Przedszkole: nie chcemy dziecka lekarza. Sąsiedzi: wyprowadźcie się, roznosicie zarazę. Sklep: nie obsługujemy pielęgniarek. Ich mężów też. Po brawach z balkonów przyszły: strach, hejt i dyskryminacja. Psycholog: reagujmy! Jeśli choć jedna osoba się przeciwstawi, to ofiara hejtu wie, że nie jest sama.
Tekst został opublikowany 18 kwietnia. Prezentujemy go w ramach przeglądu najważniejszych artykułów Magazynu TVN24 w 2020 roku.
***
Agnieszka, pielęgniarka, pisze SMS: "Dlaczego świat nas tak nienawidzi?!".
Kilka sekund później rozmawiamy przez telefon. Ciężko jej mówić. Płacze. - Kazali mojemu mężowi iść na przymusowe postojowe w pracy. Bo ma żonę pielęgniarkę! Wszyscy uważają, że roznoszę zarazę. Co jeszcze mnie spotka, powiedz?
A spotkało już dużo. Na przykład to, że boi się chodzić do sklepu w niewielkiej w miejscowości, w której mieszka. Zakupy robią przyjaciółki, które wieszają torby na płocie przy domu.
Nie chcę jej obsługiwać
Agnieszka opowiada: - Wracałam z dyżuru. Weszłam do małego sklepu spożywczego. I słyszę, jak ekspedientki rozmawiają: "Ta to zaraz nam tu syfa przyniesie, to pielęgniarka, nie chcę jej obsługiwać". No i co miałam zrobić? Poleciały mi łzy. Zostawiłam koszyk tam, gdzie był i wyszłam. Nic im nie powiedziałam. Nawet nie byłam w stanie na nie spojrzeć. Mnie tu przecież wszyscy znają, bo ja na lokalnych imprezach i festynach zawsze się udzielam, zawsze za darmo, jako obsługa medyczna. Tym bardziej mi to wszystko ciężko znieść...
Nie pomaga decyzja podjęta w tym czasie przez firmę męża.
- Tu nie chodzi o pieniądze, bo on na tym postojowym dostaje pełną pensję. Ale psychicznie jesteśmy rozbici oboje. Ja przecież od kilku tygodni nie mieszkam z rodziną. Mąż i dzieci wyprowadzili się do mojej mamy. Izoluję się, jak mogę, stosuję wszystkie środki ostrożności, a czuję się, jakbym była trędowata. Noszę przy sobie aktualny wynik testu na koronawirusa, bo mój pracodawca bada nas profilaktycznie raz w tygodniu. Wysłałam wynik do szefa męża, tłumaczyłam, że nie mieszkamy razem, ale on rozłożył ręce... Wiem, że inni mężowie pielęgniarek z tego samego zakładu dostali takie same decyzje.
"Lekarzu, powstrzymaj się od zakupów"
Paweł Doczekalski, przewodniczący Komisji Młodych Lekarzy Okręgowej Izby Lekarskiej w Warszawie, od ręki wylicza podobne przypadki.
- W Warszawie trwa rekrutacja do przedszkoli. Oczywiście na kolejny rok. I mamy już skargi, że prywatne przedszkola nie chcą przyjmować lekarskich dzieci. Bo boją się, że te dzieci mogą być zagrożeniem. Katalogujemy wszystkie takie przypadki. Jeśli trzeba, zajmuje się nimi rzecznik praw lekarzy.

Inna lekarka, jeszcze na samym początku epidemii, rozdawała za darmo swoim sąsiadom maseczki. Część z nich wtedy dowiedziała się, gdzie pracuje. Teraz usłyszała od nich, że lepiej by było, gdyby wyprowadziła się gdzieś indziej.
Doczekalski: - To wszystko trzeba nagłaśniać. Piętnować. Nie można mówić, że osoby, które walczą, są tymi, które tę zarazę roznoszą. To jest nieprawdziwe i krzywdzące. To jest jawna dyskryminacja.
Maria Kłosińska z warszawskiej Okręgowej Izby Lekarskiej mówi, że nad przypadkami hejtu pracuje specjalny zespół. - To są różne sprawy i my nie zostawiamy lekarzy bez pomocy. Lekarka, której odmówiono przyjęcia dziecka do przedszkola, już uzyskała poradę prawną. Sama załatwia tę sprawę. Najwięcej zgłoszeń dotyczy hejtu w internecie, wpisów, które przekraczają granicę prawa. My wtedy, jako OIL, występujemy do autorów z wezwaniem o ich usunięcie. To zwykle skutkuje, bo za prośbą stoi nie jeden lekarz, a cała instytucja. Jeśli ktoś nie usunie oczerniających informacji, będziemy kierować sprawę do prokuratury, tak jak robiliśmy to do tej pory, jeszcze przed epidemią - mówi Kłosińska.
Niedawno media obiegło zdjęcie kartki wywieszonej przez jedną z poznańskich piekarni. Na niej informacja, że "personel medyczny i osoby zainfekowane prosimy o powstrzymanie się od zakupów". Po nagłośnieniu sprawy piekarnia zdjęła kartkę, a 14 kwietnia w mediach społecznościowych znalazło się wyjaśnienie:
"Przepraszamy! wszystkich za niefortunną prośbę z kartki zbierającej gromy w sieci, gorąco Przepraszamy.
kartka znika.
Od czwartku do końca tygodnia personel medyczny otrzymuje chleb za darmo" (pisownia oryginalna).
Dalej piekarnia tłumaczy, że to była "tylko prośba", a nie zakaz i że lekarze, gdy przyszli, byli obsługiwani.
Na sytuację natychmiast zareagowała Wielkopolska Izba Lekarska, składając zawiadomienie na policję. - My bronimy interesów lekarzy. Nie mogliśmy tego tak zostawić. To zawiadomienie o możliwości popełnienia czynu zabronionego przez właściciela i pracowników piekarni - mówi Katarzyna Strzałkowska z WIL. - Do tej pory spotykaliśmy się raczej z odwrotnymi reakcjami. Po naszym apelu, aby przepuszczać w kolejkach lekarzy i wolontariuszy robiących im zakupy, którzy mają specjalne identyfikatory, był naprawdę wspaniały odzew wielu sklepów i dużych sieci. Tym bardziej szokuje sytuacja z piekarnią.

Przedsiębiorstwa strategiczne i inne
Mąż Magdaleny, pielęgniarki z szpitala zakaźnego w województwie kujawsko-pomorskim (zgłosiła się na ochotnika), po naciskach w pracy poszedł na urlop. - Dali mu do zrozumienia, że jeśli ktoś będzie chory, to na pewno przez niego. To firma produkująca materace.
Mąż Ewy, pielęgniarki onkologicznej, pracuje w branży budowlanej. Przed świętami stracił dwa zlecenia. - Przychodzi, pytam, jak poszły negocjacje - mówi Ewa. - Nie poszły. Podczas rozmowy wyszło, że ma żonę pielęgniarkę. Klient uznał, że jednak na razie rezygnuje.
Systemowo i z rozmysłem osoby, mające w rodzinie kogoś związanego z ochroną zdrowia, zostały odsunięte od pracy w kozienickiej elektrowni. - Enea Wytwarzanie jest przedsiębiorstwem o strategicznym znaczeniu dla Polski, które ma za zadanie zapewnienie nieprzerwanych dostaw energii elektrycznej, a tym samym zapewnienie bezpieczeństwa energetycznego kraju - tłumaczy Piotr Kutkowski z biura komunikacji spółki, pod którą podlega elektrownia. - W trosce o bezpieczeństwo znaczna część pracowników została skierowana do pracy zdalnej lub pozostała w domach w gotowości do pracy, co wiąże się z pełnym wynagrodzeniem. W gronie tych pracowników były i są również osoby związane rodzinnie z osobami pracującymi w służbie zdrowia jako tymi, które znajdują się w grupie podwyższonego ryzyka zakażenia koronawirusem.
Kutkowski nie podaje, ilu osób dotyczy ta sytuacja.
Dr hab. Monika Gładoch, specjalistka prawa pracy, uważa, że każdą sytuację należy rozpatrywać indywidualnie, ale w skrajnych przypadkach można tu mówić o nękaniu.
- Możemy na to spojrzeć z punktu widzenia bezpieczeństwa i higieny pracy i pewne obostrzenia byłyby uzasadnione, ale pod warunkiem że było realne zagrożenie. A o takim mówimy, kiedy osoba współmieszkająca jest zarażona. Prewencyjnie takie postawy, według mnie, nie są usprawiedliwione. Równie dobrze mogę zarazić się w przestrzeni publicznej, na przykład w sklepie lub w autobusie.
Zdaniem Gładoch, pracownicy, którzy czują się poszkodowani, mogą dochodzić roszczeń chociażby na podstawie art. 18(3a) Kodeksu pracy, który mówi o równym traktowaniu i niedyskryminacji.
- Przejawem dyskryminacji jest, cytuję: "niepożądane zachowanie, którego celem lub skutkiem jest naruszenie godności pracownika i stworzenie wobec niego zastraszającej, wrogiej, poniżającej, upokarzającej lub uwłaczającej atmosfery" - mówi Monika Gładoch.
Pielęgniarka wróciła. Zdezynfekujcie klatkę
Trzy tygodnie temu koronawirusa potwierdzono u jednej pielęgniarek ze Skarżyska-Kamiennej. Ta sama pielęgniarka pracowała także w szpitalu w Grójcu. W obu placówkach zmagano się z koronawirusem. Na kobietę niemal od razu wylała się fala hejtu, że to ona rozniosła zarazę w mieście.
A potem zaczęto szykanować nie tylko pielęgniarki, ale też ich rodziny. - Przychodzą do mnie dwie pielęgniarki. Zapłakane. Płaczą, podnoszą głos, nie mogłem na początku zrozumieć, co one mówią, co takiego się stało - opowiada Magazynowi TVN24 Krzysztof Grzegorek, zastępca dyrektora ds. medycznych skarżyskiego szpitala. - Mąż jednej z nich robił zakupy w znanej sieci. I nagle wybiega kierowniczka sklepu i przy wszystkich każe mu natychmiast wyjść, bo ona wie, że jest mężem pielęgniarki. Człowiekowi zrobiło się słabo. Nie wiedział, co się dzieje! Inną pielęgniarkę, mimo że weszła do sklepu w maseczce, jak jeszcze nie było nakazu, siłą wyprowadzono na zewnątrz. Płakała i mówiła, że jest po badaniu, że jest zdrowa. Przecież my cały personel zbadaliśmy!
W Skarżysku takie sytuacje można wyliczać długo. Pielęgniarki boją się wychodzić z domów, bo bywało, że ludzie wzywali policję. - Albo inny przykład - mówi Grzegorek. - Pielęgniarka mieszka w bloku. Zna sąsiadów od 20 lat. I teraz oni za jej plecami wydzwaniają z żądaniami, żeby dezynfekować klatkę schodową, jak ona wraca do domu.
- Ludzie uważali, że to ona jest winna całej zarazie - mówi o pierwszej zakażonej pielęgniarce Iwona Michta, przewodnicząca Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych w szpitalu powiatowym w Skarżysku-Kamiennej. - Ja z nią rozmawiałam przez telefon, jeszcze jak była w szpitalu zakaźnym. Czytała te wszystkie komentarze i mimo że nie miały one wiele wspólnego z prawdą, to bardzo to wszystko do tej pory przeżyła. Zapamiętam to, bo bardzo mnie to dotknęło, co powiedziała. Że już żadne przeprosiny tego nie zmienią, że to już zawsze z nią zostanie, że została uznana za kogoś, kto zaszkodził innym.
Linie z psychologami są oblegane
Dyrektor Grzegorek zareagował szybko. - Może nawet zbyt emocjonalnie, ale przecież nie mogłem tego tak zostawić - mówi. W lokalnej telewizji podał adres jednego ze sklepów znanej sieci, z którego wyrzucono męża pielęgniarki. I otwarcie pytał pracowników sklepu, czy kiedy trafią do szpitala w ciężkim stanie, ale jeszcze świadomi, jak spojrzą w oczy tym pielęgniarkom, które będą ich ratować. - Ludzie, opamiętajcie się! - apelował.
Zareagowały też inne pielęgniarki. - Napisałyśmy oświadczenie - mówi Iwona Michta. Bo hejt dotknął wiele osób. Doszło do tego, że pielęgniarki i ich rodziny dostawały SMS-y, anonimowe telefony i wiadomości, że mają siedzieć w domach, a nie chodzić po mieście i roznosić zarazę.
"Narażamy się same oraz swoje rodziny po to, by móc nieść pomoc innym. Nagrodą za to jest otrzymywanie negatywnych wpisów i fala hejtu" - czytamy w oświadczeniu.
Zofia Małas z Naczelnej Izby Pielęgniarek i Położnych mówi, że przykrych sytuacji jest coraz więcej. - Są spowodowane stresem, zmęczeniem i strachem ludzi, ale strach nikogo nie usprawiedliwia, żeby tak się zachowywać, bo robi się błędne koło. Tym szykanowanym dziewczynom jest ogromnie przykro. Wykonują bardzo ciężką pracę, a część ludzi chciałaby chyba, żeby zamknęły się w szpitalach i nie wychodziły.
Małas uważa, że najbardziej cierpią kobiety. Mężczyznom pielęgniarzom jest zwykle nieco łatwiej. - Mężczyzna rzuci przekleństwem i idzie dalej. A w kobiecie to wszystko dłużej siedzi. Ciężko przetrawić w sobie, że za taką pracę jest się piętnowanym. Nasze linie telefoniczne, przy których teraz dyżurują psycholodzy, są oblegane!
Prędzej czy później przyniesie syfa
Pytam o hejt inne pielęgniarki.
Iwona: Mieszkam w hotelu pielęgniarskim prowadzonym przez Warszawską Okręgową Izbę Pielęgniarek i Położnych. Wczoraj do pokoju obok wprowadziła się pielęgniarka, która wcześniej wynajmowała mieszkanie na Pradze Północ. Właścicielka wypowiedziała jej umowę, bo jest pielęgniarką i cytuję: "pewnie prędzej czy później przyniesie tego syfa ze sobą". Na wyprowadzkę miała cztery dni, w tym wielkanocną niedzielę i poniedziałek.
Małgorzata: Najgorsze usłyszałam od własnej teściowej: "do ciebie to ja prędko nie pojadę, bo ty to zarazę roznosisz".
Joanna: Mieszkam w bloku. Zapomniałam czegoś z samochodu, więc wyszłam z mieszkania jeszcze raz. A tu sąsiad z płynem dezynfekującym. Dezynfekował i wietrzył po mnie.
Monika: Mieszkam na Podlasiu, mam dwoje dzieci. Młodsza córeczka jest chora, w kwietniu miała mieć planową operację, która została odwołana. Któregoś dnia bardzo źle się poczuła, miała bardzo wysoką gorączkę. Pojechałam do szpitala na oddział, gdzie już przecież byłyśmy, wszyscy nas znają, wiedzą, że jestem pielęgniarką. Nie chcieli nam otworzyć drzwi. Tuliłam dziecko i płakałam z bezsilności. Udało się tylko dlatego, że od kilku tygodni jestem w domu, bo nie ma kto się zająć starszą córką. Leżę z moją córeczką, ona pod kroplówką, a ja słyszę, jak pielęgniarka dyżurna rozmawia przez telefon: "siedzimy jak na szpilkach, mamy tu matkę pielęgniarkę". Nawet teraz płaczę, jak o tym piszę... Bo najgorsze, że usłyszałam to od innej pielęgniarki.
Katarzyna: Jestem z Łomży. Dostałam wiadomość od znajomej na Messengerze, że jak to się skończy, to dyrektora i nas oddadzą do prokuratury za pracę w szpitalu jednoimiennym. Bo stanowimy zagrożenie dla mieszkańców.
Elżbieta Ciuksza, szczecińska psycholożka, o hejterach mówi bez ogródek: - To ludzie, którzy sami są nieszczęśliwi, niespełnieni w życiu. To oni mają problem, nie ci, których hejtują. Boimy się wszyscy, ale to nie jest usprawiedliwienie takich zachowań. Hejtują ludzie, którzy to robili także wcześniej. To zwykle osoby, które same mają jakieś problemy.
Ciuksza apeluje, aby nie być obojętnym na takie zachowania. – Byłoby pięknie, gdybyśmy reagowali. Jeśli choć jedna osoba się przeciwstawi, to ofiara hejtu wie, że nie jest sama. Jeśli to sytuacja w sklepie, wystarczy powiedzieć sprzedawcy: ta osoba ma prawo tu być, nie ma pan czy pani racji.
A pielęgniarkom i lekarzom radzi: - Dowartościujcie siebie. Pomyślcie, że wykonujecie bardzo ważną i potrzebną pracę. Lubicie ją. Kochacie. To jest najważniejsze, a nie czyjeś opinie, na które nie macie żadnego wpływu. Nie przejmować się rzeczami, na które nie ma się wpływu - ta zasada bardzo pomaga w życiu. I naprawdę działa.
****
Krzysztof Grzegorek: - Ale niech pani nie pisze tylko o złych rzeczach. Bo tych dobrych jest jednak więcej, a i po naszej reakcji, nawet tu, w Skarżysku się uspokoiło. Teraz bardziej piętnuje się hejterów niż pielęgniarki. Coś z dobrych rzeczy? Na przykład dzisiaj para staruszków przyszła do szpitala i podarowała nam buteleczkę płynu dezynfekującego.
Dzwonię do Agnieszki. Od ostatniej naszej rozmowy minęło kilka dni.
- Obdzwoniłam wszystkie przyjaciółki, wyrzuciłam z siebie to wszystko i już mi trochę lepiej. Z mężem mieszkamy znowu razem. Bo skoro nie chcą go w pracy, to po co mamy dodatkowo cierpieć i być osobno. Stęskniłam się też za dziećmi. Na zakupy dalej nie chodzę. Wspieramy się z dziewczynami w pracy, jak możemy... A wiesz, że ja wcześniej pracowałam w domu opieki? I jak patrzę, co się dzieje teraz w DPS-ach, to jednego jestem pewna. Choćby nie wiem co, nigdy nie odeszłabym od swoich pacjentów.
****
POMOC PSYCHOLOGICZNA DLA PIELĘGNIAREK I POŁOŻNYCH W CZASIE PANDEMII: od poniedziałku do piątku działają telefony psychologów-ekspertów Naczelnej Izby Pielęgniarek i Położnych: 605 536 629 oraz 607 318 602
Mail interwencyjny „Stop Hejtowi” Okręgowej Izby Lekarskiej w Warszawie: hejt@oilwaw.org.pl