Pod koniec listopada komisja "lex Tusk", której członkowie zostali już odwołani przez Sejm, opublikowała raport cząstkowy. Jak donosi OKO.press, w raporcie, który pojawił się na stronie KPRM, za funkcjonariuszy rosyjskiej FSB błędnie uznano dwóch ukraińskich oficerów. "Dopiero następnego dnia zorientowano się, że doszło do kompromitującej pomyłki, i w tajemnicy na stronie internetowej KPRM zawieszono poprawioną wersję raportu" - pisze portal. Dodaje, że w jeszcze wcześniejszej - również upublicznionej, choć nie stronie KPRM - wersji pojawiły się z kolei nazwiska Chorwata i Słowaka. Do sprawy odniósł się były już przewodniczący komisji Sławomir Cenckiewicz.
Większość w Sejmie odwołała 29 listopada członków komisji ds. zbadania rosyjskich wpływów, zwanej "lex Tusk": dyrektora Wojskowego Biura Historycznego, ostatnio autora atakującego Donalda Tuska serialu w telewizji rządowej Sławomira Cenckiewicza, doradcę prezydenta prof. Andrzeja Zybertowicza, przewodniczącego Rady ds. Bezpieczeństwa i Obronności przy prezydencie prof. Przemysława Żurawskiego vel Grajewskiego, Łukasza Cięgoturę, Michała Wojnowskiego, Marka Szymaniaka, Arkadiusza Puławskiego i generała brygady Andrzeja Kowalskiego.
Wcześniej tego dnia komisja zaprezentowała raport cząstkowy z trzech miesięcy swych prac. Komisja m.in. rekomenduje, aby Donaldowi Tuskowi, Jackowi Cichockiemu, Bogdanowi Klichowi, Tomaszowi Siemoniakowi, Bartłomiejowi Sienkiewiczowi nie były powierzane stanowiska publiczne odpowiadające za bezpieczeństwo państwa.
Nazwiska Ukraińców, Słowaka i Chorwata w załączonym wykazie
Jedną z głównych tez tego opracowania miało być udowodnienie kontaktów SKW z rosyjską FSB. W swoim niedzielnym tekście "Newsweek" zwrócił uwagę, że "informując o 107 spotkaniach kierownictwa SKW z przedstawicielami FSB, autorzy raportu o rosyjskich wpływach w Polsce dołączyli listę gości, wśród których obok Rosjan i Białorusina są m.in. nasi sojusznicy ze Słowacji, Chorwacji i Ukrainy".
Jak pisze "Newsweek", na potwierdzenie swojej tezy, "jako jeden z załączników do raportu, komisja lex Tusk umieściła w internecie dokument 'Zanonimizowany wyciąg z 'Raportu z przeprowadzonych czynności kontrolnych w zakresie wybranych aspektów funkcjonowania niektórych jednostek organizacyjnych służby kontrwywiadu wojskowego w latach 2007-2015'". Dołączono też wykaz wejść cudzoziemców na teren centrali SKW, który nosi nazwę "Goście zagraniczni 2011-2014". To właśnie tam - podał tygodnik - oprócz nazwisk oficerów z Rosji i Białorusi znalazły się nazwiska oficerów czterech innych narodowości: Słowaka, dwóch Ukraińców i Chorwata.
CZYTAJ TEŻ: Odwołany członek komisji "lex Tusk" o swojej pensji. "Przypuszczam, że za listopad też będzie wypłacona"
Generał Piotr Pytel, były szef SKW, ocenia w rozmowie z "Newsweekiem", że "publikacja nazwisk dowodzi, że w zapisach SKW i ewentualnych zeznaniach świadków nie ma potwierdzenia dla rzekomych wizyt przedstawicieli FSB w ilości podanej przez twórców raportu". Jednocześnie podkreśla, że "ujawnianie danych osobowych obcokrajowców kontaktujących się służbowo z kontrwywiadem wojskowym innego państwa może m.in. wpływać na dalszy przebieg ich kariery".
OKO.press: nazwiska Ukraińców umieszczono także w raporcie komisji, potem one zniknęły
Z kolei portal OKO.press podał w poniedziałek, że nazwiska Ukraińców znalazły się nie tylko w dokumencie z listą zagranicznych gości SKW, czyli opisanym wyżej załączniku, ale również w głównej części raportu, opublikowanej na stronie KPRM 29 listopada późnym wieczorem. "Wśród wymienionych w tym materiale funkcjonariuszy rosyjskiego kontrwywiadu FSB i pracowników rosyjskiej ambasady, którzy mieli utrzymywać kontakty z oficerami SKW znalazły się nazwiska dwóch Ukraińców: Siergieja Jaculczaka i Wiaczeslawa Kołotowa. Obaj w analizowanym okresie pełnili funkcję attaché w ukraińskiej ambasadzie" - pisze portal. Jak czytamy, "dopiero następnego dnia zorientowano się, że doszło do kompromitującej pomyłki, i w tajemnicy na stronie internetowej KPRM zawieszono poprawioną wersję raportu". "O zmianach w oficjalnym dokumencie nigdzie nie poinformowano, nie zrobiono adnotacji w raporcie, po prostu zawieszono na stronie jego inną wersję" - zauważa OKO.press. I dodaje, że Ukraińców "wskazano w raporcie tylko dlatego, że zostali wcześniej wymienieni w raporcie pokontrolnym SKW, wśród zagranicznych gości odwiedzających siedzibę SKW", czyli wspomnianym załączniku.
"Ten kompromitujący błąd nie tylko ośmiesza całe ustalenia komisji ds. badania rosyjskich wpływów, ale jest też dużym problemem dyplomatycznym" - komentuje OKO.press.
OKO.press pisze również o trzeciej wersji raportu, której edycja zakończyła się "najwcześniej ze wszystkich analizowanych plików" i która była "kolportowana wśród prawicowych mediów".
"Analiza tego materiału pokazuje, że w raporcie oryginalnie zamieszczono nazwiska nie tylko wymienionych już wyżej dyplomatów ukraińskich", ale "generała Jozefa Viktorina, Słowaka, który pełnił funkcję attache obrony ambasady Słowacji, oraz chorwackiego komandora porucznika Andrijia Ljulija, attache ambasady Chorwacji", obu błędnie "przypisanych do rosyjskiego kontrwywiadu". Jak czytamy, tę wersję "prawdopodobnie zmieniono ją przed publikacją, ale już po przesłaniu prawicowym mediom".
Tłumaczenia Sławomira Cenckiewicza
Sławomir Cenckiewicz odniósł się do sprawy w obszernym wpisie w mediach społecznościowych.
Zapewnił, że "podpisany końcowy raport Komisji z 29 XI 2023 r. nie zawiera błędów dotyczących personaliów oficerów (niezależnie od tego nie stanowi to informacji niejawnej)". Dodał, że "raport przyjęty został w głosowaniu przez wszystkich członków Komisji", a "załącznik do raportu Komisji, w którym pojawiło się kilku oficerów obcych służb, pochodzi z materiału audytowego SKW z 2016 r."
Przyznał, że "wersja internetowa raportu opublikowana na stronie KPRM w dniu 29 XI zawierała powielone błędy i tego samego dnia została poprawiona". Dodał też, że "protokoły przesłuchań dołączone do raportu zostały odtajnione decyzją prokuratury (zresztą nie w całości co jest zaznaczone w dokumentach)".
Jednocześnie przekazał, że "komisja nie posiada uprawnień w sprawie zdejmowania klauzul", "w publikacji raportu wykorzystano jedynie dokumenty jawne", a "wersja końcowa raportu i wszystkie dokumenty Komisji są złożone w KPRM".
Źródło: Newsweek, Wyborcza.pl, OKO. press, Onet