Edukacja zdrowotna - nowy, nieobowiązkowy przedmiot szkolny - wzbudza gorącą dyskusję w przestrzeni publicznej. Środowiska prawicowe czy Konferencja Episkopatu Polski są jej przeciwne, jednak lekarze i eksperci zachęcają do udziału w lekcjach.
W sobotę prezydent Karol Nawrocki oświadczył, że wraz z żoną "podjęli decyzję o wypisaniu syna z zajęć". Według Nawrockiego "pod niewinnie brzmiącą nazwą tego przedmiotu próbuje się przemycać do polskich szkół ideologię i politykę". Karol i Marta Nawroccy mają trójkę dzieci. Gdy się poznali, obecna pierwsza dama, a wówczas 19-letnia Marta Smoleń, wychowywała dwuletniego syna, Daniela. Para wychowuje także 15-letniego Antka oraz 7-letnią Kasię.
Do decyzji Nawrockiego odniosła się szefowa MEN Barbara Nowacka, przypominając w serwisie X, że przed decyzją warto przeczytać dokumenty - w tym przypadku podstawę programową.
O sporze wokół nowego przedmiotu i decyzji prezydenta rozmawiali goście "Kawy na ławę" w TVN24.
Gajadhur: przedmiot nieobowiązkowy, mieli prawo
Doradca społeczny prezydenta Alvin Gajadhur został zapytany, gdzie w edukacji zdrowotnej przemyca się do polskich szkół ideologię i politykę.
- Są tam różne rzeczy, na które nie zgodzą się na przykład środowiska prawicowe, episkopat, Konferencja Episkopatu Polski - odparł.
Na pytanie, jakie to rzeczy, nie odpowiedział, lecz oznajmił: - Nie rozumiem jednej rzeczy. To jest przedmiot nieobowiązkowy i pan prezydent z panią prezydentową mieli prawo wypisać swojego syna z tego przedmiotu.
Dodał, że "nie rozumie oburzenia pani minister", bo to przedmiot dobrowolny. - Rodzice mogą sobie nie życzyć tego, żeby w szkole na takie przedmioty dzieci chodziły. Trzeba to po prostu przyjąć i zrozumieć, a nie robić awantury. Pani minister Nowacka widać, że nie ma już się do czego przyczepić, to szuka w całym dziury - ocenił przedstawiciel kancelarii prezydenta.
Horała: 95 procent dobrych rzeczy i 5 procent smrodku ideologicznego
Poseł PiS Marcin Horała przyznał, że wypisał swoją córkę z tego przedmiotu na jej prośbę. - To, czym wszystkim ta edukacja zdrowotna jest reklamowana, że tam są zasady zdrowego odżywiania, higieny, antykoncepcja i tak dalej, to zawsze było w programie biologii (...) Nie widzę specjalnej potrzeby dodatkowego przedmiotu - ocenił.
Według niego na edukacji zdrowotnej "przy okazji jest przemycany pewien światopogląd, w którym na przykład kwestia płci jest czymś oderwanym od płci biologicznej". - I tam pojawiają się takie zdania w tej podstawie programowej, które mogą tu sugerować - dodał.
- Aborcja jest przedstawiana jako zwykła procedura medyczna. Jest w ogóle cała sfera seksualności człowieka omawiana w zupełnym oderwaniu od kwestii na przykład trwałości rodziny, tego, że trzeba brać też odpowiedzialność za swoje działania i tak dalej - kontynuował.
Jego zdaniem "jest to po prostu taki projekt ideologiczny, że wzięto 95 procent dobrych rzeczy, które w szkole są i tak na innych przedmiotach i mogłyby być na innych przedmiotach, do tego 5 procent takiego smrodku ideologicznego i mamy sukces, bo jest nowy przedmiot".
Na edukacji zdrowotnej dzieci i młodzież mogą uczyć się między innymi o zdrowym odżywianiu, o tym, jakie choroby mogą nas czekać w późniejszym okresie życia i jak rozpoznawać ich pierwsze, niepokojące objawy. Duża część zajęć ma być poświęcona otyłości. W programie mowa też o tym, jak poruszać się w systemie ochrony zdrowia w Polsce. Około pięciu procent podstawy programowej stanowią tematy związane ze świadomością seksualną.
Górska: podstawy programowe są bardzo często przepełnione treścią
- Gdyby było tak łatwo rozpisać to na inne przedmioty, to pewnie byłoby rozpisane. Ale te podstawy programowe wszystkich przedmiotów (...) też są bardzo nabite i bardzo często przepełnione treścią - kontrowała senatorka Anna Górska z Lewicy.
Wskazywała, że w podstawie programowej jest "wiele istotnych kwestii", jak uczenie szacunku do innych i nieocenianie czy odróżnianie dezinformacji w internecie. - Ale oczywiście każdy rodzic, ponieważ jest to przedmiot nieobowiązkowy, ma prawo podjąć taką decyzję (o wypisaniu - red.) - dodała.
Schetyna: warto było pomyśleć, żeby to był przedmiot obowiązkowy
Czy to błąd, że edukacja zdrowotna nie jest obowiązkowa? Jak zauważył Grzegorza Schetyna, jeśli przedmiot "jest na początku albo na końcu zajęć dnia lekcyjnego, to zawsze jest pokusą do tego, żeby go omijać".
- Jeżeli się chce wprowadzić i walczyć o edukację zdrowotną w pełnym wymiarze, to warto było chyba pomyśleć o tym, żeby to był przedmiot obowiązkowy - ocenił. Na pytanie, dlaczego zatem nie jest, powiedział, że według niego ministra edukacji chciała dać możliwość uczestniczenia w lekcjach, "uważając, że będzie lepsze przyjęcie tego projektu".
Petru: zawsze były partie wsteczne, które bały się wiedzy i PiS taką jest
- Jak świat światem zawsze były partie wsteczne, które bały się wiedzy i PiS jest taką partią, która po prostu nie chce, żeby wiedza była dostępna dla ludzi - mówił natomiast Ryszard Petru z Polski 2050.
Jak zauważył, "Horała powiedział, że 95 procent treści jest w porządku, a 5 procent mu nie odpowiada i w związku z tym wypisuje dziecko". - To świadczy o tym, że pan się tych 5 procent jakoś strasznie boi, a 95 procent by pan przyjmował - ocenił gość TVN24.
W jego opinii "błędem jest to, że jest to przedmiot nieobowiązkowy". - Wszelkie takie kompromisy na czas kampanii wyborczej odbijają się czkawką potem w realnym życiu - dodał.
Wipler: szkoła w Polsce ma dużo większe wyzwania
Zdaniem Przemysława Wiplera "szkoła w Polsce ma dużo większe wyzwania, dużo większe problemy niż to, ile dzieci pójdzie na edukację zdrowotną". - Spory o te kwestie, biorąc pod uwagę, jaką wielką mamy w chwili obecnej skalę wyzwań w naszym państwie i w całym systemie edukacyjnym, to jest po prostu jakieś nieporozumienie - ocenił poseł Konfederacji.
- Uważam, że to jest prawo każdego rodzica, a również pana prezydenta, do tego, by decydował o tym, kto o tak intymnych sprawach, bo mówimy o rzeczach, które są intymne i mają taki charakter też, jakiego modelu uczy dzieci, by patrzeć na świat. To powinno być prawem rodziców i to jest prawem rodzica i dobrze, że pan prezydent z tego skorzystał - mówił.
Przekonywał, że tematów związanych ze zdrowym odżywianiem, budową układów rozrodczych czy prokreacją uczył się na lekcjach biologii.
Autorka/Autor: akr//akw
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Radek Pietruszka