"Pozdrawiamy z kwarantanny. Za chwilę nie będzie komu leczyć"

"Jesteśmy w podbramkowej sytuacji", mówią dyrektorzy szpitali
"Jesteśmy w podbramkowej sytuacji", mówią dyrektorzy szpitali

- Jesteśmy w podbramkowej sytuacji. Po prostu za chwilę nie będzie komu leczyć, bo personel będzie zakażony bądź na kwarantannie – tak sytuację opisują dyrektorzy szpitali. Ministerstwo Zdrowia zapewnia, że pracownicy medyczni są już objęci priorytetową linią testowania pod kątem koronawirusa, ale zdaniem lekarzy dzieje się to za wolno. Ostrzegają, że system wkrótce może się zadławić.

OGLĄDAJ TVN24 W INTERNECIE NA TVN24 GO >>> 

CZYTAJ RAPORT TVN24.PL: KORONAWIRUS - NAJWAŻNIEJSZE INFORMACJE >>> 

- Jesteśmy w podbramkowej sytuacji. Po prostu za chwilę nie będzie komu leczyć – tak sytuację opisują dyrektorzy szpitali, z którymi rozmawialiśmy. W przypadku styczności z osobą potencjalnie zakażoną koronawirusem lekarze i personel medyczny muszą udać się na przymusową dwutygodniową kwarantannę. Aby wiedzieć, kto jest zdolny do pracy, potrzeba ciągłego dostępu do testów. Ministerstwo Zdrowia zapewnia, że pracownicy medyczni są już objęci priorytetową linią testowania, ale zdaniem lekarzy dzieje się to za wolno. Ostrzegają, że system wkrótce może się zadławić.

Lekarze, ratownicy medyczni i pielęgniarki są na pierwszej linii walki z koronawirusem. Przez to są nieustannie narażeni na zakażenie. Zazwyczaj pracują w zespołach i muszą mieć ze sobą kontakt. W przypadku gdy któryś z członków zespołu ma podejrzenie zakażenia, w kwarantannie ląduje cały zespół. Cała ekipa wypada z grafiku.

Prawie 5 tysięcy testów dziennie

Ministerstwo Zdrowia publikuje na bieżąco statystyki dotyczące liczby przeprowadzanych badań na obecność koronawirusa. W Polsce działa 49 ośrodków, które je przeprowadzają. W sumie przebadano ponad 51 tysięcy próbek. Wydajność polskich laboratoriów to prawie 5 tysięcy próbek dziennie. Jak twierdzi resort, pracownicy służby zdrowia są objęci priorytetową linią diagnozowania. – Mamy w drodze kolejnych 300 tysięcy testów, które jadą do Polski. W tej chwili w dyspozycji laboratoriów jest w granicach 50 tysięcy testów, które są rozdysponowane, więc testów na pewno nam nie brakuje i nie zabraknie. W najbliższych dniach coraz więcej osób będzie badanych na obecność koronawirusa – zapewnia rzecznik ministerstwa zdrowia Wojciech Andrusiewicz.

MZ: w niecałą dobę zostało przeprowadzonych dzisiaj w kraju ponad 5300 testów
Źródło: TVN24

Adrian i Paweł Kołatowie to bracia i jednocześnie ratownicy medyczni. Pojechali karetką do pacjenta, który miał wszystkie objawy koronawirusa. Pacjent zarzekał się przed transportem, że nie miał kontaktu z nikim, kto mógł wykazywać ryzyko zakażenia i że to zwykłe przeziębienie. Dopiero później przyznał się, że jednak miał kontakt z osobą potencjalnie zakażoną. Wszystkich ratowników, którzy mieli kontakt z pacjentem, wysłano na kwarantannę.

– W poniedziałek mieliśmy kontakt z panem, który jest podejrzany o nosicielstwo koronawirusa. Czekamy już czwarty dzień na wyniki testu. W innych placówkach czeka się dobę, dwie doby. Chcieliśmy pozdrowić serdecznie z kwarantanny – mówili w piątek ratownicy na filmiku zamieszczonym w mediach społecznościowych. Po pięciu i pół doby oczekiwania otrzymali informację z sanepidu, że pacjent jednak nie był zakażony. Wrócili do grafiku. Znów mogą ratować chorych. Pracują nawet po 350 godzin miesięcznie w dwóch placówkach: w Turku i w Gnieźnie.

Szpital powiatowy w Otwocku

Takiego szczęścia nie miał jeden z lekarzy rezydentów powiatowego szpitala w Otwocku, do którego udało nam się dotrzeć. Miał prywatnie kontakt z osobą zakażoną koronawirusem. Okazuje się, że wystarczyła tylko chwila, aby lekarz też się zakaził. – Podałem tylko dłoń tej osobie. Wystarczył zaledwie taki kontakt, dosłownie dziesięciosekundowy. W czwartek otrzymałem informację, że ta osoba ma koronawirusa – mówi nam anonimowo lekarz o sytuacji sprzed tygodnia. Sam więc poddał się kwarantannie w mieszkaniu.

Natychmiast powiadomił swój szpital i sanepid. W poprzedni czwartek został zgłoszony na listę priorytetową do badań. Spodziewał się, że odbędzie się to następnego dnia.

- Zadzwoniłem w piątek, żeby dowiedzieć się, o której godzinie ktoś do mnie przyjedzie i pobierze wymaz. Niestety okazało się, że kolejka oczekujących jest długa i może to nie nastąpić ani w piątek, ani w sobotę, ani w niedzielę – relacjonuje lekarz.

Wspólnie ze znajomymi oraz dyrekcją szpitala zaczął poszukiwać możliwości szybszego dostępu do badań i trafił na firmę Warsaw Genomics, głównego prywatnego laboratorium, które przeprowadza testy. Postanowił działać sam. - Firma ta nie wykonywała tych testów komercyjnie dla ludzi. Wykorzystałem to, że jestem lekarzem i miałem kontakt z osobą zakażoną. Dostarczono mi ze szpitala wymazówki, które sobie pobrałem sam w domu. Poprzez moją rodzinę próbki zostały przekazane do laboratorium. W niedzielę z rana otrzymałem wynik, pozytywny niestety  –  mówi lekarz.

Obecnie przebywa w izolacji domowej i nie ma pojęcia, kiedy będzie mógł wrócić do pracy ani jaka jest w takiej sytuacji procedura. Rozmawialiśmy z nim we wtorek.

– Mija czwarta doba od kiedy wiem, że jestem zakażony. Nie wiem, jakie będzie wobec mnie dalsze postępowanie. Czy ktoś mi zrobi jakiś test kontrolny, kiedy wyzdrowieję, że wykluczyć dalszą obecność wirusa? Nie mam pojęcia – mówi lekarz.

Są wyniki, ale to bez znaczenia

Kiedy informacja o kontakcie lekarza trafiła do szpitala powiatowego w Otwocku, dyrekcja zarządziła kwarantannę dla personelu, który miał z nim kontakt. Do izolacji trafiło siedmiu lekarzy i dwie pacjentki. Trzeba było zamknąć cały oddział ginekologiczno-położniczy, bo zabrakło obsady. Żeby lekarze wrócili do pracy, muszą mieć oficjalne ujemne wyniki badań z sanepidu. Członek zarządu szpitala Michał Mrówka mówi nam, że już ma wprawdzie wyniki badań swoich podwładnych, ale wykonał je na własną rękę, więc na ich podstawie nie może zezwolić pracownikom na powrót do obowiązków. Wcześniej kupił dla swojego szpitala testy dostępne dla podmiotów medycznych i dla lekarzy.

- I tak musi to zrobić jeszcze sanepid. A on robi to po siedmiu dniach od ostatniego kontaktu z zakażonym. Ja pobrałem wymazy i mam wyniki, ale to wyniki, których nikt nie będzie respektował. Ale przynajmniej mam je dla siebie – mówi Michał Mrówka.

Infolinia NFZ dotycząca koronawirusa
Infolinia NFZ dotycząca koronawirusa
Źródło: Kancelaria Prezesa Rady Ministrów

Okazało się, że wyniki reszty lekarzy, poza jednym potwierdzonym zakażonym, z którym udało nam się porozmawiać, są ujemne. Ale lekarze muszą pozostać w tygodniowej kwarantannie i czekać na wynik z sanepidu. Członek zarządu szpitala apeluje o zwiększenie dostępności testów, bo katastrofalne efekty ich braku widać gołym okiem nawet już w jego powiatowym szpitalu.

- Jeżeli wszystkich będziemy wysyłać na kwarantannę na 14 dni, to jedni będą wracali z kwarantanny, a drudzy na nią będą szli. I może się okazać się za chwilę, co jest widoczne dookoła także w innych placówkach, oddziały będą się zamykać, bo nie będą miały personelu. W takiej sytuacji chyba się nigdy nie znaleźliśmy. Ja będę naciskał sanepid, żeby pierwszego dnia, który uznają za wiarygodny, żeby natychmiast wykonali testy – mówi członek zarządu szpitala.

Mrówka łata grafik mimo braku lekarzy, którzy wypadają na kwarantannę. Już ma z tym trudności, a doszedł jeszcze apel ministra zdrowia o to, aby z powodu epidemii pracownicy medyczni ograniczali liczbę miejsc pracy możliwie do jednej placówki. Chodzi o ograniczenie przenoszenia się wirusa wraz z pracownikami pracującymi w więcej niż jednym miejscu. Michał Mrówka obawia się, że za chwilę nie będzie komu leczyć.

- Ludzie będą umierać, ale nie na koronawirusa, tylko z tego powodu, że na czas nie udzielono innego świadczenia – przewiduje Mrówka.

O zwiększenie dostępności do testów i środków ochrony dla personelu medycznego apeluje Naczelna Izba Lekarska. W Polskiej służbie zdrowia jeszcze przed epidemią dramatycznie brakowało lekarzy i personelu. Rzecznik Izby Rafał Hołubicki potwierdza, że bez odpowiednich działań system może się zadławić:

– Nie będzie miał kto leczyć i obsługiwać pacjentów. Jeszcze przed epidemią byliśmy w złej sytuacji. Jeżeli chodzi o lekarzy na tysiąc mieszkańców, jesteśmy na ostatnim miejscu w Europie. Mamy 140 tysięcy lekarzy na całą Polskę. Więc jeżeli nie będziemy dbali o to, żeby oni byli bezpieczni przy pacjencie, to automatycznie i lekarz, i pacjent nie będzie bezpieczny w tym systemie, który i tak jest nadwyrężony – tłumaczy Rafał Hołubicki.

Czytaj także: