OGLĄDAJ TVN24 W INTERNECIE NA TVN24 GO >>>
Tuż obok artykułów spożywczych na warszawskim Mokotowie można kupić także maseczki ochronne. Cena? Nawet 6 złotych za sztukę. Kiedyś w takiej cenie można było kupić kilkadziesiąt maseczek. - W piątek udało nam się kupić około 500 masek ochronnych. W tej chwili maseczek mamy kilka sztuk - mówi Renata Kulig-Nowicka z apteki "Na Starówce".
Maseczki ochronne wciąż obowiązkowe są we wracającym do życia po epidemii chińskim Wuhanie, a od kilku tygodni także w Czechach. - Nasz rząd wprowadził obowiązek noszenia ochrony na usta i nos w przestrzeni publicznej - informuje premier Czech Andrej Babisz.
KORONAWIRUS – NAJWAŻNIEJSZE INFORMACJE. RAPORT TVN24.PL >>>
Rządy wielu krajów, które walczą z epidemią - w tym polski - na razie nie widzą takiej potrzeby. Minister zdrowia Łukasz Szumowski stwierdza, że "jeszcze w tej chwili skala nie jest tak duża, żebyśmy rekomendowali noszenie masek przez zwykłych obywateli". - W momencie, gdy ta transmisja pozioma zacznie być coraz częstsza, wtedy zasadne jest chronienie innych przed sobą, gdybyśmy przypadkiem byli zarażeni - dodaje.
"Mogłoby przerwać łańcuch przekazywania wirusa i zapobiegłoby zakażeniom"
To zresztą stanowisko spójne z tym, co o noszeniu masek ochronnych mówi Światowa Organizacja Zdrowia (WHO), która zdrowym osobom noszenia maseczek ochronnych w miejscach publicznych nie zaleca.
Doktor Mike Ryan ze Światowej Organizacji Zdrowia twierdzi, że z noszeniem maseczek przez zdrowe osoby "nie łączy się jakichś szczególnych korzyści poza psychologicznymi i społecznymi". - Mamy normy społeczne i nie krytykujemy tych, którzy noszą maseczki lub ich nie noszą. Nie ma jednak konkretnych dowodów, że masowe noszenie ochronnych maseczek przez ludzi ma korzyści - podkreśla.
Nie mamy też dowodów na to, że nie działa - czytamy w publikacji prestiżowego pisma "The Lancet" autorstwa badaczy z Oxfordu, Uniwersytetu Nowojorskiego i wydziału lekarskiego Uniwersytetu w Hongkongu. Twórcy publikacji wskazują, że wirus może być roznoszony także przez osoby, które nie mają objawów.
"Noszenie masek w przestrzeni publicznej mogłoby przerwać łańcuch przekazywania wirusa i zapobiegłoby zakażeniom od osób pozornie zdrowych" - wskazano. I właśnie z takiego założenia wychodzi mieszkająca w Poznaniu Marta Kowalczys.
- Postanowiłam nosić maseczkę, ponieważ może to uchronić w mojej opinii mnie i inne osoby przed rozprzestrzenieniem wirusa. Nie wiem, czy nie jestem bezobjawowym nosicielem, może się tak okazać - wyjaśnia kobieta.
Dzisiaj zachęta do stosowania maseczek płynie też od profesora Krzysztofa Simona, ordynatora oddziału chorób zakaźnych szpitala we Wrocławiu. - W naszych warunkach lekceważenia wszystkich możliwych przepisów, zachęcałbym do używania masek u wszystkich osób na zewnątrz - mówi specjalista.
Profesor podkreśla, że nie dotyczy to "osób biegających dziś po wałach nad Odrą czy po parkach". - To w ogóle nie ma sensu - ocenia.
Maska się przyda, ale w bardzo konkretnych przypadkach - mówi doktor Paweł Grzesiowski, immunolog i specjalista terapii zakażeń. - Tylko maskę zakładamy wtedy, kiedy mamy nieoczekiwany lub planowany kontakt twarzą w twarz z odległości mniejszej niż dwa metry z innym człowiekiem. Gdy muszę wejść do sklepu, do apteki i to jest małe pomieszczenie - wyjaśnia.
W pozostałych sytuacjach - szczególnie na świeżym powietrzu - jeśli zachowujemy zalecany dystans dwóch metrów, maseczka nie jest konieczna.
Autorka/Autor: Anna Wilczyńska, asty//now
Źródło: TVN24