Co mogło być przyczyną katastrofy samolotu w Korei Południowej, w której zginęło 179 osób? Jak przekazały służby, załoga była ostrzegana przed możliwym zderzeniem z ptakami. Major Michał Fischer, były pilot, mówił na antenie TVN24, że na podstawie dotychczasowej wiedzy można założyć, że nie była to wcale główna przyczyna. Jego zdaniem była nią "kumulacja błędów i podejmowanych przez załogę decyzji". - Coś musiało nastąpić bardzo szybko i nieoczekiwanie, że oni zdecydowali się lądować - komentował Dominik Punda, pilot liniowy i instruktor lotniczy.
W nocy z soboty na niedzielę polskiego czasu na lotnisku Muan w Korei Południowej doszło do katastrofy lotniczej. Samolot Boeing 737-800 ze 181 osobami na pokładzie podczas lądowania zjechał z pasa startowego i rozbił się. Zginęło 179 osób, w tym wszyscy pasażerowie. Przetrwało dwoje członków załogi. O ich życie walczą lekarze.
Szef straży pożarnej w Muan Lee Jung-hyun powiedział, że śledczy analizują możliwe przyczyny katastrofy, w tym udział ptaków i warunki pogodowe. Ministerstwo transportu Korei Południowej ogłosiło, że wieża kontroli lotów ostrzegła pilotów samolotu linii Jeju Air przed możliwym uderzeniem ptaków krótko przed tragedią.
"Kumulacja błędów i podejmowanych decyzji"
Major rezerwy Michał Fischer, były pilot, wykładowca Collegium Civitas, mówił na antenie TVN24, że z dostępnych nagrań wynika, że rzeczywiście doszło do zderzenia z ptakiem.
- Świadkowie mówili o tym, że samolot miał trudności ze wznoszeniem się przy przejściu na drugi krąg, czyli tak jakby miał zredukowany dostępny człon silników, człon zespołu napędowego, czyli tylko jeden pracujący silnik lub prawy silnik pracujący w mniejszym stopniu - mówił.
- Widać ewidentnie, że (samolot - red.) nie ma wypuszczonego podwozia, nie ma wypuszczonych klap, nie ma wypuszczonych slotów, nie są używane przerywacze na skrzydłach - kontynuował.
- Mam wrażenie, że tu mamy do czynienia z dwoma niezależnymi od siebie problemami. Zdarzenie z ptakami to jedna sprawa, natomiast z jakiego powodu piloci nie wypuścili podwozia, nie wypuścili klap, slotów i nie używali przerywaczy, spoilerów? To jakby wskazywało na awarię obu instalacji hydraulicznych - mówił dalej. Dodał, że wcale nie jest wykluczone, że po zderzeniu z ptakami załoga samolotu mogła spanikować, bo - jak mówił - "lądowanie było wykonane fatalnie".
Major Fiszer mówił, że na podstawie dotychczas dostępnych informacji można wywnioskować, że zderzenie z ptakami "nie jest główną przyczyną, że jest to kumulacja błędów i podejmowanych przez załogę decyzji". Zwracał uwagę, że, o ile działał jeden z silników, załoga powinna podjąć decyzję o lądowaniu na innym lotnisku.
Przyziemienie samolotu "ze zbyt dużą prędkością"
Także publicysta lotniczy Michał Setlak analizował na antenie TVN24 jedno z nagrań z momentu katastrofy.
- Widać, że samolot najprawdopodobniej podejmuje próbę awaryjnego lądowania. Przyziemia na pasie lotniska z dużą prędkością, bez podwozia, przy czym nie zatrzymuje się przed końcem pasa, tam jest jeszcze około 200 metrów trawnika i dalej jest antena systemu ILS (system wspomagający lądowanie samolotu przy ograniczonej widoczności - red.) na podwyższeniu, wale ziemnym - mówił.
- Samolot uderza w ten wał ziemny i ulega całkowitemu zniszczeniu, (...), tutaj najwyraźniej to przyziemienie nastąpiło, po pierwsze - ze zbyt dużą prędkością, po drugie - być może daleko od początku pasa. Dlatego ten samolot nie zdołał się zatrzymać, no i efekt jest tragiczny - mówił.
"Coś musiało nastąpić bardzo szybko i nieoczekiwanie"
Dominik Punda, pilot liniowy i instruktor lotniczy, mówił w rozmowie z TVN24, że zderzenie z ptakami jest najgroźniejsze wtedy, kiedy samoloty tracą hydraulikę.
- Więc myślę, że tutaj do tego nie doszło, (...). Trochę to się wszystko wymyka logice, ponieważ jeżeli mieli problem z hydrauliką, to i tak mogli wypuścić podwozie, duża prędkość mogła sugerować, że byli bez klapy - mówił.
Dodał, że "coś musiało nastąpić bardzo szybko i nieoczekiwanie, (że - red.) oni zdecydowali się lądować".
"W tym momencie jest o wiele więcej pytań niż odpowiedzi"
Opinie ekspertów lotniczych przytacza też Reuters.
"W tym momencie jest o wiele więcej pytań niż odpowiedzi. Dlaczego samolot leciał tak szybko? Dlaczego klapy nie były wysunięte? Dlaczego podwozie nie było wypuszczone?" - zastanawiał się cytowany przez agencję Gregory Alegi, ekspert lotnictwa i były nauczyciel we włoskiej akademii sił powietrznych.
Christian Beckert, ekspert ds. bezpieczeństwa lotów i pilot Lufthansy, powiedział, że jedno z nagrań z samolotu sugeruje, że większość układów hamulcowych samolotu nie została aktywowana, co spowodowało "duży problem" i szybkie lądowanie.
Wiceminister transportu Korei Południowej Joo Jong-wan powiedział, że na katastrofę nie wpłynęła długość pasa do lądowania, liczącego 2800 metrów. Zapewnił też, że zabezpieczenia na jego końcu zostały zbudowane "zgodnie ze standardami branżowymi".
Najtragiczniejszy wypadek lotniczy od prawie trzech dekad
Prezes południowokoreańskiej linii lotniczej Jeju Air przeprosił za katastrofę. Podczas krótkiego briefingu prasowego Kim E-bae powiedział, że wsparcie pogrążonych w żałobie jest obecnie najwyższym priorytetem.
Kondolencje złożyła też firma Boeing. Poinformowała również, że jest w kontakcie z Jeju Air. To tania linia lotnicza założona w 2005 roku.
Według danych Ministerstwa Transportu Korei Południowej jest to najtragiczniejszy wypadek lotniczy z udziałem południowokoreańskich linii lotniczych od prawie trzech dekad.
Źródło: TVN24, PAP, Reuters
Źródło zdjęcia głównego: EPA/PAP