W internecie antyszczepionkowcy "udowadniają" brak pandemii, nie chcą się szczepić i do tego samego namawiają innych. Potem trafiają na oddział covidowy i nawet tam niektórzy idą jeszcze krok dalej. W Bolesławcu pacjentka z koronawirusem oszukiwała lekarzy, że jest zaszczepiona. Miała sfałszowany certyfikat i przyznała się do tego dopiero wtedy, gdy podłączano ją do respiratora. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Ta historia powinna dać do myślenia - w Bolesławcu do szpitala trafiła pacjentka z koronawirusem, która twierdziła, że jest zaszczepiona, jednak jej stan pogarszał się z godziny na godzinę.
Doświadczeni lekarze zaczęli mieć wątpliwości, czy przyjęła jakikolwiek preparat. – Zastanawiające było to, że u osoby, która była zaszczepiona, zauważyliśmy w kolejnych dniach znaczną progresję (choroby - red.) – mówi Justyna Trzeciak ze szpitala w Bolesławcu. – To nam się nie zgadzało, bo nie było żadnych istotnych chorób współistniejących, natomiast stan jej się istotnie pogarszał – dodaje.
Miała sfałszowany certyfikat covidowy. Przyznała się, gdy trafiła do szpitala
W końcu, gdy podawanie tlenu okazało się niewystarczające, kobietę trzeba było podłączyć do respiratora, dopiero wtedy zdobyła się na szczerość. - Ostatkiem sił przyznała, że jest niezaszczepiona – dodaje dyrektor szpitala w Bolesławcu Kamil Barczyk.
Pacjentka, po długiej walce z chorobą, powoli wraca do zdrowia. Szpital w Bolesławcu zapowiedział złożenie zawiadomienia do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa.
Kobieta musiała zadać sobie sporo trudu, aby zdobyć fałszywy certyfikat i prawdopodobnie nie działała sama. – Fachowy pracownik ochrony zdrowia, pewnie za pieniądze, pozwala sobie na to, żeby przeciwdziałać w ten sposób honorowi swojego zawodu. Przecież to jest coś niebywałego – komentuje prezes Warszawskich Lekarzy Rodzinnych dr Michał Sutkowski.
Antyszczepionkowcy "przekonują się" o nieistnieniu pandemii
Inny przypadek to polityk ze Słupska - bardzo aktywny w mediach społecznościowych. Bogdan Wątor poświęcił wiele czasu na negowanie pandemii oraz podważaniu sensu szczepień. "Po prostu nie wstrzykuję sobie każdego g…, które się reklamuje, a na wirusa znam skuteczne leki" – pisał na Twitterze.
W jednej chwili zmieniło się wszytko, gdy polityk sam trafił do szpitala z poważnymi problemami oddechowymi. "Od 16 czekam w izolatce w szpitalu w Słupsku na przyjęcie na jakikolwiek oddział covidowy. Bez jakiegokolwiek leczenia. Badanie TK wykazało 50 procent zmiany w płucach… Duszę się. Czy to normalne?" – pytał 28 października.
Mężczyzna przeżył - jego stan się poprawia. Tyle szczęścia nie miał za to lekarz z Lublina, który pisał o "eksperymentalnych" terapiach. Medycy, którzy od początku wybuchu pandemii walczą o życie pacjentów, twierdzą, że dopiero pobyt na oddziale covidowym zmusza do refleksji, jednak wtedy bywa za późno.
- Każda z osób, która trafia do nas do szpitala i walczy z powikłaniami, oddałaby wszystko, aby zmienić swoją decyzję, aby cofnąć czas i pójść się zaszczepić – zwraca uwagę dr Tomasz Karauda z Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Łodzi.
Lekarze mówią wprost - zadeklarowani antyszczepionkowcy nie tylko narażają siebie, ale i innych, którzy zamiast wierzyć nauce i medycynie utwierdzani są we własnych lękach. – Te osoby przed podłączeniem do respiratora twierdziły, że jest wszystko dobrze, że za chwileczkę wyjdą ze szpitala, że pandemii nie ma i zdejmijcie te kombinezony, bo to jest jakaś maskarada – stwierdza dr Michał Sutkowski.
Ministerstwo Zdrowia podało, że tylko trzy procent wszystkich zakażonych koronawirusem to osoby w pełni zaszczepione.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24