z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka zwraca uwagę, że "im mniej testów zlecimy, tym mniej będzie zakażonych". Podkreśla, że rozporządzenie będzie blokować rozwój firm i robienie testów. Ministerstwo zapewnia, że chodzi o dobro pacjentów.
- Nie możemy sobie pozwolić na to, że firmy czy podmioty przejdą całkowicie do komercji, będą robiły badania danym grupom zawodowym czy spółkom, a pacjenci nie będą mieli do tego dostępu – mówi minister Łukasz Szumowski.
Pełnomocnik zarządu ds. medycyny laboratoryjnej w firmie Diagnostyka dr Tomasz Anyszek zwraca jednak uwagę, że "jest ogromna potrzeba wykonywania badan komercyjnych, chociażby w celu szybszego odmrażania gospodarki". - Wiadomym jest, że państwa na finansowanie takich badan nie stać – dodaje. Państwo na początku epidemii płaciło laboratoriom za jeden test 450 złotych. Od kilku tygodni płaci już tylko 280 złotych.
Źródło: TVN24