Pracownicy ochrony zdrowia w czasie pandemii ryzykują najbardziej. Na początku oklaskiwani – teraz coraz częściej stają się ofiarami ataków. Pracownicy sklepów wypraszają ze sklepów pielęgniarki albo ich rodziny. Sąsiedzi próbują zmusić do przeprowadzki rodziny medyków. Przedszkola nie chcą przyjmować dzieci lekarzy. Przykłady tego, jak lęk przed koronawirusem rodzi agresję, zebrał Cyprian Jopek, reporter "Czarno na białym".
- Żądamy, nie prosimy, żądamy szacunku, bo może nas zabraknąć – apeluje za pośrednictwem mediów społecznościowych pielęgniarz z Rawicza Piotr Chudy. - Ludzie odwracają się od nas jak od trędowatych. Nie jesteśmy aniołami śmierci, nie taki jest nasz cel – dodaje w rozmowie z TVN24. To jego odpowiedź na agresję, która w czasie pandemii coraz częściej dotyka pracowników służby zdrowia. - Stojąc w kolejce w jednym z marketów usłyszałem za plecami: "co on tu robi, niech wynosi się do szpitala, a nie roznosi choroby" – opowiada.
"Został wyproszony przez ekspedientkę ze względu na to, że jego żona jest pielęgniarką"
Iwona Michta, przewodnicząca Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych w Szpitalu Powiatowym w Skarżysku Kamiennej opowiada, jak pracownicę służby zdrowia inna kobieta postraszyła policją, jeśli nie wyjdzie ze sklepu. Przytacza też inne historie koleżanek pracujących w szpitalu w Skarżysku-Kamiennej, odkąd w placówce wykryto koronawirusa. - Maż pielęgniarki, który poszedł na zakupy, został wyproszony przez ekspedientkę ze względu na to, że jego żona jest pielęgniarką i on może zarażać inne osoby – mówi Michta.
W lokalnych mediach dyrekcja placówki stanęła w obronie pracownic. Pomogło, ale takie sytuacje nie są wyjątkowe. W sieci zawrzało, gdy lekarka z Podkarpacia opisała list, jaki za wycieraczką auta znalazła jej koleżanka po fachu. "Droga sąsiadko. Wszyscy boimy się o swoje zdrowie i nie wychodzimy z domu. Wiemy, że pracujesz w szpitalu. Pomyślałaś o tym, że wracając tutaj ryzykujesz naszym zdrowiem?" – napisano.
"Ten hejt czy traktowanie naszych rodzin jest bardzo bolesny"
Paweł Doczekalski przewodniczący Komisji Młodych Lekarzy Okręgowej Izby Lekarskiej w Warszawie opowiada o lekarce, która na początku epidemii "rozdawała nawet sąsiadom maseczki". - Oni w późniejszym czasie poprosili ją, żeby się wyprowadziła i zdewastowali jej drzwi – dodaje. Kobieta wyprowadziła się z mieszkania.
Z jednej strony medycy otrzymują wyrazy wsparcia - do Okręgowej Izby Lekarskiej w Warszawie zgłaszają się darczyńcy, którzy przekazują maseczki, przyłbice, rękawiczki, różnego rodzaju środki ochronne. Z drugiej - spływają sygnały o sytuacjach takich jak w poznańskiej piekarni, która prosiła medyków o powstrzymanie się od zakupów. Po artykule lokalnej "Gazety Wyborczej" firma przeprosiła. Nadal nie brakuje jednak zgłoszeń o przymusowych urlopach, na jakie wysyłani są członkowie rodzin pracowników ochrony zdrowia.
"Kazali mojemu mężowi iść na przymusowe postojowe w pracy. Bo ma żonę pielęgniarkę! Wszyscy uważają, że roznoszę zarazę. (...) Dlaczego świat tak nas nienawidzi?!" – żaliła się pani Agnieszka w rozmowie z Magazynem TVN24.
- To zostaje i myślę, że zostanie na długo dziewczynom, które tego doświadczyły na własnej skórze. Ten hejt czy traktowanie naszych rodzin jest bardzo bolesny dla nas – podkreśla Iwona Michta.
"Trzeba uświadomić ludzi, że nie ma się co bać medyków"
Piotr Chudy potwierdza, że tego typu sytuacje nie wpływają dobrze na morale medyków. - Rodzą się pytania: po co i dla kogo to robimy, jeśli ludzie nas nie chcą i nie lubią. Po oklaskach przychodzi taki moment, kiedy pokazują nam w sposób zdecydowany swoją niechęć – dodaje.
I to wszystko, gdy w czasie pandemii ryzykują swoim życiem i zdrowiem. Nieraz ulegają zakażeniu koronawirusem, bo pacjenci nie powiedzieli prawdy. Ofiary hejtu dzwonią między innymi do Doroty Uliasz - ekspertki Naczelnej Izby Pielęgniarek i Położnych - która próbuje tłumaczyć, dlaczego pojawił się on, gdy wybrzmiały oklaski. - Nie wiemy kiedy to się skończy, bardzo nie lubimy takiej niepewności jako ludzie, no i gdzie możemy ulać trochę naszej frustracji? W stosunku do tych osób, o których myśleliśmy, że one to załatwią – mówi Uliasz.
Paweł Doczekalski uważa, że "trzeba uświadomić ludzi, że nie ma się co bać medyków". - Wręcz przeciwnie, oni wiedzą jak mają się zachowywać, jakie stosować procedury – podkreśla. Bo jak nie oni, to kto ma walczyć z niewidzialnym wrogiem? Także dla tych, których największą chorobą jest głupota.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24