W tej chwili zaczyna się okres, kiedy będą chorować prawdopodobnie osoby przebywające na kwarantannie, które kontaktowały się z zakażonymi - oceniła w "Faktach po Faktach" dr Grażyna Cholewińska-Szymańska, konsultant wojewódzki na Mazowszu w dziedzinie chorób zakaźnych. Jak dodała "epidemia na masową skalę jest przed nami".
- Jesteśmy w takim momencie, że warto sobie uświadomić, że żarty się skończyły - ostrzegła dr Grażyna Cholewińska-Szymańska. Według niej Polska jest obecnie mniej więcej dwa tygodnie za Włochami, jeżeli chodzi o rozprzestrzenianie się koronawirusa. - Możemy w tej chwili czerpać wiedzę z rozwoju, z tempa przyrostu nowych przypadków, ze śmiertelności w tej włoskiej epidemii - podkreśliła.
"Epidemia na masową skalę jest przed nami"
- W tej chwili zaczyna się okres, kiedy będą chorować prawdopodobnie osoby przebywające na kwarantannie, które kontaktowały się z zakażonymi i infekcja rozprzestrzenia się w sposób poziomy - oceniła. Jak wyjaśniła, chodzi o to, że “człowiek zakaża się od człowieka, niekoniecznie od osoby, która wyjeżdżała do Chin czy innego regionu dużego zagrożenia".
Jej zdaniem "epidemia na masową skalę jest przed nami". - Jeśli uświadomimy sobie, że we Włoszech jest 5 tysięcy nowych zachorowań dziennie i 600 zgonów, to są to liczby przerażające. 8 tysięcy nowych zachorowań codziennie identyfikuje się w Stanach Zjednoczonych. W tej chwili Wielka Brytania zaczyna podnosić larum, że tam też liczba przypadków jest przerażająco wysoka. Nie chcemy, żeby u nas stało się tak samo - stwierdziła Cholewińska-Szymańska.
"U wszystkich osób w kwarantannie powinno się wykonywać testy"
Ekspertka wyjaśniła, że ludzie poddani kwarantannie to "osoby podejrzane o zakażenie". - A więc jest jakiś czynnik, który determinuje to, że człowieka zamykamy w domu albo w innym miejscu do kwarantanny i go obserwujemy, czy nie rozwinie objawów - tłumaczyła.
Jej zdaniem, u wszystkich osób, w przypadku których taki czynnik istnieje, powinno się wykonywać testy. Jak sprecyzowała, dotyczy to także wszystkich, którzy wrócili do Polski po 15 marca.
Od tego dnia przez 10 dni (z możliwością przedłużenia o kolejne 20, a później o miesiąc) polscy obywatele wracający z zagranicy poddawani są obowiązkowej 14-dniowej kwarantannie domowej.
Dwa rodzaje testów
Cholewińska-Szymańska wskazała, że są dwa rodzaje testów, które można wykonywać w przypadku koronawiursa. - Te testy, których dzisiaj używamy, to są testy diagnostyczne, w oparciu o biologię molekularną, gdzie identyfikujemy materiał genetyczny wirusa. To są testy potrzebne do identyfikacji ostrego zakażenia. Jeśli pacjent ma objawy kliniczne: gorączkę, kaszel, duszność, to jemu trzeba zrobić ten typ testu - stwierdziła.
Według niej w przypadku pacjentów przebywających w kwarantannie, u których nie ma jeszcze żadnych objawów, choć mogą one wystąpić z czasem, należy wykonać tak zwane testy szybkie.
- Dzięki nim dość szybko identyfikuje się, czy u danej osoby istnieją przeciwciała, skierowane przeciwko wirusowi SARS-CoV-2 i to jest informacja, która służyć będzie głownie służbom sanitarno-epidemiologicznym do decyzji, czy człowieka dalej pozostawić w miejscu kwarantanny, czy też zwolnić go z izolacji - wyjaśniła. Jak dodała, testy te nie służą do stawiania diagnozy, ponieważ są obarczone dużą granicą błędu. - Możemy spodziewać się wyników zarówno fałszywie dodatnich, jak i fałszywie ujemnych - tłumaczyła.
"Chodzi o to, żeby zmniejszyć masowość kontaktowania się"
- Zalecenia, żeby ludzie zostali w domach nie służą temu, żeby odpoczęli od pracy, ale żeby nie rozprzestrzeniała się infekcja, ponieważ wiemy, że zakażenie roznosi się z człowieka na człowieka - zauważyła Cholewińska-Szymańska.
Jak przekonywała, "jeżeli restrykcyjnie zastosujemy się do tych zasad, które są ogólnie przyjęte, to ta transmisja w społeczeństwie ma szansę się ograniczyć i nie będzie taka duża jak na przykład we Włoszech".
- Trudno żeby ludzi wszystkich na 100 procent zamknąć w domach, my musimy w jakiś sposób funkcjonować, mamy też potrzeby wyższego rzędu, które musimy zrealizować. Chodzi o to, żeby zmniejszyć masowość kontaktowania się ludzi miedzy sobą - przekonywała.
"Powoli zaczyna nam brakować bazy laboratoryjnej i zasobów ludzkich"
Zapytana, czy w Polsce jest wystarczająco dużo testów, laboratoriów, diagnostów i lekarzy, odpowiedziała: - Ten system już się w tej chwili zaczyna dławić. Jak podkreśliła, lekarzy chorób zakaźnych jest w naszym kraju bardzo mało, poniżej tysiąca, z czego część pracuje na pół etatu, jest na emeryturze lub urlopie rodzicielskim.
Zdaniem ekspertki, choć do tej pory system jakoś funkcjonował, jeżeli epidemia się rozwinie, "to będzie nam trudno". - Zakup testów to jest jedna sprawa, ale ktoś musi te testy zrobić i w jakimś laboratorium - zauważyła. Jak dodała, "oprócz tego, że są same testy zakupione, to powoli zaczyna nam brakować bazy laboratoryjnej i zasobów ludzkich".
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24